Rozdział XVI

377 66 34
                                    

― Może zdziwi cię to, co teraz powiem, ale tak naprawdę to nie za dobrze pamiętam tamten dzień ― zaczął Stefan na wpół rozbawionym tonem, jakby opowiedział właśnie jakiś świetny żart. Nie patrzył na mnie; wzrok wbił w kawałek podłogi między swoimi stopami i w miarę jak jego opowieść nabierała rozpędu, coraz silniejsze miałem poczucie, że w ogóle zapomniał o mojej obecności.

Na minutę zapadła między nami cisza, której nie śmiałem nawet przerwać. Była to cisza z rodzaju tych poważnych, które zazwyczaj nastrajają do zadumy i wspomnień, ale tym razem sprawiła jedynie, że zakiełkowało we mnie ziarenko zdenerwowania. Milczenie przedłużało się, a ja miałem potworną ochotę wybuchnąć śmiechem, chociaż... a może właśnie dlatego, że była to ostatnia rzecz, jaką powinienem teraz zrobić.

Na szczęście Stefan westchnął ciężko, po czym znowu zabrał głos, zanim bulgocący we mnie niepokój zdołał wydostać się na zewnątrz.

― Pamiętam tylko, że to był kwiecień, dzień po ogromnej ulewie, więc drogi były jeszcze śliskie, a mgła ograniczała...

― Usprawiedliwiasz się ― zauważyłem chłodno, dziwiąc się, że zdobyłem się na odwagę, by wygłaszać takie spostrzeżenia. ― Ty po prostu byłeś pijany.

Mężczyzna spojrzał na mnie ze świętym oburzeniem w jasnobrązowych oczach, ale po kilku sekundach poddał się po raz kolejny, opuszczając smętnie głowę. Nie czułem dumy ani satysfakcji, że mogłem oglądać go w takim stanie. Widok ludzi zupełnie zdruzgotanych zawsze działał na mnie raczej negatywnie ― niezależnie od uczuć, jakimi darzyłem danego człowieka.

― O tym też pisali? ― zapytał rozpaczliwie, jakby się nagle przestraszył, co na taką rewelację powiedzą sąsiedzi.

― Tak.

Nagle jego oblicze rozchmurzyło się i zobaczyłem przed sobą dawnego Stefana, którego oczy błysnęły w ten niezwykły sposób, sugerujący mi jak najszybszą ucieczkę.

― A czy pisali także o... o dziecku?

Nie miałem wątpliwości, że to kluczowe pytanie i od mojej odpowiedzi zależy wszystko ― czy Stefan będzie kontynuował swoją opowieść, czy może wypełni czas spędzony ze mną zupełnie innymi atrakcjami, które mnie raczej się nie spodobają...? Już chciałem z rozpędu odpowiedzieć „Tak, oczywiście, że pisali!", stosując moją starą taktykę o nazwie „Udawaj dobrze poinformowanego, a wtedy każdy sypnie się sam". Ale co, jeśli nie było żadnego dziecka i tym pytaniem Stefan chciał jedynie sprawdzić, czy artykuły rzeczywiście zawierały niewygodne dla niego informacje i czy rzeczywiście je przeczytałem...

Za kilka sekund żadna udzielona przeze mnie odpowiedź nie będzie wiarygodna ― pomyślałem, zdając sobie doskonale sprawę, że ta myśl także kosztowała mnie trochę cennego czasu. Czułem się jak saper mający przed sobą dwa kable ― czerwony i niebieski ― z pięćdziesięcioprocentową szansą, że przecięty przez niego będzie tym właściwym.

Wreszcie pokiwałem głową, na co Stefanowi spełzł z twarzy złośliwy uśmieszek. Znów stał się przybity i przegrany jak skazaniec w celi śmierci (a ja byłem w tak podłym nastroju, że ledwo zauważyłem nutkę czarnego humoru w moim ostatnim porównaniu).

― Więc właściwie wiesz już o wszystkim ― mruknął.

Poczułem, że Stefan chce się wymigać od opowieści, więc powiedziałem szybko:

― Tak, ale chcę to usłyszeć od ciebie. Wiesz, co czasem wypisują w gazetach...

― Dobrze. Dobrze. Wracałem wtedy z pracy wyjątkowo późno. Pracowałem w warsztacie samochodowym, była to obrzydliwa, nudna i brudna robota... Ale ostatni tydzień był wyjątkowo udany, szef dał nam niewielką premię, więc postanowiliśmy to oblać. Wsiadłem do auta trochę wstawiony, tak. Ale nie zdarzało mi się to często, właściwie to nigdy mi się jeszcze nie zdarzyło. Za dużo się naoglądałem w życiu samochodów, które po pijackiej jeździe nie nadawały się już do użycia.

Cierpienia martwego Wiktora [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz