Z chwilą gdy tylko poczuliśmy pierwszy wstrząs podłogi, ruszyliśmy biegiem wzdłuż korytarza. Profesor szybko zaplątał w liny ojca Jane, który był już blisko zakrętu do windy. Mężczyzna w sekundzie został pociągnięty do tyłu i z dużym impetem spotkał się z ziemią. Patrząc za siebie widziałem kilka dużo większych ode mnie zaciemnionych postaci, które zmierzały szybkimi krokami w naszą stronę. Z powodzeniem starałem się zignorować ból, który sprawiał mi każdy krok. Wiedziałem, że moje ciało było obolałe i uszkodzone, ale dopiero teraz podczas biegu czułem to najbardziej. Widząc to Eden złapał moją rękę i przerzucił ją przez swoje ramię, wspierając tym mój ciężar. Uśmiechnąłem się do niego lekko i kontynuowałem walkę o dotarcie do windy.
Nagle ziemia zatrzęsła się jeszcze raz. Tym razem jednak widoczne były tego skutki. Podłoga pod nami zaczęła pękać i tym samym w niektórych momentach, kawałki betonu zaczynały opadać.
- Szybko do windy! - krzyknął Profesor, otwierając do niej drzwi.
Jednak nie wszystkim nam udało się do niej wbiec. W ostatniej chwili skrzydło Kaia zostało przygniecione przez kawałek spadającego sufitu. Chłopak w ułamku sekund spadł razem z zapadającą się podłogą.
- Kai! - krzyknęła Aria, chcąc wybiec z windy i ratować chłopaka.
- Nic mi nie jest! - usłyszałem głos blondyna, dobiegający z piętra niżej - Idźcie do wyjścia, ja was dogonię!
Widząc po innych w windzie nie podobał im się ten pomysł. Ja wiedziałem, że nie mieliśmy wyboru. Szybko musieliśmy się wynosić z tego miejsca, a za nami podążały marionetki, które już pewnie przejęły cały budynek.
- Spotkajmy się przy głównej bramie! - krzyknąłem do Kaia nie oczekując odpowiedzi, ponieważ drzwi od windy właśnie się zamknęły.
Wszyscy podskoczyliśmy słysząc dźwięk syreny ostrzegawczej. Rozpoczęła się ewakuacja budynku. Dziękowałem losowi, że winda w dalszym ciągu działała i bez problemu dojechała na parter. Wszyscy byliśmy przerażeni. Jane trzęsła się, a po jej policzkach spływały pojedyncze łzy. Ciekaw byłem jak czuła się z faktem, że to ona wszystko spowodowała. Aria wyglądała jakby była w szoku. Prawdopodobnie wizja Kaia spadającego na inne piętro w dalszym ciągu grała jej w głowie. Profesor nie wyglądał jakby się bał. Mocno trzymał żyłki, do których był przywiązany ojciec Jane, który najwyraźniej stracił chęć walki po tym co się przed chwilą wydarzyło. Chętnie zostawiłbym go tutaj, gdybym nie był dużo lepszym człowiekiem niż on.
W głębi duszy martwiłem się o Kaia i Graya, którzy znajdowali się teraz na niewiadomych piętrach tego budynku. Porzuciłem jednak te myśli. Wiedziałem, że oni oboje są silni. Musieli dać sobie radę w ciężkich sytuacjach.
Całą grupą opuściliśmy windę i od razu zauważyliśmy chordę marionetek biegnących w naszą stronę. Nagle pomiędzy nami i nimi pojawiła się solidna ściana lodu, oddzielająca nas od niebezpieczeństwa.
Wszyscy popatrzyliśmy ze zdziwieniem na Edena, wpatrywał się lekko przestraszony na miejsce stojącej lodowej zapory.
- Twój refleks się poprawił - powiedziałem również zdumiony talentem mojego chłopaka.
- Gdyby nie ty bylibyśmy martwi - szepnęła Jane, również zaskoczona przebiegiem wydarzeń.
- Nie traćmy czasu - powiedział spokojnie Profesor - wyjście jest zaraz za zakrętem.
Po tym złapał on mój nadgarstek i pociągnął mnie za sobą w stronę bezpiecznego miejsca. Przez jakiś czas słychać było tylko nasze ciężkie oddechy i dźwięk biegu, ale w końcu dotarliśmy do celu. Przekroczenie tych drzwi sprawiło, że praktycznie cała adrenalina opuściła moje ciało. Poczułem, że mogę swobodnie oddychać. Jednak ze zanikiem tego hormonu, pojawił się też większy ból z moich poprzednich obrażeń. Jeszcze bardziej pochyliłem się w stronę mojego chłopaka, niemo prosząc o większe wsparcie. Teraz musieliśmy tylko dobiec do głównej bramy i mieć nadzieję, że Kai i Gray już tam na nas czekają.
CZYTASZ
Infinity [BL]
FantasyW naszym społeczeństwie każda osoba urodzona jest ze specjalnym znakiem, oznaczającym posiadaną przez niego moc. Raz na kilkadziesiąt lat rodzi się nieskończoność, czyli osoba posiadająca najpotężniejszą moc na świecie. Jestem Ivo i jestem nieskończ...