Birdy - 1901
*
,,Przeszłość i teraźniejszość nie mają znaczenia, a przyszłość jest już zdecydowana."
Kubek z ciepłą herbatą spoczywa ciasno w twojej dłoni, a ty machinalnie wpatrujesz się w parę, która miesza się z kalifornijskim powietrzem. Ciemna noc przykryła Los Angeles. Powinnaś właśnie spać, odpoczywać po podróży, jak Harry, ale zamiast tego siedzisz nad basenem, pozwalając swoim stopom moczyć się w wodzie. Stary, przyduży tshirt z kolorowym nadrukiem przykrywa twoje ciało. Delektujesz się swoją samotnością, chwilą relaksu i rozglądasz po okolicy. Apartament Stylesa znajduje się na wzniesieniu, więc masz stąd dobry widok na ciągnące się wybrzeże z piaszczystą plażą, oddalone jakieś pół kilometra stąd. Zapamiętujesz, aby udać się tam jutro, gdy nastanie poranek, a ty będziesz wypoczęta i w pełni sił. Wszystkie emocje i błędne uczucia zżerają cię od wewnątrz. Przesiąknęłaś zapachem porażki i papierosowego dymu. Uświadamiasz sobie, że dobrze jest uciekać, tak jak teraz, na inną półkulę, to pomaga, niestety tylko na chwilę. Postanawiasz dobrze wykorzystać czas w Kalifornii i zapomnieć o rzeczywistości chociaż na moment. Wdychasz ciepłe powietrze i bierzesz łyk herbaty. Czujesz czyjąś dłoń na ramieniu, więc otwierasz oczy. Harry siada obok ciebie, a ty obserwujesz jego nagą klatkę piersiową, pokrytą tatuażami.
- Czemu nie śpisz? - pyta jakby z troską.
- Nie mogę. Zbyt ładnie tu, aby spać - uśmiechasz się lekko, wskazując głową na oświetlone wybrzeże.
- Możemy przejść się tam jutro, jeśli chcesz - mówi cicho i kładzie się na plecach, a ty idziesz za jego przykładem.
- Jasne - odrzekasz i obracasz się lekko w jego kierunku. - Masz strasznie dużo tatuaży - zauważasz, gapiąc się na niego.
- Cóż, lubię je - szczerzy się. - Masz jakiś?
Zagryzasz wargę.
- Kiedyś myślałam, że to szpeci ciało i nigdy nie chciałam robić - wzdychasz. - Ale potem zdecydowałam się.
- Pokaż! - podekscytowanie Stylesa wpłynęło na jego twarz.
Wywracasz oczami i siadasz na piętach. Podciągasz koszulkę do góry. Ukazujesz mały francuski napis na żebrach, tuż pod stanikiem.
- Sue miała identyczny - szepczesz, a Harry wpatruje się w niego i dotyka go lekko swoją dłonią. Drżysz na ten gest, a chłopak opuszcza rękę, uświadamiając sobie co robi. Uśmiechasz się lekko, mówiąc, że nie naruszył w ten sposób twojej prywatności, więc z powrotem krąży palcem po napisie na twoim ciele.
- Znaczy dla ciebie dużo, prawda? - pyta, a ty kiwasz głową i wzdychasz lekko.
- Cóż, nie wracajmy do tego, czego nie możemy odzyskać - opuszczasz koszulkę. Oboje milczycie chwilę, korzystając z uroków panującej ciszy.
- Wiesz...nigdy nie przyjaźniłem się z dziewczyną. - Harry zaczyna się śmiać, więc oddajesz ten gest. - Może z siostrą, ale to nie to samo - dodaje.
- Wiesz...ja z kolei nigdy nie przyjaźniłam się z gejem. - patrzysz na niego wymownie, a niepohamowany śmiech opuszcza twoje usta.
- Przesadziłaś teraz! - zielonooki krzyczy i podnosi bez oporu twoją sylwetkę, po czym wrzuca do wody. Wynurzasz się, a krople spływają z twoich włosów.
- Nienawidzę cię - jęczysz i wykorzystujesz fakt, że Styles pochyla się nad basenem. Ciągniesz za jego dresowe spodnie i chłopak także ląduje w wodzie.
- Teraz jesteśmy kwita - podnosisz ręce w obronie i śmiejesz się głośno.
- Nie, nie jesteśmy! - zaperza się i zaczyna chlapać cię mocniej.
Pływasz w basenie o 2 w nocy, kalifornijskie powietrze dmucha w twoja twarz, powodując gęsią skórkę, mokra koszulka na dobre przykleiła się do twojego ciała, a ty śmiejesz się, jakbyś była najszczęśliwszą osobą na świecie.
- Wykończysz mnie! - ukrywasz twarz w dłoniach i odgarniasz wilgotne włosy z czoła. - Dziękuję - opierasz policzek na ramieniu Harrego, gdy oboje stoicie w wodzie.
- Nie masz za co. Cieszę się, że jesteś tu ze mną - uśmiecha się lekko, a uczucie sympatii do niego zalewa twoje serce.
To nie jest cud, którego potrzebowaliśmy
Nie, nie pozwolę ci tak myśleć.
/Harry/
- Jesteś leniwym gnojem, Styles! - głos Zayna odbił się w słuchawce.
- Oho, zaczyna się - szepnąłem do Nu i dałem na głośnik. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i przysiadła obok, nasłuchując.
- Nie żartuj sobie - mulat mruczy cicho. - Spieprzyłeś do Los Angeles nie mówiąc nam nic. Grzejesz teraz swoją dupę w kalifornijskim słońcu, a my musimy jutro jechać na niespodziewaną konferencje prasową do Leeds - rozżalenie niosło się echem.
- Tak mi przykro, stary - zaśmiałem się cicho. - Jestem wróżbitą, uciekłem w dobrym momencie, gdyby modest wiedział, że będzie konferencja nigdzie by mnie nie puścił - pogratulowałem sobie.
- Poczekaj chwilę - słyszę dziwne hałasy po drugiej stronie. - Nie Niall, nie jedziemy w tamtą stronę i nie ma po drodze żadnej knajpy, uspokój swój żołądek! - Zayn ewidentnie krzyczy na naszego słodkiego blondyna i nie potrafię być poważny w tej chwili. - Haaaarry. Proszę, zabierz Horana następnym razem ze sobą - głos Malika jest nadąsany.
- Wybacz, od niego też musiałem odpocząć - śmieję się.
- Jesteś w ogóle sam? Loreen chyba miała mieć sympozjum?
- Tak - ucinam. - Jestem w LA... z przyjaciółką. - patrzę kątem oka na Nurię, która jakby odleciała gdzieś myślami.
- Oh...- Zayn wydaje się być zmieszany. - Dobrej zabawy w takim razie. I nie zmieniłem zdania, nadal jesteś frajerem - bąknął.
- Po prostu zazdrościsz - uśmiechnąłem się triumfalnie. - Do zobaczenia - żegnam się i patrzę ponownie na blondwłosą, która pociera dłonią swoje odkryte ramie.
Siedzimy w mojej ulubionej restauracji w Stanach. Pogoda dopisuje, chociaż nie można powiedzieć, że jest upał, ale nie powinniśmy narzekać. Przynajmniej na chwilę zostawiliśmy angielski deszcz za sobą. Bacznie obserwuję twarz Nurii, gdzie jej brwi wydają się napinać i rozluźniać, jakby myślała o czymś ważnym. Kelner przynosi nasze daiquiri i ten gest wybija ją z letargu. Próbuję coś powiedzieć, ale wtedy Doyle wchodzi mi w słowo.
- Jacy oni właściwie są? - pyta, ale patrze na nią niezrozumiale, więc kontynuuje. - Chłopcy z zespołu, twoi przyjaciele.
- No tak, nie znasz nas, nie czytasz prasy - lekko się uśmiecham, próbując zażartować, ale dziewczyna jest poważna i w skupieniu czeka na moje słowa. - Cóż...- wyciągnąłem telefon, otwierając wspólne zdjęcie naszej piątki. - Liam jest prawie jak nasz ojciec. Poukładany i zawsze trzyma wszystko w ryzach. Ale ma też swoją drugą naturę. Nie umie pić wódki, strasznie szybko odpada, a potem musimy taszczyć jego ciężką dupę do domu - razem z Nurią śmiejemy się cicho, a ja jestem wdzięczny losowi, że udało mi się ją rozbawić. - No i śpiewa pod prysznicem, robi to bardzo głośno i czasem mam ochotę rozwalić jego głowę o szafkę. Ale mimo to jest niesamowity, szczególnie gdy przypomina o czymś ważnym, o czym wszyscy zapomnieliśmy. - Patrzę kto stoi obok Liama. - Zayn jest jedyny w swoim rodzaju. Strasznie szybko się denerwuje i wątpię, że potrafiłby przeżyć bez dziennej dawki nikotyny, więc myślę, że wy oboje dogadalibyście się, jesteście w tym podobni - stwierdzam i czuję kuksańca od blondynki. - Jest w szczęśliwym związku z Perrie i naprawdę im tego zazdroszczę. Poza tym tak jak długo się znamy, tak nigdy nie odmówił mi pomocy - uśmiecham się lekko, patrząc czyja kolej. - Louis. Uh, Louis miewa humorki jak kobieta w ciąży. Na okrągło robi sobie ze mnie żarty i czasami poważnie go nienawidzę. Ale jest moim przyjacielem, więc gdy się na niego dąsam, przynosi mi gorącą czekoladę, albo coś słodkiego i wybaczam mu natychmiast.
- Tak łatwo można cię przekupić, Styles - Nuria kręci głową z rozbawienia.
- Chyba tak. - wtóruję jej. - Z Lou nigdy nie jest nudno, potrafi rozśmieszyć każdego i jest niesamowicie rodzinny. Nie umie jednak gotować i ma zakaz wchodzenia do kuchni, po tym, jak kiedyś omal nie spalił domu - znowu śmiejemy się krótko. - Następny jest Niall. - mówię i zerkam na blondynkę, której źrenice lekko rozszerzyły się. - Więc Niall jest okropnym śpiochem i prawie zawsze się spóźnia, i ma najgorszy śmiech na świecie, heej, z nim też masz dużo wspólnego! - rzucam, oczekując kolejnego klepnięcia w mój bok, ale nic takiego nie następuje. Doyle niemo prosi, abym kontynuował. - Horan potrafi chyba zjeść konia z kopytami i to dosłownie, straszny z niego łakomczuch. Nikt nie potrafi się na niego gniewać długo, a laski lecą na jego akcent, chociaż zupełnie nie wiem, co w nim takiego pociągającego - rozkładam ręce w geście kapitulacji. - Mimo jego radosnej aury, rzadko zwierza się z problemów, gdy coś go boli po prostu zamyka się w pokoju.
Nuria kręci lekko głową i patrzy na zdjęcie w moim telefonie. Zagryza wargę i ewidentnie próbuje powstrzymać emocje, które targają nią od wewnątrz. Zapada krótka cisza, zanim ponownie słyszę jej głos.
- Został jeszcze zielonooki, nieznośny chłopiec z lokami - uśmiecha się, wskazując na mnie.
- Cóż - wypinam dumnie pierś. - Ja jestem tym najprzystojniejszym, najzabawniejszym, posiadaczem słodkich dołeczków i najlepszego głosu - szczerzę się, a Nu wybucha głośnym śmiechem.
- Jesteś taki beznadziejny, Styles - trzyma się za brzuch.
- Dobra, staram się. Ugh, myślę, że całkiem nieźle gotuję.
- I całkiem nieźle uciekasz. - Nuria unosi kącik swoich ust do góry, patrząc na mnie spod rzęs.
- Szczególnie do Los Angeles, porywając przy tym inne osoby - mrugam okiem.
- Mieszkacie wspólnie, prawda? - dziewczyna zerka na zdjęcie.
- Tak, tak lepiej nam się współpracuje. Co prawda mam mieszkanie na obrzeżach Londynu, gdy potrzebuje prywatności...
- Gdy potrzebujesz się zabawić i nie chcesz, by przyjaciele podsłuchiwali pod drzwiami - przerywa mi, chichocząc pod nosem.
- Twoja bezpośredniość jest przytłaczająca - śmieję się. - Ale tak to własnie wygląda.
Następne kilka minut żadne z nas się nie odzywa. Nie ma w tym nic niezręcznego. Chłoniemy ciszę i odgłosy rozbijających się fal o brzeg.
- Długo znasz się z Edem? - słyszę pytanie blondynki, która wpatruje się w wodę.
- Dosyć, poznaliśmy się, gdy skończyłem 16 lat - wzdycham, uświadamiając sobie, że moje dzieciństwo zostawiłem dawno za sobą. Teraz rozliczany jestem ze wszystkich wyborów i nie mogę niczym się usprawiedliwić.
- Ja jakoś od 10 miesięcy - uśmiecha się. - To dziwne, że nie spotkaliśmy się wcześniej.
- Ostatnie pół roku spędziłem w Azji, koncertując. A jakieś trzy, cztery miesiące przed trasą poznałem Loreen i kompletnie straciłem dla niej głowę, wykorzystywałem każdą minutę, by się z nią zobaczyć, na tyle na ile pozwolił mi modest, oczywiście.
- To by wszystko wyjaśniało - mogę wyczuć, że znowu się zamyśla. - Powinieneś walczyć o wasz związek, jeśli ona jest tym, co sprawia, że się uśmiechasz - mówi nagle, a ja tracę zupełnie głos.
Nie wiem, co odpowiedzieć, bo zdaję sobie sprawę, że moja relacja z Lolą jest zupełnie inna niż na początku. Poszukuję w swojej pamięci momentu, w którym to wszystko tak się popsuło. Nie mam pojęcia. Może to któraś chwila, gdy byłem w trasie? Już wtedy nasz kontakt wydawał się niknąć. Może to czas, kiedy byłem w Tajlandii i dzwoniłem do niej, mówiąc, że ją kocham i żałuję, że nie może tu być, a ona nie odpowiedziała? Niekiedy miałem wrażenie, że robiła wszystko i zachowywała się tak, jakby chciała bym zakończył ten związek. Pewnie to tylko moje głupie wyobrażenie, bo po prostu oddaliliśmy się od siebie.
- Wiesz, że Loreen nigdy nie była tu ze mną? Pomimo, że Kalifornia to miejsce, do którego wciąż wracam. Zawsze chciałem jej pokazać tę restaurację, w której teraz jesteśmy. Uwielbiam tu jeść - mój głos jest chłodny.
- Przykro mi - Nuria opiera się plecami o wygodne oparcie, a jej wzrok błądzi po rozciągającym się widoku przed nami. - Naprawdę mi przykro, że nie jesteś teraz tutaj z osobą, którą kochasz - mówi niesamowicie cicho, a ja w rzeczy samej nie chciałem by brzmiało to tak, jakbym żałował, że ją zabrałem. Wszystko czego pragnąłem, to rozchmurzyć tę dziewczynę, dla której życie nie było zbyt łaskawe, mimo, że starała się udawać. Ale ja jakimś cudem ją przejrzałem. I widziałem, że przy mnie nie ukrywa już zamyślenia, czy tych drobnych gestów, które świadczyły o słabościach. Wiem, ze powinienem teraz coś powiedzieć, ale jakieś dwie dziewczyny wchodzą nam w paradę, prosząc o wspólne zdjęcie. Są strasznie podekscytowane. Rozmawiają z Doyle, chwalą jej singiel i pytają o date pojawienia się płyty, a Nuria jest naprawdę zadowolona z tego, co słyszy, bo jej oczy świecą ciepłym blaskiem. Czuję w jakimś stopniu dumę i jestem wdzięczny, że Ed odnalazł jej talent, bo śpiewanie, to chyba jedna z niewielu rzeczy, które ją uszczęśliwiają.
- Rusz tyłek, Styles. Chcę obejrzeć wybrzeże z bliska - podnosi się z miejsca.
- Co rozkażesz, o Pani - wywracam oczami ze śmiechem i już po chwili opuszczamy restaurację, rozmawiając znowu o głupotach. Bo rozmawianie o poważnych rzeczach nie wychodziło nam najlepiej. Wtedy po prostu zdawaliśmy sobie sprawę, jak wiele straciliśmy i jak wiele nie potoczyło się tak, jakbyśmy tego oczekiwali. Cóż. Byliśmy w pewien sposób podobni. Oboje wciąż poszukiwaliśmy sensu życia...
Poszukiwaliśmy właściwiej drogi, światła w tunelu, normalności...Byliśmy tymi, którzy czekali. Którzy po prostu czekali na ratunek.
Tyle było już pomysłów, które przeminęły.
Pokaż swoje karty, kawa na ławę.
/Nuria/
Obiecałam nie myśleć za dużo, ale to po prostu nie możliwe. Sama nie wiem dlaczego właściwie wypytywałam Harrego o zespół. Bo chciałam się czegoś o nich dowiedzieć? Bo pamiętam ich jako nastolatków, którzy założyli grupę, a dziś wydają się być zupełnie innymi ludźmi niż wtedy? Bo chciałam sprawdzić, jak wyrażają się o Niallu inni? Nadal nie wiem dlaczego Horan zawsze trzymał mnie od tego daleko, od zespołu, od showbiznesu, od jego świata. Naprawdę już wtedy chciał mnie z niego usunąć? Chciał mnie chronić? Czy po prostu zatopił się we własnej sławie, zapominając o życiu, które prowadził wcześniej?
Idę obok Harrego, sunąc bosymi stopami po mokrym piachu, nie mówimy za wiele i naprawdę to doceniam, bo chyba nie potrafiłabym powiedzieć teraz nic mądrego. W zasadzie dobrze czuję się w jego towarzystwie, zupełnie normalnie, jakbyśmy się znali od wieków i nie musieli niczego udawać.
Niebo jest już granatowe, a światło księżyca praktycznie oślepia. Woda szumi delikatnie w moich uszach i jestem całkowicie zafascynowana widokiem. Właściwie mogłabym się do tego przyzwyczaić. Zauważam, że kierujemy nasze kroki z powrotem do apartamentu, dlatego przerywam ciszę.
- Nie chcę jeszcze wracać - mówię szeptem i przysiadam na piasku, delektując się wszystkim w około.
- W porządku - Styles lekko się uśmiecha i już po chwili czuję jego ciało tuż obok mojego.
- Możesz iść, nie musisz mnie niańczyć. - odpalam papierosa, zaciągając się dymem.
- Oh, chcesz się mnie pozbyć? - robi smutną minę, więc chichoczę cicho.
- Wierz mi, że nie, Harry. Jesteś najlepszym, co mogło mi się w ostatnich dniach przydarzyć. No może nie licząc nowej gitary od Eda - udaję zamyślenie.
- Porównujesz mnie z gitarą? Powinienem się obrazić! - krzyczy, jednak po chwili śmiejemy się oboje. - Poczekaj tutaj - dodaje, a ja potakuję i opieram głowę o małą, wystającą skałę. Wzdycham cicho, papierosowy dym pali przyjemnie moje płuca. Za kilka minut widzę przed sobą sylwetkę zielonookiego, który trzyma dwie butelki z piwem. Patrzę na niego z uznaniem i wdzięcznością. Stukamy szkłem.
- Za ucieczki? - chłopak wznosi toast.
- Za ucieczki. Dobrze jest się czasem zresetować, dziękuję. - szepczę i opieram się o bok Stylesa, który automatycznie otacza mnie ramieniem.
- Jutro po południu mamy lot powrotny.
- Musiałeś to mówić? - jęczę. - Zupełnie zepsułeś ten błogi nastrój! - uderzam w jego żebra.
- Kto by pomyślał, że jesteś taka drażliwa! - broni się. - Nigdy nie myślałaś o Edzie w inny sposób, jako potencjalnym partnerze? - pyta nagle, a ja o mały włos nie krztuszę się swoim piwem.
- Boże, Styles! Co ci strzeliło do głowy? - śmieję się. - Po pierwsze Ed był zawsze Sue, a Sue była Eda. Po drugie, na tym właśnie polega przyjaźń między kobietami i mężczyznami, gdy jedno zaczyna czuć coś więcej do drugiego, przyjaźń się kończy - wyjaśniam i patrzę badawczo na jego mrugające niepewnie oczy. - Chyba wiem o co ci chodzi...spokojnie Harry, nie zakocham się w Tobie, a ty we mnie. Może łączyć nas wszystko, wszystko, tylko nie miłość - próbuję się uśmiechnąć, ale wychodzi z tego bardziej grymas. Milczymy.
- Chyba nie zakochujesz się łatwo, prawda? - chłopak przerywa ciszę.
- Cóż, przejrzałeś mnie - wzdycham i odgarniam włosy z czoła. Obserwuję jego twarz, której mięśnie napinają się, a wzrok jest skierowany na ocean.
- Opowiedz mi o Sue i Edzie - prosi, uśmiechając się lekko.
Zamykam oczy i zaczynam ich historię. Zwykłą historię dwójki ludzi, dobrych przyjaciół, którzy tworzyli muzykę. Których połączyło jakieś błędne uczucie, o którym nie mówili nikomu i którego wypierali się przy każdej możliwej okazji. Zwykła historia dwójki bliskich mi ludzi, których scaliła miłość i rozdzieliła śmierć.
I cóż, zaczęła się dokładnie tak, jak moja i Harrego. Ale my jesteśmy przecież całkiem inni, racja?
I będę wszystkim, o co poprosisz, a nawet więcej.

CZYTASZ
Docks. h.s. / zakończony
FanfictionCo poświęciłeś dla sławy? Czy było warto? Skomplikowana historia ludzi, którzy nie mają nic prócz wątpliwości, niezadanych pytań i kliku ułożonych piosenek. Śmierć, życie, rozstania, powroty, przyjaźń, miłość. Muzyka, która prowadzi na szczyt popul...