XXVI. Niestabilna psychicznie wariatka

1.8K 82 5
                                    


Mniej więcej kojarzyłam drogę do miejsca gdzie znalazłam wykrwawiającego się i nieprzytomnego Olivera. Szliśmy przez las w akompaniamencie popołudniowego słońca i śpiewających ptaków, w których śpiew mogłabym się wczuć gdyby nie ustające, wieczne rozmowy i śmieszki dwóch moich kompanów. Noah i Oliver zdawali się kompletnie wyluzowani, zero stresu, zero paniki, zero skupienia. Tak mogłabym pomyśleć, gdybym ich kompletnie nie znała. Rudzielec to półgłówek, ale jednak był dobrym tropicielem tak jak ja. Jakoś musiał sobie wypracować swoją pozycję w stadzie. Za to Noah, nah co tu dużo mówić, to był jeden z lepszych bet w naszej watasze i wiedziałam, że zawsze czuwa. Dlatego jedynie przewróciłam oczami usłyszawszy kolejny temat, na który zjechała ich rozmowa i przyspieszyłam kroku, wyprzedzając chłopaków, aby móc skupić się na drodze.

Generalnie trochę obawiałam się, że niczego nie znajdziemy, nie będziemy mieli żadnych opcji i pomysłów gdzie pójść i co zrobić dalej. Więzienia nie było co przeszukiwać, bo jak sam Noah stwierdził - niczego nie znaleźli, żadnych tropów, śladów, żadnych zapachów. Tak jakby Buzzer po prostu teleportował się w bezpieczne i tylko sobie znane miejsce. Więc najzwyczajniej w świecie pominęliśmy ten moment naszego małego śledztwa. Uznaliśmy, że pójdziemy od razu o krok dalej.

Na miejscu mojego obudzenia się, nie znaleźliśmy niczego wybitnego, ani niczego co by nam jakoś szczególnie pomogło. Krople mojej krwi? Nie byłam ranna, to było maksymalnie dziwne. A ten zapach? Poczułam się, jakbym odzyskała kawałek swoich utraconych wspomnień, ale co mi było po tym, skoro nie wniosły one nic do naszego celu? Nie wiedziałam kim ten człowiek był, gdzie byłam, co się właściwie stało. Pozostawało mi jedynie czekać na odzyskanie całej swojej utraconej pamięci.

Po niedługim czasie udało nam się dotrzeć do żółtej taśmy, która była rozwieszona między drzewami i obwieszczała czarnymi literami "Uwaga! Pole minowe!".

- Twój ojciec kazał nam oznaczyć ten teren - Noah stanął obok mnie, łapiąc taśmę w dłoń. - Nie pozwolił nam tego usunąć, powiedział że na razie za duże ryzyko i nie mamy na to czasu - poważny ton głosu, wzrok zawieszony ponad żółtą taśmą i głębokie westchnięcie. Widać było, że blondyn wolałby usunąć wszystko na własną rękę, niż pozwolić komuś wpaść w sidła kłusowników.

- Szkoda, że nie sprawdził terenu przed naszym egzaminem - warknął Oliver, zrywając żółty pas i ciskając go na ziemię. - Może nie doszłoby do tego wszystkiego.

- Spoko stary - odparł pokrzepiająco Noah, kładąc chłopakowi dłoń na ramieniu i lekko go klepiąc. - Odnajdziemy ją.

- Mam nadzieję.

Uśmiechnęłam się na tę małą scenę i ruszyłam przodem.

- Gęsiego chłopaki. Nie chcemy wrócić do domu na tarczy - zaśmiałam się, omijając pierwsze napotkane sidła. 

Teren całkiem trafnie został nazwany "polem minowym", zważywszy na to, że pułapki były rozstawione w niedalekim odstępie od siebie i to cud, że gleba nie była splamiona posoką. Widocznie zwierzęta musiały nauczyć się omijać to miejsce z daleka. Tym bardziej że w powietrzu unosił się lekki zapach wilków. Po prostu unikały drapieżników i, o zgrozo, żółtych taśm.

- Myślicie, że uda nam się coś znaleźć? - w głosie Olivera, słyszałam nadzieję, której tak kurczowo starał się trzymać. Emily musiała naprawdę wiele dla niego znaczyć.

- Minęło sporo czasu, ślady mogły zatrzeć zwierzęta albo, co gorsza, deszcz. Nie dowiemy się, póki tego nie sprawdzimy. - Wzruszyłam ramionami przez przypadek potykając się o przezroczystą żyłkę rozciągniętą przy ziemi, między dwoma drzewami. Usłyszeliśmy świst, a chwilę później leżałam na ziemi przygnieciona blondynem, który powalił mnie na ziemię.

Wilcza InklinacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz