Rozdział 3.

276 38 4
                                    

Anyway the thing is what I really mean
Yours are the sweetest eyes I've ever seen

Nawet nie wiem, kiedy zapada noc. Z jeden strony się cieszę, bo minął już kolejny dzień. A z drugiej... i tak zdaję sobie sprawę, że nie zasnę. Jak mam zasnąć, skoro przez ostatnie noce mi się to nie udawało? Chociaż nie, to za dużo powiedziane. Zasypiałem głównie w środku nocy, czasem nad ranem. Na początku usypiałem zmęczony płaczem, kiedy już prawie nie widziałem na oczy. Potem usypiałem już ze zmęczenia, chociaż zanim to zrobiłem męczyłem się jeszcze bardziej. I rano budziłem się w takim samym stanie.

Wszystko robię jak w transie – myję się, przebieram, zamykam dom, robię sobie mocnej, czarnej herbaty, i kładę na szafce nocnej tabletki nasenne, których powinienem używać najrzadziej jak się da, czyli tylko przy zmianie stref czasowych po lotach do Japonii i jet lagu. Nie chcę truć organizmu, ale chociaż raz na jakiś czas powinienem się wyspać. A bez ciebie jest to mało możliwe.

Zamykam okno i mimo wiosny, podkręcam kaloryfery. Następnie wracam do łóżka, okrywam się kołdrą i szykuję sobie koc, jakby temperatura spadła jeszcze bardziej. Zanim gaszę światło sięgam jeszcze po twoją czarną bluzę, tę którą lubiłem najbardziej i którą przypadkiem u mnie kiedyś zostawiłeś. I chociaż jedyne co cię teraz z nią łączy, to fakt że k i e d y ś należała do ciebie, bo nie ma już ani twojego zapachu ani ciepła, to i tak przytulam ją do siebie jakby była namiastką ciebie. Ale to jedyna rzecz, która trochę mi pomaga.

No, może druga. Wiem, że nie powinienem już tego robić, bo ranię się jeszcze bardziej, ale dochodzę do wniosku, że tak czy siak będę cierpieć, więc ten kolejny raz nic nie zmieni. Dlatego katuję się naszymi wspólnymi wspomnieniami, albo chociaż tymi bezpośrednio związanymi z tobą. I jest to chyba jakiś rodzaj perwersyjnej przyjemności, bo choć moje serce się łamie, to te wspomnienia są czymś wyjątkowym, takim przysłowiowym miodem na moje serce. I jedynym, co mi teraz pozostało.

Na czym przedtem skończyłem? Na czasie spędzanym razem. No cóż, jeśli ktoś spędza z kimś innym bardzo dużo czasu, to ma dwie opcje. Albo go mieć dość, nawet znienawidzić, albo się zakochać. I w moim przypadku stała się właśnie ta druga opcja. Zresztą nie wyobrażam sobie jak mógłbym mieć ciebie dość. Zawsze miałem cię wręcz za mało.

Zacząłem się w tobie zakochiwać powoli, z każdym momentem coraz bardziej. I chociaż na początku mogłem to jakoś tłumić, udawać, że nic takiego nie ma miejsca, to nie chciałem tego. I chyba na własne życzenie, całkiem świadomie, zakochiwałem się w tobie coraz bardziej. Na początku coraz bardziej niecierpliwie wyczekiwałem naszych spotkań i nawet jeśli byłem cholernie zmęczony, jadąc z konkursu na konkurs, to cieszyłem się wiedząc, że w końcu cię zobaczę. I wracając do domu miedzy wyjazdami, zaczynałem tęsknić, mimo że to były tylko 4 dni, a czasem nawet 3.

Mówiłem już, że najbardziej zahipnotyzowały mnie twoje oczy? Zawsze kiedy o tobie myślałem, to właśnie one pierwsze pojawiały się w moim umyśle. A potem zaczęły pojawiać się w moich snach. I jakkolwiek tandetnie to zabrzmi, to były ostatnią rzeczą jaką widziałem przed zapadnięciem w sen.

Pamiętam jeden wieczór po konkursie, kiedy przyszedłem do ciebie do pokoju. Siedziałeś sam, próbując wyregulować zapięcie w kasku. Zacząłem opowiadać ci o tym, jak po drodze do hotelu zgubiliśmy Dawida – nadal nie wiem, gdzie on był i jak to się stało – a ty słuchałeś mnie, ciągle szarpiąc to wiązanie. W pewnym momencie podniosłeś głowę i spojrzałeś na mnie takim dziwnym, przeszywającym spojrzeniem. Nie wiem, czy to dlatego, że mówiłem na wdechu i się prawie zapowietrzyłem, czy dlatego, że ta historia była naprawdę głupia. Ale wtedy naprawdę mnie wcięło. Chyba pierwszy raz uderzyło mnie jak cholernie piękny jesteś. Pewnie wspomnę jeszcze jakieś tysiąc razy o twoich oczach, zwłaszcza, że wtedy chyba pierwszy raz zwróciłem uwagę, jak długie masz rzęsy. I jak niesamowicie ostre i wystające masz kości policzkowe oraz linię szczęki. Kompletnie nie przypominałeś tego nieśmiałego chłopaka z wysuniętą szczęką i trądzikiem, którego poznałem parę lat wcześniej. I przez dobre parę sekund wodziłem oczami pomiędzy twoimi oczami a ustami, nie wiedząc na czym najpierw skupić wzrok. I chyba gapiłbym się tak na ciebie jeszcze przez długi czas, gdyby nie uratował mnie Robert Kranjec, z którym wtedy dzieliłeś pokój. Zacząłem oczywiście tłumaczyć się, że po prostu zgubiłem wątek i nie wiem, na czym skończyłem. Co w sumie było prawdą, bo kompletnie nie pamiętałem już o czym wtedy mówiłem.

I to właśnie tamtej nocy pierwszy raz przez długie godziny siedziałem w łóżku, nie próbując nawet zasnąć, tylko analizując wszystko po kolei. I to właśnie wtedy tak całkiem świadomie zorientowałem się, że jestem w tobie zakochany.

Z jednej strony poczułem się prawie jak nastolatek, który uśmiecha się na samą myśl o kimś kogo kocha. Bo tak było Peter. Że wystarczyło aby ktokolwiek wymienił choćby twoje imię i nazwisko, a ja już uśmiechałem się jak głupi do sera. A jednocześnie ogarnął mnie swoistego rodzaju spokój i smutek. Spokój – bo czułem, że to jest w porządku. Że jest tak jak powinno być, że to i tak miało się zdarzyć. Nie broniłem się, nie panikowałem. Smutek – bo już od początku nie robiłem sobie żadnych nadziei ani złudzeń, że to może być odwzajemnione. Nie wiedziałem nawet czy ja, jako mężczyzna mam u ciebie jakąkolwiek szansę. Byłem wręcz przekonany że nie. Aczkolwiek homoseksualizm w sporcie zdarza się częściej niż wam się wydaje.

Poza tym zawsze byłeś Peter trudny do rozszyfrowania. Chociaż czasami potrafiłem dużo wyczytać z twoich oczu, to fakt, że z natury byłeś dosyć nieśmiały i skryty nie ułatwiał mi niczego.

I chyba wtedy już podświadomie czułem, że to nie będzie jedyna noc, którą zarwę myśląc o tobie.

Chociaż wolałem już tamte noce, kiedy próbowałem pogodzić się z faktem, że nigdy nie będziesz mój, niż te, podczas których nie śpię, ponieważ już nie jesteś mój.

_______________

Jeśli przeczytałeś - zostaw gwiazdkę!

Jakieś skargi, wnioski, zażalenia? 

Do zobaczenia wkrótce,

Ola

Come what may | p.prevc x k.stochOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz