Rozdział 27

2.1K 147 83
                                    

Odsunąłem się od Edena dopiero w chwili, kiedy moje płuca dosłownie paliły mnie z braku tlenu. Nie oderwałem się jednak daleko, utrzymując nasze czoła złączone razem. Wsłuchiwałem się w serię nierównych oddechów chłopaka, które były w większości idealnie zsynchronizowane z moimi własnymi. Przez dłuższy czas nie otwierałem oczy i starałem się zatrzymać tyle ciepła chłopaka w moich ramionach ile tylko dawałem radę. Wszelkie dźwięki, które nie dotyczyły naszej dwójki całkowicie wtopiły się w tło i praktycznie ich nie słyszałem. 

Gdy w końcu uchyliłem powieki spotkałem się z przymrużonymi pomarańczowymi źrenicami, w których zapewne jeszcze niedawno znajdowały się łzy, ponieważ pozostawały one przekrwione, a rzęsy lekko wilgotne. Na bladej karnacji Edena widać było zaczerwienienia, prawdopodobnie spowodowane nadmiernym wycieraniem łez. 

Chłopak pocałował mnie lekko w czoło po czym przytulił mnie tak delikatnie, że najmniejszy ruch mógł przerwać jego objęcie. Schowałem ponownie twarz w szyi chłopaka i wziąłem głęboki oddech, czując ciepło przez znajomy zapach płynu do prania, perfum z promocji i czegoś co miał w sobie tylko Eden. 

Miałem ochotę jak najszybciej wstać i zabrać białowłosego z tego miejsca. Po prostu chwycić go za dłoń i uciec nie patrząc za siebie nawet na moment. Wiedziałem jednak, że w moim stanie szybko nie ruszę się z tego szpitalnego łóżka.

Można było powiedzieć, że minęły wieki zanim faktycznie odsunęliśmy się o siebie na tyle aby przestać czuć ciepło bijące od drugiej osoby. Zdawałem sobie sprawę, że nie byliśmy sami w pokoju. Wiedziałem, że razem z nami są profesor i nasi przyjaciele. Jednak ja nie mogłem się powstrzymać, po prostu potrzebowałem chłopaka obok siebie.

Gdy spojrzałem w bok zobaczyłem Arię, której oczy dalej były mokre od praktycznie histerycznego płaczu. Duże brązowe oczy były mocno opuchnięte, a białka mocno przekrwione. Resztki maskary spływały jej powoli po policzkach, tworząc na jej twarzy coś w stylu pandy.

Gray stał zaraz obok niej i trzymał jej dłoń na ramieniu. We wzorku czerwonowłosego można było odczytać ogromny smutek i współczucie, chociaż widziałem jak blisko był do urojenia łez.

Kai stał zaraz obok nich, po jego policzkach spływały pojedyncze łzy, które uciekały bardzo powoli i skapywały na ziemię. Jego skrzydła były słusznie zakryte przez coś w rodzaju peleryny. Przechylał on się delikatnie w kierunku Graya, którego cała uwaga była poświęcona Arii.

- Ivo... - powiedział łamiącym się głosem Eden - Jak się czujesz? Co się właściwie stało? Tak się bałem jak do mnie zadzwonili.

Przez cały czas trzymał moją głowę bardzo delikatnie w dłoniach, jakby się bał że każdy mocniejszy ruch mógłby zrobić mi krzywdę.

- Ja nie chce o tym rozmawiać. - spojrzałem w dół, chcąc uniknąć wzroku białowłosego - Proszę cię nie każ mi o tym mówić.

Eden wyglądał na zranionego moimi słowami, ale ja nie byłem  w stanie mu tego powiedzieć, nie byłem w stanie wyobrazić sobie wzroku jakim obdarzyłby mnie chłopak gdyby dowiedział się co mi zrobili. Bałem się zobaczyć w nim obrzydzenia, nie chciałem aby mnie porzucił, ale wiedziałem też że kiedyś będę musiał u powiedzieć.

- Ivo cokolwiek to było - chłopak zawahał się lekko - Nic to nie zmieni.

Popatrzyłem na chłopaka smutnym wzrokiem, mając nadzieje że zrozumie mój niemy przekaz. Przez chwile chłopak patrzył się na mnie pytającym wzrokiem, ale po jakimś czasie realizacja zaczęła się ujawniać na jego twarzy. W jednej wyglądał on na przerażonego. Pewnie miał szczerą nadzieje, że żartuje, że nic takiego się nie wydarzyło.

Infinity [BL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz