Rozdział XX

289 64 13
                                    

Ja w przeciwieństwie do ciebie miałam rodziców, imię oraz nazwisko. Jolanta Górka. Miałam siedem lat, gdy znalazłam się w sierocińcu, bo moi rodzice pili i sąd wreszcie uznał, że nie są w stanie się mną należycie zajmować. Byłam brudna, zaniedbana i głodna, kiedy pierwszy raz stanęłam na progu tego budynku, jedynie z malutkim tobołkiem z ubraniami i pluszowym misiem bez prawego oka. Chociaż w domu nikt za mną nie tęsknił, a matka z ojcem prawdopodobnie nawet nie zauważyli mojego zniknięcia, uporczywie chciałam tam wrócić. Nienawidziłam tego miejsca, kobiet, które tam pracowały i dzieci, które dzieliły mój parszywy los.

Wszyscy to wyczuwali, więc starali się mieć ze mną jak najmniej do czynienia. Nawet te młode wolontariuszki, które przychodziły do sierocińca, udając wielką miłość do każdego niechcianego dziecka, by tylko poczuć się lepszym człowiekiem, trzymały się ode mnie z daleka. Zajmowano się mną z czystego obowiązku, nikt mnie nigdy nie przytulił ani nie ucałował. Dotyczyło mnie tylko to, co było ściśle wypunktowane w zakresie zajęć pracownic sierocińca ― nigdy żadna z nich nie okazała mi nawet odrobiny serca, chociaż były przecież dzieci, które często obdarowywały buziakiem czy miłym słowem. Ty byłaś jednym z nich. Siedmioletnia dziewczynka z tymi swoimi złotymi, lekko falowanymi włosami i niebieskimi oczkami ― do tego owiana kuszącym obłoczkiem tajemnicy.

Mogłaś być każdym. Podczas gdy ja byłam jedynie niechcianą córką dwójki pijaków, ty w poniedziałek byłaś zaginioną księżniczką, w środę córką podróżników, którzy zostawili cię w tym podłym miejscu na przechowanie, byś nie zawadzała im w wojażach, a w piątek zakładniczką, którą dzielne pracownice sierocińca odbiły z ręki piratów. Umiałaś wymyślać historie i czasem tworzył się wokół ciebie wianuszek zasłuchanych dzieci, które spijały każde słowo z twoich ust, a co najśmieszniejsze, wierzyły w nie ― bo przecież taka mała dziewczynka z buzią aniołka nie mogłaby kłamać!

Ja też słuchałam tych twoich opowieści, chociaż zawsze udawałam, że jestem zajęta zabawą w pojedynkę. Ja i mój stary miś byliśmy nierozłączni ― opowiadałam mu moje najskrytsze sekrety, przydzielałam mu różne role w zabawach; czasem był moim mężem, innym razem ukochanym synkiem, by wreszcie zamienić się w wiernego psa, z którym przemierzałam cały świat. Dzieciaki do nas nie podchodziły, chociaż na początku niektóre dziewczynki starały się pozyskać sobie we mnie nową przyjaciółkę, a chłopcy wyśmiewali się z moich rudych włosów, piegowatego nosa i kościstych kolan. Jednak wystarczyło kilka kopniaków i wyzwisk, byśmy ― ja i mój jedyny przyjaciel ― mieli wreszcie święty spokój.

To nie trwało długo. W sierocińcu nie jest dobrze widziane, jeśli jakiś dzieciak ma coś na własność i się z tym za bardzo obnosi, nawet gdyby miała to być puszka po coli czy stara, pluszowa maskotka. Pewnego ranka po prostu obudziłam się sama w łóżku, a moim gorączkowym poszukiwaniom misia po całym pokoju towarzyszyły ciche chichoty innych dziewczynek. Nie dałam im tej satysfakcji i popłakałam trochę w samotności. Cały czas miałam wrażenie, że wszyscy się ze mnie śmieją i spiskują przeciw mnie ― nawet te starsze dzieciaki, które zazwyczaj ignorowały maluchy.

Nie wiem, po co ci to wszystko opowiadam, przecież to nie ma nic wspólnego z twoim pytaniem... Jednak chcę, byś wiedziała, jak się zaczęła nasza znajomość, która potem przerodziła się w najpiękniejszą przyjaźń. Jeśli nie pamiętasz, jak umarłaś, to być może nie pamiętasz nawet, kim jestem. A ja dalej jestem tą samą, małą Jolą, która przez lata nie miała nikogo do kochania prócz ciebie ― aż nie zjawił się w moim życiu mój mąż, a potem syn. Jednak dalej cię kocham, Basiu, kocham twoje wspomnienie wiecznie uśmiechniętej, wesołej dziewczyny! I nie mówię tego wcale dlatego, byś mnie oszczędziła ― możesz zrobić, co zechcesz...

W tym momencie kobieta zaczęła spazmatycznie płakać i ukryła twarz w dłoniach. Nagle uderzyła mnie świadomość, że ona i Basia były przecież w jednym wieku! Jak potoczyłoby się jej życie, gdyby nie zginęła w wieku szesnastu lat? Czy dzisiaj też byłaby zaniedbaną czterdziestokilkulatką z krnąbrnym dzieckiem na karku, które (to wprost nie do uwierzenia!) ― mogłoby mieć tyle lat, co ja w dniu śmierci?

Cierpienia martwego Wiktora [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz