Rozdział 2
~Rosemary~Obudziłam się.
Boże, miałam naprawdę dziwny sen. Podniosłam się żeby usiąść, jednak przeszkodził mi w tym przeszywający ból głowy.
Z powrotem opadłam na poduszkę, odwróciłam się na bok i jeszcze raz spróbowałam się podnieść, ale tym razem znacznie wolniej. Ból znowu dał o sobie znać, jednak był w miarę znośny.
Nagle drzwi mojej sypialni się otworzyły. Czyli to jednak nie był sen...
Do pomieszczenia wszedł... Jak on miał na imię? W każdym razie piekielnie dobry lokaj.
– Dzień dobry, Lady Rosemary.
– Po co tutaj wszedłeś?
– Muszę pomóc ci się ubrać.
– Umiem zrobić to sama, zboczeńcu. - Prychnęłam.
– Trzeba zawiązać gorset, nie dasz rady tego zrobić sama, moja pani. - „Moja pani"? ten człowiek zaczyna coraz bardziej mnie irytować.
– To jak robiłam to, kiedy cię tutaj nie było?
– To pozostaje tajemnicą. - Uśmiechnął się.
– Mimo wszystko, proszę, opuść mój pokój.
– Tak, moja pani. Będę czekał w jadalni, tam omówimy wszystkie szczegóły. - Zamknął za sobą drzwi.
Jakie szczegóły? Tego chorego kontraktu? Ehh... coś czarno to widzę... Wyciągnęłam z szafy ciemnozieloną suknię i zaczęłam ją ubierać. Faktycznie, wiązanie gorsetu szło mi naprawdę opornie. Starałam się go ścisnąć jak najmocniej, jednak jak na złość, sam się rozluźniał. Jak ja to kiedyś robiłam? Przez głowę przeszła mi absurdalna myśl, że może tego nie robiłam... Ale nie, to niemożliwe. Pamiętam wszystko, no może nie do końca... Wszystkie moje wspomnienia są jednotorowe, niby wiem wszystko, ale nie wiem nic. Dlaczego nie pamiętam jak albo kto mi wiązał gorset? I dlaczego na Boga siedziałam nad tym przeklętym stawem przez tyle godzin jak ktoś niespełna rozumu? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi... W końcu dokończyłam wiązanie wszystkich tasiemek; cała suknia była zawiązana stanowczo za luźno, ale przynajmniej się trzymała. Spojrzałam w lustro, żeby zobaczyć czy coś się we mnie zmieniło. Jednak zobaczyłam te same rude loki i te same zielone oczy.
Nagle przypomniałam sobie o mojej prawej dłoni, uniosłam ją i skupiłam na niej wzrok. Na jej wewnętrznej stronie widniał pentagram.
Przypomniałam sobie wczorajszy ból i aż się wzdrygnęłam. Właściwie to dlaczego z góry zakładam, że to stało się wczoraj? Może to stało się godzinę temu albo dosłownie przed chwilą? W sumie to najmniej istotna kwestia. Będę musiała się pilnować, żeby nie zapominać ubierać rękawiczek. Lepiej zejdę na dół. Zeszłam po schodach, a w jadalni już czekał owy bezimienny lokaj.
Podeszłam do niego bliżej.
– Przypomnij mi, jak masz na imię?
– Sebastian. - Skłonił się lekko.
– Mam kilka spraw do omówienia.
– Proponuję najpierw usiąść, moja pani. - Posłuchałam go i zajęłam miejsce przy stole.
– Zaparzyłem herbatę Earl Grey, odpowiada ci, moja pani?
– Może być. - Sięgnął po dzbanek i nalał mi herbatę do filiżanki.
– Co sobie życzysz na śniadanie, moja pani?
– Nic, wypiję tylko herbatę.
– Ależ śniadanie to najważniejszy posiłek w ciągu dnia. Nalegam żebyś jednak coś wybrała, moja pani.
– Powiedziałam, że nie chcę nic jeść, uszanuj to.
– Tak, moja pani. - Nagle ból głowy dał o sobie znać. Oparłam łokcie na stole i położyłam głowę na swoich dłoniach.
– Sebastianie, byłbyś tak dobry i przyniósłbyś mi okład z lodu?
– Rozkaz, moja pani.
– To nie rozkaz, po prostu proszę cię o przysługę.
– Rozumiem. - Zniknął za drzwiami i po paru minutach wrócił trzymając w ręce okład.
– Proszę bardzo, moja pani.
– Dziękuję. - Przyłożyłam okład z tyłu głowy i westchnęłam z ulgą.
– Może lepiej wezwać lekarza? Jeśli to coś poważniejszego...
– Żadnych lekarzy.
– Oczywiście.
– Co tak stoisz? Usiądź. - Wskazałam miejsce obok siebie.
– Mam zasiąść po twej prawicy?
– Jeśli to dla ciebie jakiś problem, to siadaj gdzie chcesz.
– Ależ nie! Byłbym zaszczycony, moja pani. - Rozumiem, że to lokaj i przestrzega zasad etykiety, ale te jego uprzejmości doprowadzają mnie do szału.
– Pierwsze, podstawowe pytanie: czy w tej rezydencji są zatrudnieni jacyś pracownicy? - Nie mogłam znieść faktu, że nie pamiętam takich podstawowych rzeczy, ale starałam się zachować spokój.
– Nie, żadni. Ale zaręczam, że mogę sam doskonale się wszystkim zająć. Bez najmniejszych problemów zajmę się całą posiadłością.
– Nie ma takiej opcji, trzeba zatrudnić pracowników. Musiałbyś pracować całe dnie i noce, a przecież musisz kiedyś spać.
– Nie sypiam.
– Mogłam się tego spodziewać...
– Więc nalegam, pozwól mi przejąć opiekę nad posiadłością.
– W porządku, muszę przyznać, że wolałabym ograniczyć liczbę służby do minimum.
– Wspaniale.
– Drugie pytanie: masz spełniać wszystkie moje zachcianki, tak?
– A cóż kryje się pod słowem „zachcianki", moja pani? - Uśmiechnął się znacząco.
– Jeśli pomyślałeś o czymś zbereźnym, to nie wyobrażam sobie naszej dalszej współpracy.
– Mogę poświadczyć, iż wszelkie plugastwa nie leżą w mojej naturze. Niemniej jednak, odpowiedź na twoje pytanie jest twierdząca.
– A więc, zatrudnij jakąś kobietę, nie wiem jak to zrobisz, ale jakoś na pewno. Powiedz jej, że chodzi o pracę w charakterze pokojówki albo po prostu coś wymyśl, nie wiem, cokolwiek.
– Chodzi o gorset, jak mniemam. - Uśmiechnął się szyderczo. - Muszę powiedzieć, że odrobinę odstaje.
– Zamilcz.
– Tak, moja pani. Jakieś specjalne życzenia co do owej pokojówki?
– Jeśli to możliwe, to wolałabym, żeby nie była za bardzo gadatliwa. Najlepiej by była cicha, spokojna i staranna. I oczywiście godna zaufania.
– Oczywiście. Już jutro o świcie ją zobaczysz, moja pani.
– Cudownie.
– A teraz ja mam jedno pytanie: masz jakieś specjalne życzenie, cel? Coś do czego dążysz? Pragniesz zemsty? Władzy? - Skąd w ogóle taki pomysł?
– To było więcej niż jedno pytanie.
– Ale wszystkie te pytania można zamknąć w jednym: czy jest coś szczególnego w czym mogę ci się przysłużyć, moja pani?
– Nic.
– A więc mam po prostu wiernie ci służyć aż do końca, moja pani?
– Istnieje opcja pod tytułem „zniknij stąd i daj mi spokój"?
– Obawiam się, że nie ma takowej. - Odpowiedział ze stoickim spokojem.
– A więc dobrze, po prostu rób co do ciebie należy.
– Obiecuję, że będę wykonywać wszystkie swoje obowiązki najlepiej jak potrafię, moja pani.
– Muszę jeszcze znaleźć ci jakiś pokój.
– Nie potrzebuję takowego, jak już mówiłem, nie śpię.
– Mimo wszystko, musisz mieć tu jakieś swoje miejsce.
– W takim razie, nie będę się sprzeciwiał twej woli.
– A więc chodź za mną. - Wstałam z krzesła i odłożyłam okład na stół.
– Tak, moja pani. - Bezszelestnie odsunął swoje krzesło, po czym ruszył za mną.
Weszłam na schody, a Sebastian przez cały czas trzymał się pół kroku za mną. Skręciłam w prawo, po czym otworzyłam trzecie drzwi po lewej.
– Oto twój pokój.
– Spodziewałem się czegoś mniejszego. Czym zasłużyłem sobie na tak luksusowy pokój, moja pani?
– Po prostu był wolny. - Wzruszyłam ramionami. - Właściwie to nikt tu nie mieszka, więc wszystkie pokoje są wolne. A w związku z tym, że aktualnie pełnisz tu najważniejszą funkcję, przysługuje ci taki pokój.
– Jesteś naprawdę wielkoduszna i dobrotliwa, moja pani. - Uspokój się, wdech, wydech... Musisz wytrzymać z nim tylko do końca życia...
– Możesz przestać tak słodzić?
– Tak, moja pani.
– Masz tutaj wszystko czego potrzebujesz. Co prawda, to łóżko raczej ci się nie przyda, ale masz tu duże biurko, szafę, stolik z fotelami, nawet skrzypce, nie wiem czy grasz...
– Oczywiście, moja pani. Uwielbiam grać na skrzypcach. - Cóż, ciekawe; demon lubiący grać na skrzypcach...
– W takim razie będziesz miał co robić w nocy. O ile nie masz jakiegoś ciekawszego zajęcia.
– Chwilowo nie. - Uśmiechnął się.
– A więc, czuj się jak u siebie w domu. - W odniesieniu do Sebastiana, dziwnie to brzmi. Demony mają jakąś swoją siedzibę? Czy naprawdę mieszkają w piekle? A może żyją po prostu na Ziemi wśród niczego nieświadomych ludzi? - Ja pójdę do swojego pokoju.
CZYTASZ
Lady of lies [kuroshitsuji]
FanficRosemary Darthway wbrew swojej woli zawiera kontrakt z demonem, po czym zapomina o znacznej części swojej przeszłości. Postanawia poznać prawdę za wszelką cenę. Fakty, które stopniowo sobie przypomina zaczynają składać się na coraz bardziej niepokoj...