Cieszyłam się że znów mogłam zobaczyć mojego wierzchowca. On również cieszył się, że jego pani znów mogła go dosiąść. Było przyjemnie jeździć po lesie w ten rześki poranek.Lekki wiatr delikatnie smagał mi włosy, i choć rankiem było jeszcze zimno, czułam się bardzo przytulnie.
- Zaczekajcie ! - usłyszałam wołanie - idę z wami ! -
"Znalazł się !" - pomyślałam, gdy spostrzegłam pędzącego do nas włamywacza.
W moją stronę poleciał woreczek z monetami, który celnie złapałam.
- Dzięki, Fili ! - krzyknęłam w stronę krasnoluda.
Podążaliśmy przez lasy, doliny, łąki przełęcze i po jakimś czasie od zaliczenia pierwszego postoju, znów poczuliśmy się zmęczeni.
Obozowalaliśmy przy ruinie domu jakiegoś farmera, jak stwierdził Gandalf, który się od nas odłączył, bo pokłócili się z moim tatą i stwierdził, że ma dosyć krasnoludów na dziś.
Ale po za tym wieczór szedł nam całkiem pomyślnie.
Bombur zrobił pyszny gulasz i wrócił nam dobry humor.
Do czasu...
- Mieliśmy szesnaście kuców - powiedział Kili - A jest czternaście...
- Co ? Onyks ! - przerażona pobiegłam do miejsca gdzie zostawiliśmy nasze konie.
- Uff... - odetchnęłam z ulgą gdy spostrzegłam że mój ukochany ogier fryzyjski stoi sobie spokojnie i przeżuwa trawkę.
- Chodźmy sprawdzić co się tam dzieje - zdecydował Fili.
- Więc chodźmy ! - powtórzyłam
- Lepiej żebyś została w obozie... - stwierdził Kili - My, pan Baggins i ty to trochę za dużo osób, nie uważasz ?
- Jasne... - odparłam niechętnie, myśląc że Kili uważa że nie nadaję się do tej wyprawy, a co dopiero na zwiady...
- Patrzcie ! - zawołał nagle Hobbit - tam się coś świeci !
- No to od czego mamy włamywacza ? Idź. Jakby się coś działo, to huknij dwa razy jak sowa i raz jak puszczyk. - poradził panu Bagginsowi Fili.
Włamywacz więc ruszył nie pewnym krokiem w stronę światła, i zostaliśmy sami. Chwilę później zawołał mnie tata i musiałam wracać do obozu, a Fili i Kili czatowali chwilę pod jakąś kłodą.
Wszystko było spokojnie, dopóki nie usłyszeliśmy z daleka krzyków i dźwięków mieczy.
Wszyscy się poderwali i popędzili w tamtą stronę.
Wszyscy oprócz mnie, bo ojciec kazał mi zostać i pilnować obozu.
Lecz jakimś czasie miałam już tego dość i upewniając się że gulasz i posłania są bezpieczne, chwyciłam mój łuk, strzały w kołczanie, miecz i pobiegłam w stronę tego tajemniczego blasku.
Schowałam się za krzakami, żeby ogarnąć sytuację.
Nie było dobrze.
Ujrzałam trzy wielkie trolle, siedzące przy ognisku a obok nich cała nasza kompania zawinięta w worki.
Przesunęłam się trochę dalej żeby widzieć wszystko lepiej, ale po drodze niefortunnie nadepnęłam na gałązkę leżącą obok mnie, wywołując głośny trzask...
Po chwili poczułam jak wielka łapa podnosi mnie za nogę do góry.
- Zobacz Tom ! - zwrócił się potwór do drugiego -
- Kolejny włamyhobbit ! -
- Panowie, nie jestem żadnym włamyhobbitem ! - wydukałam -
- Trafiłam tu przypadkowo !
Ale troll nie zwracał uwagi na moje słowa i tylko pociągnął nosem.
- Arghh ! - bestia wrzasneła i wypuściła mnie gwałtownie - To coś cuchnie elfem !
Jakimiś cudem udało mi się bezpiecznie wylądować na ziemi nie odnosząc większych obrażeń niż parę siniaków, ale tuż potem zostałam zapakowana do wielkiego wora, i rzucona obok mojego taty
- Miałaś zostać ! - wykrztusił mój ojciec przez zęby, tak żeby trolle go nie usłyszały.
- Martwiłam się o was i nie mogłam tak siedzieć ! Poza tym wszystko poszło by dobrze gdyby nie pieruńska gałązka....
- Nie przeklinaj ! - zwrócił mi uwagę ojciec.
Tymczasem trolle naradzały się jak nas przyrządzić...
- Przypalmy na ognisku, będą chrupkie z wierzchu i miękkie w środku ! - powiedział jeden z trolli.
- Pleciesz bzdury, Bert - odparł inny - Przecież wiadomo że w galarecie są lepsi !
- Za dużo roboty z waszym opiekaniem i galaretą ! - odezwał się ostatni - Najłatwiej ich po prostu zgnieść na papkę !
- Wiecie co ? - odezwał się znów Bert - Ja po prostu wezmę sobie ich na surowo !
Po tych słowach, bestia chwyciła worek z Orim i gdy ledwo centymetry dzieliły naszego towarzysza z paszczą trolla, rozległo się wołanie włamywacza;
- Stop ! On ma zarazki ! -
Na to krasnoludy zaczęły krzyczeć i wygrażać hobbitowi, ale ja i tata już zrozumieliśmy o co chodzi, więc mój sąsiad kopnął jednego z drugim i zaczęła się zabawa...
- Ja mam wszy !
- A ja mam tasiemca !
- Mój tasiemiec ma trzy metry !
- Nieprawda, mój na pięć !
- A ja wściekliznę i koronawirusa ! - dodałam, wymyślając nową chorobę.
Nagle do naszych oczu doszedł oszałamiający blask.
Trolle zaczęły przemieniać się w kamień a nam ukazała się sylwetka mężczyzny w szpiczastym kapeluszu.
Czarodziej wychynął z zarośli.
- No nareszcie ! - zawołałam w stronę wysokiego brodacza.
Pan Baggins i Gandalf zabrali się do rozcinania worków i chwilę później byliśmy z powrotem na wolności.
- Te trolle musiały mieć w pobliżu jakąś jaskinię w której chowały się przed słońcem - stwierdził czarodziej
- Trzeba ją sprawdzić - postanowił Thorin.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Był najdłuższy rozdział, to teraz taki który zajął mi najdłużej a to przez Szkolny Zakład Karno - Opiekuńczy Łączący Analfabetów - w skrócie SZKOŁĘ.
Dobranoc.
CZYTASZ
Księżniczka Pod Górą ✔︎ [POPRAWKI]
FanfictionTW: BAD WRITING. Pisałam to jak miałam 12 lat. Mam na imię Trís. Moim ojcem jest sam Thorin Dębowa Tarcza, przywódca krasnoludów. Dawno temu wielkie miasto krasnoludów - Erebor, którego miał zostać królem został odebrany krasnoludom przez złego smo...