Rozdział V

639 109 63
                                    


Odwróciłem się szybko i wymaszerowałem dumnie przez te same drzwi, za którymi kilka minut wcześniej zniknęła dziewczyna w kapturze. Miałem cichą nadzieję, że Basia się opamięta i zatrzyma mnie, wołając rozpaczliwie „Nie, Wiktor, nie rób tego!". Mogłem się jednak spodziewać, że tak się nie stanie. Gdyby ludzie upominali mnie za każdym razem, gdy chciałem zrobić coś głupiego, być może jeszcze bym żył...

Basia wlokła się za mną ponuro, przez całą drogę nie odzywając się nawet słowem. Już nie mogłem się doczekać, gdy spotkamy Mikołaja ― on jako lekarz na pewno przyzna mi rację! Bo przecież „Po pierwsze nie szkodzić", „Życie ludzkie jest bezcenne" i tym podobne frazesy ― on chyba jest podobnego zdania?

Przez moment rozważałem jeszcze inną opcję ― być może Basia nie miała mi wcale za złe mojej interwencji, lecz zabolały ją moje ostatnie słowa? Sugestia, że chciałbym się jej pozbyć stąd jak najszybciej mogła nieco ją zranić, ale przecież oboje wiedzieliśmy, że to miasto jest za małe dla nas dwojga. Nie, nie mogła mieć o to do mnie pretensji, skoro w głębi duszy na pewno myślała tak samo.

Przystanąłem tuż przy żelaznej bramie, ciesząc się, że ta noc pełna wrażeń ma się już ku końcowi. Na wschodzie pojawiła się delikatna łuna zwiastująca wzejście słońca. Basia natomiast minęła mnie obojętnie, nie zaszczycając nawet spojrzeniem.

― Myślałem, że pójdziemy do Mikołaja i zapytamy, co on o tym wszystkim sądzi ― powiedziałem zdziwiony. Nie wpadło mi wcześniej do głowy, by w ogóle to zaproponować. Myślałem, że to oczywiste i zgodnie pójdziemy tam razem.

― Nie jestem w nastroju na wałkowanie tego po raz kolejny. Idę poszukać Stefana, a wy bawcie się dobrze.

Zmarszczyłem czoło. Śledziłem biernie wzrokiem różową sukienkę, raz po raz znikającą za kamiennymi pomnikami, aż wreszcie poszedłem w swoją stronę. Postanowiłem przełożyć tę rozmowę na inny dzień i nie wspominać o niczym Mikołajowi, tak aby mógł sobie wyrobić zupełnie własną opinię na ten temat. Spotkałem mojego sąsiada na jego zwykłym miejscu ― wpatrywał się w znikające powoli gwiazdy z poważną miną dziewiętnastowiecznego arystokraty. Ogarnęło mnie dziwne uczucie przepaści między nami, które jednak stopił jeden uśmiech Mikołaja na mój widok.

― Witam! Dobrze się bawiłyście, dzieci?

Nie, mimo wszystko cofam to, co powiedziałem o znikającej przepaści. Ten facet czasem naprawdę niczego nie rozumie.

― Owszem ― przyznałem, naśladując niechcący jego poważny ton. Nie chciałem zasiać jakichkolwiek podejrzeń ― naprawdę zależało mi na tym, by osąd Mikołaja nie był zabarwiony moimi osobistymi odczuciami. ― Możesz mi powiedzieć coś więcej o tym Stefanie? Basia była dziś bardzo tajemnicza.

Przez moment bałem się, że Mikołaj znów wykręci się „prawem do prywatności", ale widocznie taki luksus jego zdaniem miała jedynie Basia.

― Nie wiem o nim zbyt wiele, poza tym, że to nieco podejrzana figura.

― Nie uważasz, że to trochę dziwne, że stary facet przyjaźni się z tak młodą dziewczyną?

Mikołaj spojrzał na mnie krzywo na dźwięk słowa „stary" ― w końcu on tu był najstarszy wiekiem i postrzegał to jako ogromną zaletę. Zaśmiał się tylko krótko, słysząc o moich podejrzeniach.

― Musisz się jeszcze wiele nauczyć. W naszych warunkach nie ma w tym niczego dziwnego. Nie istnieją dla nas ograniczenia takie jak wiek. Spójrz tylko na nas.

Cierpienia martwego Wiktora [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz