XVII. Wanilia

2.3K 103 3
                                    

Noah

Od dobrych kilku godzin próbowałem znaleźć dziewczynę, która jako ostatnia pozostała na mojej liście do odhaczenia jako zdrowa, nienaruszona i niepodejrzana o uwolnienie jeńca z celi. Generalnie słabo mi szło to szukanie. Gdy obszedłem już każdy dom, zajrzałem do każdego pokoju i otworzyłem każde napotkane drzwi, zacząłem się martwić i nawoływać imię dziewczyny co pół minuty. 

Z każdą sekundą byłem coraz bardziej załamany zaistniałą sytuacją, próbowałem być spokojny i opanowany, ale głód oraz fakt, że nikt jej nie widział, napawały mnie strachem. Blanka Cross nie była mi obojętna, nie była pierwszą lepszą wilczycą z watahy, na którą machnąłbym ręką i kazał spadać. O nie, co to to nie. Blanka Cross była jedną z najbardziej uroczych wilczyc jakie znałem, jej uroczy uśmiech wywoływał u mnie motyle w brzuchu, a dołeczki w policzkach zawsze nakręcały mnie do działania. Słodki zapach wanilii jaki za sobą pozostawiała był charakterystyczny i wyczuwalny dla mnie niemal wszędzie.

Od tamtego pamiętnego wieczoru w lesie, gdy się sparowaliśmy, Blanka nie opuściła moich myśli nawet na sekundę. Może i mnie nie znosi przez to co jej zrobiłem, prawdopodobnie myśli, że tylko ją wykorzystałem, realizując powierzone mi zadanie, ale prawda jednak była taka, że ta dziewczyna zawróciła mi w głowie.

- Ty idioto, trzeba było zacząć od niej - kląłem na siebie zły, że spuściłem ją kompletnie z oczu i starałem się schodzić jej z drogi, aby nie znienawidziła mnie bardziej. Trzeba było stać i merdać ogonem u jej boku, a na pewno teraz moje serce nie pragnęłoby wyrwać się z piersi, byleby już się odnalazła.

- Noah! - usłyszałem krzyk dochodzący zza moich pleców.

Obróciłem się i ujrzałem dziewczynę biegnącą w moją stronę. Po fioletowych pasemkach poznałem, że to Lucy, najlepsza przyjaciółka mojej zaginionej.

- Co jest? - zapytałem zachrypniętym głosem od krzyku.

- Pomożemy Ci jej szukać, nie mogła przecież się rozpłynąć  - oznajmiła z rękami opartymi na biodrach.

- My? - Uniosłem brew przyglądają się samotnej dziewczynie stojącej przede mną. Lucy nie musiała mi odpowiadać, nie minęło kilka sekund, a zza jej pleców zaczęli wyłaniać się ludzie, których zmotywowała do działania.

- Tak. My. To moja przyjaciółka i ich przyszła Luna. - Wskazała na ludzi dokoła, uśmiechając się i unosząc wysoko czoło pewna swoich racji.

- Dzięki wielkie - wyszeptałem, szczerze ciesząc się, że nie jestem sam na tym placu boju.

- To co robimy, szefie? - śmiało zapytała, a mnie coś lekko ukłuło na dźwięk słowa "szef". Choć faktycznie byłem od niej wyższy rangą, nie czułem się na siłach, aby dyrygować poddanymi.

- Niech ludzie podzielą się na grupy czteroosobowe i rozdzielą się. Nasze terytorium jest ogromne, Blanka może być wszędzie - oznajmiłem pewnym siebie głosem i pozwoliłem dziewczynie zająć się podziałem obowiązków. Logan, który wyrósł u jej boku, dał mi pewność, że dadzą sobie radę.

Odszedłem parę metrów dalej, aby zebrać myśli. Na niebie już dawno zawitał księżyc w akompaniamencie gwiazd. Moją przewagą był sam fakt istnienia więzi pomiędzy mną, a Blanką. Mogłem się z nią porozumieć telepatycznie, dopóki, dopóty miała na sobie mój znak, który umieściłem na jej ciele podczas naszego małego tetatet na egzaminie. Zrobiłem to bezprawnie i całkowicie nielegalnie, ale musiałem mieć na nią oko.

- Blanka - próbowałem nawiązać połączenie nawołując ją w swoich myślach, lecz odpowiedziała mi głucha cisza. - Blanka - ponowiłem próbę, lecz i tym razem więź zawiodła.

Wilcza InklinacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz