VII. Ugryź mnie

4.7K 135 13
                                    

Przepraszam, nie wyrobiłam się w obiecanym czasie - No dobra 2 h spóźnienia to prawie żadne spóźnienie, ale jednak jest. Dlatego rozdział jest troszkę dłuższy, aby choć trochę zrekompensować Wam czas ^.^

Ruszyłam przed siebie próbując dostrzec choćby najmniejszą wskazówkę dotycząca tego gdzie jestem i gdzie mogę znaleźć wodę.

Lasy północne mimo, że należą do naszych terenów łowieckich, rzadko tu bywamy, zapuszczają się tu jedynie doświadczone bety. Przebiega tutaj granica naszego terytorium, przez co można napatoczyć się na wrogów, w postaci wilków z innej watahy, bądź kłusowników. Nigdy nie wiadomo co się czai za rogiem. Było to wręcz idealne miejsce na tego typu turnieje.

Po kilku minutach poszukiwań moją uwagę przykuła niewielka wydeptana ścieżka, która rozciągała się przed moim nosem. Po odnotowaniu mchu na korze drzew, zorientowałam się, że dróżka biegnie z południa na północ.

Rozejrzałam się po koronach drzew - było za późno by ptaki leciały do wodopoju. Może owady? Niestety nigdzie nie zanotowałam chmary much, czy innych latających stworków. Westchnęłam i zwiesiłam łeb, południe było oczywistym wyborem, aby trafić do domu, ale instynkt podpowiadał mi, że to nie może być takie proste. Z ciężkim sercem ruszyłam wąską ścieżką w przeciwnym kierunku, mając ogromną nadzieję, że rzeka, bądź inny zbiornik wodny znajduje się nieopodal.

Za wiele się nie pomyliłam. Po kilkunastu minutach szybkiego truchtu usłyszałam szum wody.

- Rzeka - ucieszyła się Ayra.

Doskonale rozumiałam moją wilczycę. Byłam równie spragniona. Nie wiedziałam czym oni nas naszprycowali, ale miałam wrażenie, że doskonale znali skutku uboczne i zrobili to z pełną premedytacją. Pragnienie jakie odczuwałam było koszmarne. Czułam się jakbym przebalowała całą noc, a przez gardło przepuszczono tonę piasku.

Stanęłam na skraju rzeki, która płynęła z prądem. Nie była rwąca, ale spokojną też bym jej nie nazwała.

Pochyliłam się nad taflą wody i próbując powąchać, czy aby na pewno ciek jest zdatny do picia, z przykrością sobie uświadomiłam, że mój nos wciąż nie działa.

- Wóz albo przewóz - rzuciłam do swojej wilczycy i zanurzyłam język w wodzie. Była zimna, mokra i naprawdę dobra. Piłam i piłam, aż mój żołądek krzyknął, że takiego mrozu nie jest już w stanie więcej znieść.

Kiedy uniosłam łeb przede mną, na drugim brzegu rzeki, stał szary, dość naturalnie umaszczony, wilk. Łeb miał spuszczony, obserwował mnie. Na pysku miał dość świeże ślady pazurów przechodzące przez jedno oko, kufę i nos. Nie wyglądał na alfę, czy betę. Nie był tak mocno zbudowany, stawiałam na deltę, maksymalnie gammę. Powaliłabym go gdyby się do mnie zbliżył.

Położyłam uszy i obnażyłam swoje kły, z gardła wydobywało się ostrzegawcze warczenie. Dawałam mu do zrozumienia, że jeśli za mną podąży - zaatakuję go. Obcy wilk powoli uniósł łeb i wycofał się kładąc uszy po sobie. Cały czas miał na mnie oko, nie odwracał się do mnie tyłem, do nieznajomych nigdy nie wolno odwracać się tyłem - niezależnie do tego jaka odległość cię dzieli.

Po chwili wilk zniknął z pola widzenia, a moja wilczyca uspokoiła się.

- Myślisz, że on był szpiegiem? - zapytałam Ayry.

- A co innego robiłby tu wilk z wrogiej watahy?

- Co racja to racja. Trzeba będzie powiedzieć o tym tacie.

Wilcza InklinacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz