13. W trudnych chwilach...

418 17 5
                                    

*Darcy*

Wreszcie dopięłam swego. W końcu pokonałam Elektroboya! To było wspaniałe uczucie. Szkoda, że dziadka tutaj nie ma. Zobaczyłby, która z nas jest tą gorszą; nadal ja, czy może jednak Ivy.

- Skoro nie masz już nic do powiedzenia, pora się pożegnać herosiku. - wyłączyłam pole, a Elektroboy bezwładnie poleciał w dół. Ciekawe, co powie Ivy, gdy się dowie, że ostatecznie pozbyłam się naszego wroga? Liga Łotrów będzie ze mnie dumna. Ta myśl przyprawiała mnie o dziką satysfakcję, a zwycięski uśmiech zagościł na mojej twarzy.

*Stuart*

Dopiero kiedy spadałem z dachu, zdałem sobie sprawę z tego, że to naprawdę może być mój koniec. Dlaczego teraz? Dlaczego w taki sposób? Mam odejść skłócony z rodziną? Oni byli gotowi na wszystko, by mi pomóc, a mnie i tak jeszcze było mało. Co gorsza, już nigdy nie zobaczę srebrnych oczu mojej dziewczyny. Ta myśl spowodowała we mnie największy ból. Już miałem przygotować się na bliskie spotkanie z twardym betonem, kiedy zawisnąłem dosłownie parę metrów nad ziemią, jakby jakaś niewidzialna siła nie pozwoliła mi upaść. Dopiero po chwili ogarnąłem, że naprawdę tak było.

- Nic ci nie jest? - spytała Grzmoto-panna, po tym gdy razem z Super-grzmotem za pomocą telekinezy postawili mnie na równe nogi. 

- Ciocia Phoebe? Wujek Max? Co wy tutaj robicie? 

- Android Lily wysłał cynk G-mocy, że potrzebujesz pomocy, więc oto jesteśmy. - oznajmił mężczyzna. Wow, pewnie gdyby wczoraj ktoś mi powiedział, że wynalazek mojej siostry uratuje mi życie, pewnie bym go wyśmiał. Chyba powinienem bardziej doceniać dzieła Lily. 

- Wracaj lepiej do domu, Stuart. Masz już dość wrażeń, jak na jeden dzień. - poleciła ciocia Phoebe. 

- A co ze Zjawą? - spytałem, przenosząc spojrzenie z wujostwa na dach budynku, z którego właśnie spadłem.  

- Udało jej się uciec. - oznajmił tata, wychodząc z wieżowca. Na jego widok spuściłem głowę i odwróciłem się tyłem do niego. Było mi wstyd, że dałem taką plamę, a do tego przerażenie na myśl o nadchodzącej śmierci, bądź kalectwie w najlepszym przypadku, jeszcze mnie nie opuściło. Czułem na sobie spojrzenie taty, ale ten się nie odezwał. Usłyszałem za to głos cioci Phoebe: 

- Zostawimy was samych. 

- Dobrze, dziękuję wam za wszystko. - nie uszły mojej uwadze kroki oddalających się Grzmoto-bliźniąt oraz ojca, który z kolei podszedł do mnie. Nie minęła chwila, a otoczyły mnie jego silne ramiona. - Synku, nie masz pojęcia, jak bardzo się cieszę, że nic ci nie jest. 

- Przepraszam. - wyszeptałem. 

- Nie masz za co. Zaskoczyła cię, zdarza się najlepszym. 

- Nie, gdybym nie wylazł na miasto w kostiumie, nie wiedziałaby nawet, kogo ma atakować. - wyznałem, wyrywając się z objęć ojca. - Zawaliłem na całej linii. Nie dość, że jestem skrajnie lekkomyślny, to jeszcze nie byłem w stanie załatwić jednej łotrzycy! 

- Mnie też uciekła, nie przejmuj się tym tak. - tata próbował mnie pocieszyć, ale nie wychodziło mu to, jak zazwyczaj.

- Ty nic nie rozumiesz! Ja zawsze skupiałem się na Mrocznej! To JĄ uważałem za głównego przeciwnika, a Zjawę zwykle lekceważyłem! Dziś jednak miałem okazję się przekonać, w jak wielkim błędzie byłem. Pokonała mnie zupełnie sama, Mrocznej tu nawet nie było! - targały mną różne emocje. Byłem na siebie wściekły za bezmyślne wystawienie się Zjawie, a do tego przerażało mnie to, jak wnuczka Mrocznego Chaosa mnie podeszła i załatwiła. 

Grzmotomocni : Skryci w CieniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz