Rozdział 29

1.9K 148 66
                                    

Eden POV

Czułem się bezsilny patrząc, jak Ivo zaczyna biec w stronę wejścia do laboratorium. Ledwo widziałem przez łzy, które jak wodospady bez przerwy spływały mi po policzkach. Byłem trzymany przez kilka osób, aby nie wbiec w strefę zagrożenia. Nie wiedziałem jednak przez kogo, bo cała moja uwaga była skupiona teraz na histerycznym krzyku i płaczu.

Jeżeli Ivo zdoła użyć większej ilości energii niż 100% jego ciało tego nie wytrzyma. Wiedziałem, że jeżeli to zrobi umrze. Ta myśl właśnie sprawiała, że nie dawałem rady uspokoić oddechu. Moje ciało stawało się coraz słabsze, a nogi powoli uginały się pode mną. Nie mogłem nic zrobić oprócz opadnięcia na kolana i kontynuowania mojego szlochania. Wszyscy dookoła mnie próbowali mnie jakoś pocieszyć, ale ja nie słuchałem nawet tego co mówili. Mój chłopak pobiegł właśnie na pewną śmierć, a oni mają czelność mówić mi, że wszystko będzie dobrze.

Nagle zaczynałem czuć dziwny pokój w umyśle. Jakby cała ciężkość z mojego mózgu nagle cała zniknęła. Było mi lekko na sercu, przez co lżej mi się oddychało. Podniosłem wzrok na kółko osób siedzących wokół mnie. Każde z nich wyglądało na zmartwionych moim stanem. Nie wiedziałem dlaczego, w końcu powinni się martwić o Ivo nie o mnie. Gdy mój wzrok spoczął na Arii dotarło do mnie co właściwie się stało. Znak na jej szyi świecił delikatnie na fioletowo, a jej pełne łez oczy były skupione na mnie. Wziąłem głęboki oddech, który momentalnie rozluźnił moje mięśnie. Przez to całkowicie usiałem na ziemi, chowając twarz między nogami.

- Eden - usłyszałem głos profesora - Ivo jest silny... wiem że jest ryzyko, że on...

Na twarzy mężczyzny widać było ogromny skutek. Cały czas patrzył się on na ziemię obok mnie, przygryzając lekko dolną wargę ze zdenerwowania. Jego dłonie były mocno zaciśnięte w pięści, które aktualnie były blade jak ściana. Głos profesora zdawał się drżeć lekko wymawiając to zdanie. 

- Że on nie wróci - widziałem w jego oczach nieuronione łzy - ale musimy być dobrej myśli. Jest szansa, że nic mu się nie stanie...

- I ile ta szansa wynosi? - zapytałem z żalem w głosie.

Profesor spojrzał na mnie wzrokiem pełnym litości. Wiedziałem, że liczba ta będzie prawdopodobnie ogromnie niska. Mężczyzna nie musiał nawet udzielać mi jej ponieważ, widziałem wszystko w jego oczach. Jednak ja wiedziałem, że nawet jeżeli szansa ta ma wynosić jeden do miliarda i tak będę miał nadzieje i wiarę w Ivo. 

Nagle bariera energiczna zaczęła intensywnie świecić i obracać się. Każdy z nas wziął szybki oddech zaskoczenia. Powietrze w okolicy wydawało się zgęstnieć, a temperatura podniosła się o co najmniej kilka stopni. Z trudem podniosłem wzrok wyżej na słup energii wydostający się z dachu budynku. Wszystko miało się właśnie zacząć.

~~...~~

Ivo POV

Wbiegłem do laboratorium nie mając najmniejszego planu. Wiedziałem, że jakoś musiałem się dostać na piętro izolatek bez zwrócenia na siebie zbytniej uwagi marionetek. Na szczęście przy wejściu nie zauważyłem żadnej. Szybkim krokiem ruszyłem w stronę windy. Wcisnąłem odpowiedni guzik i czekałem. Desperacko próbowałem uspokoić swój oddech. Czułem strach. Nic w tym dziwnego miałem przecież właśnie skazać się na śmierć. Zaśmiałem się lekko sam do siebie. Było to prawdopodobnie spowodowane moją bezradnością dla tej sytuacji.

Poczułem jak winda się trzęsie, a następnie gasną w niej światła. Super czyli utknąłem w windzie piętro niżej. Stworzyłem niewielki pierścień energii i przeklinałem swoje szczęście podczas gdy niszczyłem drzwi. Na szczęście nie znajdowałem się między piętrami, a szczelina była na tyle duża, że dałem radę bez problemu się przez nią przeczołgać. Pierwszym co rzuciło mi się w oczy były duże szklane drzwi, które były rozbite na wiele kawałków. Zaraz obok nich były losowo rozmieszczone ślady krwi. 

Infinity [BL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz