12. Żyje się dla powrotów.

299 14 1
                                    

Jaymes Young - One last time

*

,,Żadne błaganie nie zawróci czasu."

- Twoja kawa, Harry - słyszysz wysoki głos brunetki, która cały czas mierzy cie dziwnym spojrzeniem.
- Dzięki - odpowiada chłopak i chyba również zaczyna odczuwać tę gęstniejącą atmosferę. - To Nuria, moja przyjaciółka. - Dodaje, przedstawiając cie. Wyciągasz rękę i starasz się uśmiechnąć.
- Loreen, jego dziewczyna. - Zaznacza. Cóż, wiesz to. Widziałaś przecież ich wspólne zdjęcia. Jej postawa nie zyskuje twojej sympatii.
- Um. Przykro mi, że poznajemy się w takich okolicznościach.
- Tak, masz racje. - Odrzeka obojętnie. - Muszę już iść. Pamiętaj o bankiecie. - Dodaje do swojego chłopaka i wpija się w jego usta. Ich słodkie pożegnanie ewidentnie peszy Stylesa, zupełnie jakby dawno nie przejawiali takiego gestu. I masz szczerą ochotę się roześmiać na tą nieuzasadnioną zaborczość brunetki, ale zamiast tego postanawiasz dać im trochę prywatności. O ile można mówić o prywatności w szpitalu pełnym ludzi.
- Nie paliłam od czterech godzin, wiec przeproszę was na moment. - Rzucasz mimochodem i kierujesz się do wyjścia. Siadasz na murku i wkładasz cienkiego papierosa między wargi, odpalając go. Dym rozchodzi sie po twoim wnętrzu, paląc przyjemnie. Słyszysz stukot czarnych obcasów Loreen, która zbliża się do ciebie. Wystawia wskazujący palec w twoim kierunku.
- Nie wiem skąd się pojawiłaś, ale trzymaj się od Harrego z daleka. - Cedzi.
Prawie zachłysnęłaś się powietrzem.
- Jesteś zazdrosna? Czego w zdaniu, ze jestem jego przyjaciółką, nie
zrozumiałaś? - Prychasz, wypuszczając dym.
- Dobrze ci radzę! - mruży oczy.
- Myślę, że Haz jest na tyle dorosły, aby sam decydować z kim się zadaje. Nie wstyd ci robić przedstawień pod szpitalem? - Pytasz kpiarsko.
Dziewczyna ma zaciśnięte wargi, jest tak zdeterminowana, jakby rzeczywiście chciała sie ciebie pozbyć. Jakby twoja obecność przeszkadzała jej w misternym planie, który uknuła. Po chwili kieruje się do swojego samochodu, posyłając ci kolejne mordercze spojrzenie.
Kręcisz głową, zastanawiając się nad wszystkim, co powiedziała. Wejście ponownie otwiera się i staje w nich Zayn, przeszukując kieszenie. Znajduje wreszcie swoją paczkę z fajkami, gdy jednak widzi, ze jest pusta, jęczy zrezygnowany.
- Tego potrzebujesz? - ruszasz sugestywnie brwiami i częstujesz go papierosem.
- Ratujesz mi życie!
- Tak bym tego nie nazwała - wskazujesz na napis palenie zabija, po czym śmiejecie się krotko.
- Racja. - Przytakuje i dosiada się do ciebie.
Ciszę przerywa czerwony sedan Loreen, która wyjeżdża z piskiem opon spod szpitalnego parkingu.
- Uh, chyba moja obecność tutaj ją rozwścieczyła - mruczysz cicho.
- Jest zazdrosna, to wszystko - mulat kręci głową z rozbawieniem.
- To wszystko? Chciała wydrapać mi oczy - śmiejesz się.
- Harry nigdy nie przyjaźnił się z dziewczynami. Ładnymi dziewczynami. Musisz ją zrozumieć.
Odgarniasz włosy z czoła i podnosisz kąciki ust na komplement Malika.
- Zawsze jest taka pretensjonalna? - pytasz.
- Właściwie to normalna, cicha dziewczyna. Kłócą się z Harrym, ale kto tego nie robi teraz w związkach - widzisz zawahanie w jego oczach. - Właściwie nic o niej nie wiem - wzrusza ramionami.
Myślisz, ze to dziwne, ale nie mówisz tego na głos.
- A jej kontakt z reszta zespołu?
- Gdy widzimy się większą grupa nie dzieje się nic szczególnego. Czasem pyta nas o plotki lub różne głupoty z mediów. Z początku myślałem, że to podejrzane, ale chyba czyta dużo kolorowej prasy i jest po prostu ciekawa - stwierdza obojętnie. - Czemu pytasz?
- Źle jej patrze z oczu. -  Odrzekasz szczerze. Papierosowy dym, który wypuszczacie z ust, miesza się z chłodnym powietrzem. - Poznaje z daleka ludzi, którzy coś ukrywają.
Sama byłaś jedną z takich osób. Żyłaś na co dzień ze swoimi tajemnicami, niszczącymi cię od wewnątrz i doskonale wiedziałaś jak to wygląda. Loreen rujnowała sama siebie, miałaś nadzieję tylko, że to nie zrujnuje Harrego. Westchnęłaś przeciągle.
- Wracam do środka, zrobiło się zimno - komunikujesz krótko Malikowi. - Łap - rzucasz mu paczkę z papierosami. - Mam jeszcze jedną w samochodzie.
Zayn uśmiecha się do ciebie szeroko.
- Dzięki, aniele.
Na pewno nie byłaś aniołem. Popełniałaś za dużo błędów, nie byłaś w stanie zbawić świata, cały czas potykałaś się o pułapki, które sama zostawiałaś. Mimo to, uśmiechnęłaś się słabo, patrząc na palącego bruneta, dopóki szklane drzwi szpitala nie zasunęły się za twoją sylwetką.
Chciałaś być aniołem. Być nim dla kogoś.

Docks. h.s. / zakończonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz