11. Dzieci żyją, mam taką nadzieję

566 36 1
                                    

Przez całą drogę byłam przytomna. Nie miałam bladego pojęcia gdzie się znajdują. Podsłuchałam rozmowę tych dwóch typków. Mówili o ich szefowej, ale ani razu nie wspomnieli o jej imieniu. Po piętnastu minutach weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia. Zaśmierdziało papierosami i spermą. 

Tak dokładnie. Czuć było tu spermą, tak mocno, że moje śniadanie zaczęło się cofać. 

-Gdzie ich dać? - Zapytał mężczyzna. Nie otwierałam oczu, ani się nie wierciłam. Nie chciałam siebie zdradzić.

-Daj ich na dół do piwnicy. Nie dawaj ich razem z dziećmi. Ostatnie pomieszczenie po prawej. Najpierw macie ich przeszukać i obezwładnić. - Usłyszałam damski głos. Pierwszy raz go słyszałam, to znaczy że to nie była osoba mi znana. 

-Jasne szefowo.

Miałam przynajmniej pewność, że z dziećmi nic się nie stało. Kiedy zeszliśmy na dół, mi i Yoongiemu zabrali bronie oraz obezwładnili nas. Nie zauważyli jednak naszych broszurek z kamerami i nie zabrali nam z uszu słuchawek przez które łączność miał z nami Jungkook. Związali nasze ręce sznurami z tył, a także nasze nogi. 

Kiedy tylko odeszli przysunęłam się bliżej Yoongiego i zaczęłam go szturchać. Chciałam go obudzić. 

-Zostaw go Soo, nie ma sensu go budzić. Po tym jak dostał w głowę, będzie tak zmęczony, że nie będzie w stanie nic pomóc.  - Jungkook po raz pierwszy od tamtego zdarzenia odezwał się. Cieszyłam się, że nas widzi i słyszy. 

Wyplułam na kolana bombę z trującym gazem. Przerzuciłam ją na ziemi i odkręciłam się, żeby rękoma złapać to małe coś i schować w spodnie. 

-Co mam robić? - Szepnęłam do broszurki bo tam był umieszczony mikrofon.

-Musicie czekać. Nie podejmuj pochopnych decyzji. W razie czego atakuj z wszystkich sił. Macie jakieś uzbrojenie czy wszystko wam zabrali? - Zapytał

-Mam bombę z trującym gazem, dwa noże przy kostkach i igłę z trucizną w staniku. Nie wiem ja z Yoongim. - Nie miałam jakiegoś dobrego uzbrojenia, ale przynajmniej mi wszystkiego nie zabrali. 

-Niech Yoongi odpocznie. Jesteśmy cały czas w kontakcie. Naprowadzam chłopaków na was. Nie bójcie się. - Zaśmiałam się, kiedy skończył zdanie. - Co cię tak bawi Soo? Może chciałabyś powiedzieć?

-Jungkook... Błagam, czy ja kiedykolwiek się bałam? Ostatni raz strach odczuwałam 10 lat (Każdy pamięta co się wtedy wydarzyło :)) 

To prawda 10 lat temu panicznie się bałam. Teraz nawet jak porwali mi dzieci to takiego strachu nie odczuwałam. Możliwe, że po prostu wiedziałam, że z taką ekipą jaką mam nic złego się nie stanie. A może się mylę?

Taehyung pov.

-Jak to zostali uprowadzeni? - Kiedy tylko Jungkook wytłumaczył nam w jakiej jesteśmy sytuacji, byłem wkurwiony. Zabrali mojego kumpla i moją żonę. 

Od razu kiedy powiedział nam co mamy robić i gdzie się udać ruszyłem jak piorun, a Hoseok tuż za mną. Po drodze spotkaliśmy resztę chłopaków.

-Za godzinę powinna być reszta dziewczyn z BlackPink. Lisa i Jennie właśnie odebrały Rose i Jisoo z lotniska. (Przypominam, jakby co to Jisoo i Jin są razem małżeństwem i mieszkają razem, ale Jisoo często wyjeżdża do dziewczyn) Będą się tu kierować, więc będzie większe wsparcie. - Rozbrzmiał głos Jungkooka w uszach. Lepiej dla nas kiedy będzie nas więcej. - Teraz uważajcie za 10 metrów będą trzy kamery, które zaczną was obserwować. Jedna na dziesiątej, druga na drugiej, a ostatnia na siódmej. Jest najbardziej ukryta. Praktycznie jej nie widać. Bądźcie ostrożni. - Wszyscy zgodnie pokiwali głowami i ruszyliśmy. 

Namjoon zajął się tą na dziesiątą, a Jimin z tą na drugiej. Trzecią ostatnią faktycznie ciężko było znaleźć. Mieliśmy z nią trudność, aż w końcu usłyszeliśmy szelest. Kamera obróciła się w naszą stronę i włączył się alarm. Wszyscy odruchowo zakryli uszy, ale w tym momencie z kory drzewa wyłonił się karabin i zaczął w naszym kierunku strzelać. Chwyciłem szybko pistolet i strzeliłem do kamery. W ten sposób nas nie dorwie. 

-Wszyscy cali? - Namjoon rozejrzał się po naszych ludziach. Okazało się, że Jin dostał. Nasz lekarz, który jest nam najbardziej potrzebny. Na szczęście nie była to rana z kulą od postrzału w jego ciele. Małe draśnięcie na ramieniu.

-Wszystko w porządku. Możemy iść. - Zapewnił Jin.

-Może jednak wrócisz? -Martwiłem się o niego. Nigdy nie pokazywał bólu. Nie chciał być przy nas ciotą. Nigdy bym nawet o nim tak nie pomyślał. 

-Dam sobie teraz zastrzyk znieczulający, który powinien zadziałać. - Uśmiechnął się do mnie i wyciągnął igłę. Pozorny zawsze ubezpieczony. Jin potrafi ze sobą nosić całą apteczkę. W końcu jest naszym lekarzem.

Przepraszam, nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Jak będę miała tylko czas to będę go zmieniać. Mam nadzieję że nie przestaniecie czytać książki ❤

Porwana 2 // BTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz