Oh, come what may,
Come what may,
I will love you, I will love you.Nie wiem ile czasu już tak leżymy; twoja klatka piersiowa unosi się delikatnie pod moją głową, a ja odnoszę wrażenie, że na nowo zapadłeś w sen. Nie chcę cię wybudzać, dlatego jedyne co robię to wsłuchuję się w krople deszczu na parapecie. Po chwili czuję jak bardzo ostrożnie zaczynasz bawić się moimi włosami. Nie chce mi się nawet otwierać oczu; mógłbym tak leżeć chyba całą wieczność i nie miałbym dość. Po raz kolejny kusi mnie jednak potrzeba zobaczenia twojej twarzy i oczu, dlatego trochę niechętnie odsuwam się i układam się tuż obok ciebie. Obserwujesz mnie spod półprzymkniętych powiek, a kiedy podłapujesz mój wzrok uśmiechasz się.
- Pasowałoby chyba wstać. - mówisz, powoli podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Po co? - jęczę, naciągając na siebie kołdrę. - Nie chce mi się.
Uderza we mnie lekki chłód, kiedy odkrywasz kołdrę na bok i podchodzisz do okna, rozsuwając zasłony. Na polu jest nieco widniej, a odgłosy deszczu wydają się cichnąć.
- Za jakieś parę godzin powinno się wypogodzić. - mówisz, opierając dłonie na parapecie, a ja również wygrzebuję się z pościeli i siadam, narzucając koc na ramiona.
- Wracaj tu, zaziębisz się jeszcze bardziej. - odzywam się, przypominając sobie twój zachrypnięty głos wczorajszego wieczoru i szkliste spojrzenie.
- Nic mi nie będzie. - upierasz się, ale mimo to odwracasz się i podchodzisz do mnie, ponownie klękając na łóżku.
- Nie mam pojęcia jak się leczyłeś, ale znając ciebie to nie sądzę abyś to robił porządnie, więc nigdzie się dziś skąd nie ruszasz. - mówię, kładąc dłoń na twoim czole. Nie sądzę abyś miał jeszcze gorączkę, jednak wolę dmuchać na zimne. Mój wzrok automatycznie wędruje na twoją szafkę nocną, jednak nie zauważam tony leków przeciwbólowych i uspokajających o której mówiłeś. Jedyne co widzę to tabletki na gardło, jakiś spray do nosa i jedno opakowanie ibuprofenu.
Przewracasz oczami z cierpiętniczym wyrazem twarzy, po czym na nowo skupiasz swój wzrok na mnie, lekko mrużąc oczy.
- Kiedy w ogóle ostatni raz coś jadłeś?
Wzruszam ramionami.
- Wczoraj rano. Chociaż... nie, zamierzałem iść jeść, ale dostałem wiadomość od Cene. A potem już wiesz jak się wszystko potoczyło. Więc chyba przedwczoraj wieczorem.
- Boże. - jęczysz, po czym wstajesz, ciągnąc mnie za sobą. - Dlaczego nic wcześniej nie mówiłeś?
- Nie miałem czasu. - uśmiecham się pod nosem, rozglądając się za czymś co mógłbym na siebie narzucić. Widząc moje wahanie i rozpaczliwy wzrok rzucasz mi jedną z twoich kadrowych bluz.
- Mogą być omlety?
Patrzysz na mnie z czymś dziwnym w oczach, jakby niepewnością pomieszaną z nadzieją. A ja jedyne co robię to kiwam głową, bo naprawdę nie wiem po co pytasz. W końcu znasz mnie lepiej niż ktokolwiek inny.
*********
Po jakiejś godzinie ponownie, tak jak poprzedniego wieczoru siedzimy na twojej sofie w salonie, kończąc śniadanie i rozmawiając na wszelkie możliwe głupoty. Deszcz rzeczywiście powoli przestaje padać, dlatego siedzimy tuż przy otwartym oknie. Zapach deszczu miesza się z zapachem ożywczego powietrza i twoich ubrań, a ja czuję się dosłownie tak, jakbym po długim staniu na deszczu w końcu wrócił do ciepłego domu. I jednocześnie trochę nierealnie, bo co chwila spoglądam na ciebie, upewniając się że to wszystko dzieje się naprawdę.
CZYTASZ
Come what may | p.prevc x k.stoch
FanficI jeśli jeszcze tego nie zauważyłeś, albo nie wyraziłem się wystarczająco jasno, to wiedz, że nie ważne co będę cię kochał. Pory roku mogą się zmieniać, a ja ciągle będę cię kochał tak samo. Druga część "Sweater Weather" - przed przeczytaniem poleca...