„Świat jest sceną, tylko sztuka jest źle obsadzona."

250 18 0
                                    

Rozdział 5

~Rosemary~

Otworzyłam oczy. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłam była twarz Sebastiana. Ten dzień już się źle zaczął... Jeśli w ogóle jest dzień, może być środek nocy. Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam.
– Która godzina? - Zapytałam.
Spojrzał na zegarek.
– Dziewiąta rano.
– Siedziałeś tutaj cały czas?
– Sama mnie o to poprosiłaś.
– Ale nie mówiłam, żebyś gapił się jak śpię,
to dość...perwersyjne.
– Nie miałem złych intencji.
– Dobrze, doceniam twoje szczere zamiary.
Spojrzałam na pierścień na moim palcu. Ściągnęłam go i odłożyłam do szuflady komody, stojącej przy łóżku.
– Ściągnęłaś go?
– Nie wyrzuciłam go bez powodu.
Powoli wstałam z łóżka. Uff... Tym razem bez zawrotów głowy.
– Spałam w odzieniu, cóż za hańba, gdyby ludzie się dowiedzieli...
– Przeszło mi przez myśl, żeby cię przebrać, ale pomyślałem, że uznasz mnie za zbereźnika.
– Dobrze pomyślałeś.
– Chcesz bym zawołał Brittę?
– Tak, poproszę.
– W takim razie, już idę.
Zniknął za drzwiami.
Po chwili do pokoju weszła Britta.
– Czy dużym nietaktem będzie zapytać, czy wszystko w porządku? Widzę, że spędziłaś noc we wczorajszym odzieniu.
– Dopadła mnie wczoraj migrena, położyłam się tylko na chwilę, ale zasnęłam i widzisz... - Wskazałam na swój strój.
Kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo. Całe moje życie jest zbudowane na kłamstwach.
– Ojej. - Powiedziała z zatroskaną miną. – Sebastian wyglądał na zdenerwowanego, wiesz o co może chodzić?
– To zapewne moja wina. Mam na dzisiaj dużo obowiązków, powinnam już od trzech godzin być w  gabinecie i pracować. Takie zaniedbanie moich powinności na pewno go rozdrażniło.
W końcu półprawda to też pewien rodzaj prawdy, czyż nie?
– Martwisz się o niego. - Stwierdziłam.
– Po prostu...obawiałam się, że coś jest nie tak. Życzę mu dobrze... - Wydukała, rumieniąc się przy tym.
Teraz już nie miałam żadnych wątpliwości, co do tego, że jest zainteresowana Sebastianem.
– Oczywiście, rozumiem.
Britta z Sebastianem... Związek z demonem...Nie. To nie mogło się dobrze skończyć. Ale nie będę się wtrącać w cudze życie, sama nie lubiłam, kiedy ktoś ingerował w moje własne. Zresztą Sebastian i tak nie wykazywał żadnych oznak tego, by odwzajemniał uczucia Britty.
– Zaraz doprowadzimy twoje włosy do porządku.
Wzięła grzebień i zaczęła je rozczesywać.
Kiedy byłam już gotowa, udałam się do swojego gabinetu, żeby zająć się bieżącymi sprawami. Nie było tego aż tyle, ile powiedziałam Brittcie, ale mimo wszystko, nie mogłam zaniechać pracy.
Musiałam ostatecznie obsadzić aktorkę w roli Tytanii.
Litery, które kreśliłam piórem, zaczęły rozmazywać mi się przed oczami. Poczułam krótki, pulsujący ból głowy. Kara za łgarstwo? Chciałam migrenę, no to mam... Powinnam zrobić sobie przerwę, ale nie mogę sobie na to pozwolić, muszę skończyć pisać ten list i go wysłać. W końcu bycie dyrektorką teatru do czegoś zobowiązuję.
Kontynuowałam pisanie.
Plama z atramentu.
Co ja najlepszego wyprawiam? Dlaczego wyrzuciłam tamten pierścień? Nie! Nie mogę teraz o tym myśleć. Muszę się skupić. Jeśli chodzi o moje życie zawodowe, to pamiętałam wszystkie szczegóły. Żadnych luk. Chyba, że są, ale o nich nie wiem, bo nie pamiętam. Nie, nie mogę popadać w paranoję...
Muszę zrobić sobie przerwę. Tylko krótka chwila, zaraz wrócę do papierów.
Gra na fortepianie zawsze mnie uspokajała. Tak, pamiętałam to. Pomyślałam, że zamiast przeklinać los za odebranie mi wspomnień, powinnam być wdzięczna za te okruchy pamięci jakie ze mną pozostały. Nawet, jeśli były to nędzne ochłapy...
Zeszłam do salonu i usiadłam przy fortepianie. Niemal automatycznie zaczęłam grać „sonatę księżycową". Nie potrzebowałam nut, pamiętałam cały utwór.
Rozkoszowałam się tą pamięcią, świadomością wszystkich dźwięków. Właśnie tego było mi trzeba, musiałam znowu poczuć klawisze pod palcami.
W pewnym momencie, do granej przeze mnie melodii, dołączyły dźwięki skrzypiec.
Nie odrywając dłoni od klawiatury, obejrzałam się przez ramię.
Stał za mną Sebastian.
Zmieniłam grany utwór na „Preludium C-dur". Sebastian ani na chwilę nie wyszedł z rytmu. Później przeszłam na „Symfonię V". Nie mogłam wytrącić go z rytmu, jego przejścia między utworami były niezwykle płynne. Nie wiem dlaczego koniecznie chciałam, żeby sfałszował, ale dałoby mi to dziwną satysfakcję.
W końcu poddałam się i skończyłam grać.
Odwróciłam się do Sebastiana.
Też odłożył skrzypce.
– We wszystkim musisz być taki idealny?
– Jaki byłby ze mnie lokaj, gdybym nie potrafił dotrzymać mej pani rytmu we wspólnym muzykowaniu?
– Jeszcze raz nazwij mnie swoją panią, to wylecisz przez okno i skończysz jako kolejna planeta układu słonecznego.
– Zły dzień?
– Odkąd się pojawiłeś, w moim życiu nie ma dobrych dni. Są tylko złe i gorsze.
– A więc trafiłem na gorszy?
– Niewątpliwie.
– Wracając do mojej doskonałości. - Uśmiechnął się szelmowsko. - W noc bankietu, wtedy na balkonie, też było idealnie?
– Zbereźnik. - Prychnęłam.
– Może i zbereźnik, ale z dobrymi intencjami.
– Masz trzy opcje: kontynuować tę dziwną rozmowę - osobiście nie polecam, wyjść stąd i zostawić mnie w spokoju - wysoce rekomendowane, lub zostać i dalej ze mną grać. Wybór należy do ciebie.
– Nie będziesz co chwilę zmieniać utworów?
– Nie, obiecuję.
– Masz jakiś wyższy cel? - Spojrzał na mnie sceptycznie.
– Czy ja zawsze muszę mieć jakiś wyższy cel? Po prostu proponuję ci wspólną grę. Coś ci nie pasuje?
– Nie, po prostu  zaskoczyłaś mnie tą propozycją.
– Mam nadzieję, że pozytywnie. Wiesz... wbrew pozorom, wcale nie jestem taka interesowna.
Wróciłam do grania „Sonaty księżycowej", Sebastian zaraz do mnie dołączył.
W tym momencie o niczym nie myślałam, skupiłam się tylko na dźwiękach muzyki. Przez tę chwilę wszystkie moje problemy odpłynęły. Mogłam uwolnić się od dręczących myśli chociaż na chwilę.
W końcu przypomniałam sobie o swoich obowiązkach.
Wstałam od fortepianu.
– Dziękuję za towarzystwo, Sebastianie, teraz wybacz, ale obowiązki wzywają.
– Cała przyjemność po mojej stronie. Może potrzebujesz pomocy? Zostałaś sama z tak wielką odpowiedzialnością, kobieta nie powinna dużo pracować. Zresztą wszyscy myślą, że masz do pomocy męża.
– Nie potrzebuję żadnego mężczyzny. Mam nie dać sobie rady tylko dlatego, że jestem kobietą? Mogę robić wszystko równie dobrze jak mężczyźni, a nawet lepiej! Jestem niezależna i nikogo nie potrzebuję.
– Dobrze. - Uniósł dłonie w obronnym geście. - Tylko pytałem.
Wróciłam do gabinetu i skończyłam pisać list.
Następnie przejrzałam korespondencję, którą wcześniej dostarczył Sebastian.
Pismo z teatru.
Ulżyło mi, żadnych zaproszeń na bankiety.
Otwarłam kopertę i wyjęłam z niej list.
Elegancki papier, postarali się...
Niewątpliwie, nie było to zaproszenie na bankiet, ale w sumie na jedno wychodzi...
Do pokoju wszedł Sebastian z herbatą.
– Złe wieści? Nie wyglądasz na zadowoloną.
– Sam zobacz. - Podałam mu list do przeczytania.
– Chcą żebyś wystąpiła gościnnie w spektaklu. To chyba świadczy o dobrych stosunkach?
– Muszą mieć ze mną dobre stosunki, w końcu jestem tak jakby ich szefową.
– Zamierzasz skorzystać z propozycji?
– Poniekąd jestem do tego zmuszona. Jeśli chcę cieszyć się dobrą reputacją, muszę pokazywać się w miejscach publicznych. Nie opuszczając posiadłości i nikogo nie zapraszając, dałabym ludziom tematy do rozmów. Na pewno wiesz, jak wielkie skłonności do plotek oni mają.
– Kiedy będziesz spotykać się z ludźmi, też będą mieli powody do plotek.
– Jeśli mnie nie ma, to mniej o mnie wiedzą, a to daje większe pole do popisu. Ich insynuacje potrafią być naprawdę daleko posunięte. A uwierz mi, kreatywności im nie brakuje. - Wzięłam łyk herbaty. - Kiedy zobaczysz, jaką rolę mam odegrać, zrobi się jeszcze zabawniej.
Doczytał list do końca.
– Julia Capuletti. - Uśmiechnął się.
– Po ostatnim razie, mam już dość odgrywania zakochanych idiotek. - Westchnęłam.
– Spójrz na to inaczej: „Romeo i Julia" to wzruszająca opowieść o miłości, która zakończyła się tragicznie. Po za tym postać Julii w twojej interpretacji może wypaść naprawdę ciekawie.
– To nie jest opowieść o miłości, tylko o ludzkiej głupocie i o tym, co pożądanie może zrobić z człowiekiem. To było tylko infantylne zauroczenie. Nie wspominając już o gloryfikacji związku opartego wyłącznie na pociągu fizycznym i ckliwych wyznaniach. Godne potępienia, ale ludzie jakoś się tym zachwycają. Chyba, że to ja czegoś nie rozumiem. Wybacz, ale nigdy nie byłam romantyczką.
– Muszę przyznać, że twoja opinia skłoniła mnie do refleksji.
– Powiedziałeś, że Julia w mojej interpretacji może wypaść ciekawie. Sugerujesz, że zupełnie nie pasuję do tej roli, prawda? Cóż... moi koledzy po fachu widocznie stwierdzili, że osiem wiosen wte czy wewte nie zrobi żadnej różnicy.
– Nie miałem na myśli niczego złego. Chodziło mi raczej o to, że jesteś silna i zdecydowana, nigdy nie pozwalasz emocjom zawładnąć na sobą. Zawsze wszystko chłodno kalkulujesz, czasami mam wrażenie, że potrafisz wręcz zupełnie wyłączyć emocje. Ale sądząc po tym wieczorze u Merchantów, jestem pewien, że dasz sobie radę.
– Ani przez chwilę nie wątpiłam, że dam sobie radę. W końcu jestem dobra w tym co robię, prawda?
– Prawda.
Krótko się zaśmiałam.
Dokładnie tak, jak myślałam.
– Nawet nie pomyślałeś o tym, żeby zaprzeczyć. Nie możesz we wszystkim się ze mną zgadzać. Znowu będziesz musiał udawać mojego męża, musisz mieć nade mną władzę, do ciebie musi należeć ostatnie słowo. Ja jestem tylko ozdobą. Pamiętaj, że panuje patriarchat. Nie podoba mi się to, ale w takim świecie żyjemy. To wszystko jest grą. Całe życie jest jedną, wielką grą, a my tylko pionkami. Jak w szachach. Jesteśmy tylko figurami, które ktoś przestawia na planszy.
– Jeśli jesteś figurą szachową, to z pewnością hetmanem.
– Ty za to jesteś skoczkiem.
– Przecież to właśnie  skoczek może pokonać hetmana... - Zrobił zdezorientowaną minę.
– No właśnie. Już to zrobiłeś. Ale nawet jeśli moje życie jest już przegrane, to nie zamierzam załamać rąk i usiąść w kącie. Przeżyję moje życie chociaż po części tak, jak chcę. I nikt mi w tym nie przeszkodzi.
Dalej milczał z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
– Jakkolwiek wielka nie jest moja niechęć do tego wyjścia... - Kontynuowałam. - ...to może ono przynieść liczne korzyści. Wiesz, śledztwa ciąg dalszy. Możemy dowiedzieć się czy mam jakichś wrogów. To wręcz doskonała okazja do tego. Będziesz moim szpiegiem. - Posłałam mu uśmiech. - Będziesz musiał się wdawać w liczne dyskusje z wszelkim towarzystwem. To może być niebezpieczne, ale ustalimy jakąś wersję tego jak się poznaliśmy, skąd jesteś i tym podobnych. Będziesz musiał słuchać plotek o mnie; one powiedzą najwięcej.
– Teraz to już naprawdę czuję się jak John Watson.
– A! Nie zapytałam cię czy się zgadzasz...
– Nie musisz mnie o nic pytać. Wystarczy jeden rozkaz.
– Nie lubię ubezwłasnowolniać ludzi... - Przecież on raczej nie zalicza się do ludzi - ... i demonów. To jak? Pójdziesz z własnej woli?
– Oczywiście, że tak, może być ciekawie.
– W takim razie czeka nas kolejne wyzwanie aktorskie... Scenariusz mojego życia chyba pisał jakiś psychopata i to jeszcze nietrzeźwy...
– Ale czyż nasze role nie są wręcz komediowe? Możemy potraktować to jako niezwykłą rozrywkę.
– Poniekąd tragikomedia to też komedia...

Lady of lies [kuroshitsuji]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz