Rozdział #7

705 38 13
                                    

Pomysł Gandalfa okazał się słuszny - po jakimś czasie znaleźliśmy głęboką, ciemną jaskinię.

Tata zapalił pochodnię.

Rozglądaliśmy się uważnie po jamie, odnajdując coraz to więcej rzeczy - jedzenie ( w większości niezbyt świeże ), ubrania ofiar trolli i parę innych rzeczy.

Nagle, wypatrzyłam gdzieś w rogu iskrzące się rękojeści mieczy.

- Zobaczcie ! - zawołałam na ich widok.

Po chwili zbliżyli się do mnie Gandalf i Thorin.

- Miecze - powiedział mój ojciec przyglądając się jednemu z nich - Masz dobre oko Tris, przydadzą się...

- Tych mieczy nie zrobił człowiek ani krasnolud... - komentował broń Gandalf -

- To robota elfów z Gondolinu...

Słysząc to mój ojciec posmutniał i odrzucił miecz.

Nie wiem o co mu chodziło z tą wieczną niechęcią do elfów.

Ja miałam zawsze wrażenie że każdy jest równy i nienawiść do kogoś za jego rasę jest po prostu bezpodstawna.

- To bardzo dobre ostrza - kontynuował Gandalf - Drugich takich już nie znajdziesz...

Po tych słowach mój tata powoli i niechętnie sięgnął po miecz i schował go za pas.

***

Mieliśmy wreszcie jedzenia i broni pod dostatkiem, więc ruszyliśmy w dalszą drogę.

Wszystko zapowiadało się świetnie, a tu masz - deszcz !

A nasz kochany czarodziej, zamiast pokręcić tą laską i cofnąć ulewę, jak gdyby nigdy nic spokojnie rozmawiał sobie z panem Bilbem.

Byłam dość blisko nich i usłyszałam coś o czarodziejach, że jest Saruman Biały, Radargast Bury i dwóch czarodziejów błękitnych.

Nagle zza krzaków wyskoczył ogromny warg, i już by było po nas gdyby nie celny strzał Kiliego.

- To był warg z Gundabadu - stwierdził Gandalf przyglądając się zwłokom wilka.

Znów usłyszeliśmy jakiś hałas.

Wszyscy stanęli gotowi do walki.

Ale zamiast wielkich wilków, nad głową przeskoczyło mi stado zaskakująco dużych królików które ciągnęły wóz w którym siedział starszy pan w dziwnej czapce, wyglądający trochę jak Gandalf więc zakładałam że też jest czarodziejem.

- Radagaście ! - zawołał na jego widok towarzyszący nam dotychczas czarodziej 

- Co cię tu tak nagle sprowadza ?

- Las pokryła choroba. - wydusił zasapany Radagast

- Puszcza umiera. Wielkie Pająki. Sam widziałem !  -

- Aha, i mam jeszcze to - leśny czarodziej wyjął zza pazuchy długi przedmiot owinięty szmatką.

Szary czarodziej odkrył kawałek materiału i ukazała się rękojeść miecza.

- To zły znak...

- Radagaście... - zwrócił się do towarzysza Gandalf - Wilki nas ścigają.

- Odwrócę ich uwagę ! - zadeklarował się Radagast.

- To wargowie z Gundabadu - Gandalf spojrzał znacząco na leśnego czarodzieja.

- A to są króliki z Rhosgobel ! - odparł i popędził króliki.

Wybiegliśmy za Radagastem na wielką polanę, chowając się za głazami, patrząc czy jest bezpiecznie.

Nagle jeden warg wspiął się na kamień za którym skryłam się z rodziną.

Czułam jego ruchy.

Bałam się że zaraz rzuci się na mnie.

Tata spojrzał porozumiewawczo na Kiliego po czym mój kuzyn wypuścił w górę strzałę.

Trafił. Rozległ się przeciągły jęk orka.

" Teraz wreszcie mogę się wykazać ! " - pomyślałam, przygotowując łuk do strzału.

Inni też już rozbiegali się po polanie, bo wilki nas wytropiły i walka była konieczna.

Czekałam na dobry moment. Warg był metr ode mnie.

Wycelowałam idealnie - strzała weszła gładko prosto w głowę orka. Wspięłam się na kamień by mieć lepszy wgląd na sytuację.

I leciały. Strzała za strzałą.

- Tris ! - usłyszałam wołanie ojca.

Ale nie zamierzałam się teraz poddać.

Dla pewności jeszcze raz sprawdziłam moje położenie.

W końcu wzięłam na zdrowy rozsądek i zdałam sobie sprawę, że wrogów jest  zdecydowanie za dużo dla jednej mnie.

Zeskoczyłam zwinnie niczym wilk ze wzniesienia i ześlizgnęłam się do jakiejś jamy.

Wylądowałam gładko na ziemi.

Tuż za mną ojciec.

Za nami stała cała kompania.

Nagle ciało jakiegoś orka spadło prosto pod nasze nogi.

Ojciec wyciągnął z martwego ciała strzałę.

- Elfy !... -  warknął i złamał strzałę na pół.

********

Przepychaliśmy się przed wąska ścieżkę ściśniętą między ścianami jakiejś góry.

Mnie nie sprawiało to większego problemu, bo byłam dosyć drobna jak na krasnoludkę, natomiast niektóre bardziej "okrągłe" krasnoludy ( np. Dwalin czy Balin, a o Bomburze to już chyba wspominać nie muszę ) miały z tym naprawdę nie małe trudności i kiedy próbowali przejść przez dróżkę, wyglądało to tak zabawnie, że ledwo się powstrzymałam się od ataku śmiechu.

Gdy wreszcie pokonaliśmy męczący załuk, zauważyłam mały wodospad.

Nabrałam trochę wody w ręce i napiłam się jej.

Była zimna, ale bardzo orzeźwiająca.

Dzięki niej od razu się lepiej poczułam, w końcu mogłam jakoś zapić te wszystkie słoniny i nadpsute sery, o których żyliśmy chyba ze trzy dni.

W końcu gdzieś przed nami dostrzegłam piękne miasto, od którego ciągnął się ten mistyczny wodospad.

Wyglądało jak ze złota, jak żyję nie widziałam  nic piękniejszego.

Być może mieszkały tam elfy...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ok, dokonałam cudu ( nooo... można tak powiedzieć xD )...
Jak wiecie ( albo nie wiecie xD ), usunęło mi się ten rozdział...
Ale co ciekawe...
Za drugą próbą próbą napisałam go chyba dwa razy szybciej niż normalnie
Możecie mi dać medal xD
Albo tysiąc zł xD

Możecie zgadywać o jakie miasto chodzi Tris.
Nagroda...eee... jaką tam będziecie chcieli xD

Może już to zauważyliście, ale bazuję to opowiadanie bardziej na wydarzeniach z filmu.
Dlaczego ?
Bo wydarzenia z filmu są krótsze, nie tak rozbudowane jak w książce co bardzo ułatwia mi pracę. W książce wszystko jest dokładnie opisanie, a w filmie tak  bardziej "w skrócie", dlatego wzoruję się właśnie na filmie, bo piszę tę książkę z myślą o fanach Tolkiena, którzy już wiedzą o co chodzi z tym i z tamtym z Hobbita, więc po co się będę rozpisywać.




Trzymajcie się, to tyle
( aha i zapomniałabym )
Pozderka wargulki <3 🖤🖤🖤




Księżniczka Pod Górą ✔︎ [POPRAWKI] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz