Rozdział XXII

324 62 28
                                    

Przekonany, że Basia sama odszuka mnie w ostatni dzień roku, nawet nie próbowałem się za nią rozglądać. Przez dwa dni świąt, których w naszym towarzystwie nikt nie obchodził specjalnie hucznie, biłem się z własnymi myślami, a Mikołaj udzielał mi milczącego wsparcia. Przechodziłem różne fazy. W pierwszej czułem się niesłychanie szlachetnie, pozwalając Basi na odejście, bym potem ja miał za nią tęsknić i rozpaczać niczym romantyczny kochanek. Druga faza była burzliwa oraz gwałtowna ― chciałem zniszczyć wszystko na mojej drodze po uświadomieniu sobie, że nie ma we mnie za grosz szlachetności. Pragnąłem, by Basia została ze mną na całą wieczność i byśmy razem zwiedzali świat. Ostatni etap przyniósł ze sobą zwątpienie.

― Czasem chciałbym jej nigdy nie poznać, Mikołaju ― mówiłem wtedy. ― Byłbym wolny od tych wyborów, wspomnień, które w obliczu rozstania nasuwają mi się coraz częściej... Obawiam się, że w każdej kolejnej napotkanej osobie będę szukał jej szaleństwa, poczucia humoru i zawziętości... Co, jeśli już tego u nikogo nie spotkam?

― Jestem pewien, że spotkasz, tylko musisz być cierpliwy ― uśmiechnął się mój przyjaciel. ― Wszystkim się wydaje, że nie ma ludzi niezastąpionych, a prawda jest taka, że nie mają wystarczająco dużo czasu, by na nich poczekać.

Zmarszczyłem brwi, bo nie spodobała mi się ta odpowiedź. Wydała mi się strasznie cyniczna, ale jak to określił Mikołaj: „Dojrzejesz do tego dopiero za jakieś kilkanaście lat".

― Więc co?! Mam się męczyć przez cały ten czas? A ty niby kim zastąpiłeś swoją żonę i dzieci? Kochałeś po śmierci kiedykolwiek tak mocno jak za życia?!

Mikołaj się zasępił i w jednym momencie pojąłem, że tym razem posunąłem się odrobinę za daleko. Wsadził dłonie do kieszeni płaszcza, po czym odwrócił głowę, byle tylko na mnie nie patrzeć. Już myślałem, że postanowił się do mnie nigdy więcej nie odezwać, gdy nagle rozległ się jego spokojny i opanowany głos:

― Dobrze wiesz, że to zupełnie inna sytuacja. Znajomości zawartych za życia nie da się z niczym porównać!

Musiałem przyznać mu rację. To gwałtowne uczucie, którym darzyłem Karolinę nijak się miało do tego, co czułem wobec Basi, a jednak nie mogłem się oprzeć, by tych dwóch dziewczyn ze sobą nie porównywać. Co mnie dziwiło i czasem nawet brzydziło jednocześnie ― zdarzało mi się Basię obsadzać także w roli Nastki, jakbym nie mógł się zdecydować, czy to moja siostra czy kolejna miłość...

― Czy my możemy kochać? ― zapytałem drugiego dnia świąt, traktując to pytanie jako wstęp do omówienia moich wstydliwych wątpliwości.

Mikołaj spojrzał na mnie lekko podejrzliwie, ale z jego twarzy nadal nie schodził ten dobrotliwy uśmiech, którym darzył mnie za każdym razem, gdy zadawałem podobne pytania.

― Oczywiście! Kochasz przecież Anastazję i rodziców, prawda?

― Wiesz dobrze, że nie o to pytam ― mruknąłem nieco zniecierpliwiony. Że też ten człowiek zawsze zmuszał mnie, bym wszystkie kłopotliwe pytania zadawał ze stuprocentową dokładnością, czasem nawet powtarzając je nieskończoną ilość razy! ― Pytam, czy my możemy pokochać kogoś.

― Ach, o to ci chodzi ― westchnął z zagadkowym wyrazem twarzy, bardzo z siebie zadowolony. ― Przecież to jasne, że tak. Miłość to kwestia duszy, nie ciała.

Uniosłem brwi, jakby Mikołaj palnął wyjątkowo wielką głupotę, ale chwilę potem uświadomiłem sobie, że jeśli coś tu było głupotą, to właśnie moja niedojrzała reakcja. Poczułem się wyjątkowo idiotycznie, zupełnie jak wtedy, gdy moja mama próbowała przeprowadzić ze mną „uświadamiającą rozmowę o seksie", dzień po moich piętnastych urodzinach. Może tylko z tą różnicą, że wtedy to ona miała większą ochotę się zarumienić.

Cierpienia martwego Wiktora [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz