Huk rozbijanego szkła skutecznie postawił Louisa na nogi. Otworzył gwałtownie swoje zaspane oczy i szybko wstał z łóżka, by zmierzyć się z czyhającym na niego niebezpieczeństwem. Złapał w dłoń książkę leżącą na szafce nocnej, która, jako jedyna rzecz w jego najbliższym otoczeniu, mogła posłużyć mu za broń. Rozejrzał się po pokoju i zrezygnowany rzucił swój niezbyt groźny przedmiot walki na łóżko, w chwili, gdy pod oknem zobaczył leżący na podłodze rozbity wazon wraz z połamanymi już kwiatami. Obok wielkiej kałuży wody grzecznie siedział winowajca całego wydarzenia — dość drobny, szary kot, który najwidoczniej udawał, że kompletnie nic się nie stało. Louis westchnął głośno, gdy uświadomił sobie, ile sprzątania go czeka.
Zaczął iść w stronę lekko uchylonych drzwi, a kot nagle zerwał się z miejsca i uciekł z pokoju. Brunet z każdym dniem coraz bardziej miał go dosyć. Szczerze mówiąc nie lubił go. W ogóle nie lubił kotów, a one nie lubiły jego. To Harry nalegał, by jakiegoś przygarnąć. To on kochał te zwierzęta całym swoim sercem i był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, gdy w ich domu w końcu pojawiło się to małe, puchate stworzenie. Louis wiedział, że dla niego będzie to jedynie źródło problemów i złego humoru, ale zrobiłby wszystko, by wywołać uśmiech na twarzy swojego ukochanego.
Wszedł do łazienki i wziął mopa stojącego w kącie. Był on nieco pokryty kurzem i pajęczynami, ale zupełnie mu to nie przeszkadzało. Z powrotem ruszył w stronę sypialni i z wielką niechęcią zaczął wycierać podłogę pod oknem. Gdy uznał, że jest już wystarczająco sucha, oparł mopa o ścianę i gołymi dłońmi zabrał się za zbieranie potłuczonego szklanego wazonu. Nie minęło długo, aż w końcu jeden z kawałków skaleczył go w palec, który niemal od razu zaczął ociekać krwią.
Wtedy Louis poczuł jak wszystko wymyka mu się spod kontroli. Kolejny raz. Ten dzień był równie beznadziejny jak wszystkie pozostałe w ostatnim czasie, jeśli nawet nie gorszy. Już od dawna nie miał dobrego dnia ani nawet dobrego humoru. Nie potrafił go mieć, skoro nie było przy nim najważniejszej osoby jego życia, która dawała mu całe szczęście tego świata. Osoby, która o wiele lepiej zajęłaby się posprzątaniem bałaganu narobionego przez kota i która w tym momencie opatrzyłaby mu ranę w sposób godny lekarza. Która po wszystkim dałaby mu delikatnego całusa w czoło i powiedziała, że nic się nie stało i nie ma się czym przejmować. Że rana jest niewielka, więc wcale nie odpadnie mu cała dłoń i nie trzeba jechać z tym na pogotowie do szycia.
Z zamyślenia wyrwało go ciche miałczenie kota i dotyk jego delikatnej, miękkiej sierści na ramieniu. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę z mokrych śladów łez na swoich policzkach oraz z jeszcze bardziej zakrwawionej dłoni. Rozluźnił pięść, z której wypadły odłamki szkła, a razem z nimi na podłogę skapło kilka czerwonych kropli.
— Harry cię do mnie przysłał, żebyś mnie pocieszył? — Uśmiechnął się załośnie do kota i na swoje słowa jeszcze raz zaniósł się płaczem. Zdecydowanie bardziej wolałby, żeby Harry przysłał po prostu siebie, ale doskonale wiedział, że to niemożliwe i już nigdy się tak nie stanie.
Wciąż szlochając, grzbietem drugiej dłoni otarł twarz z łez, po czym spojrzał na tą pokaleczoną. Bardziej, niż same rany, bolało go to, że nie do końca wiedział, co powinien teraz zrobić i że nikt mu w tym nie pomoże. Ale cóż, chyba w końcu musiał nauczyć się samodzielności. Wziął do ręki mopa, którego wcześniej odłożył na bok i ponownie skierował się w stronę łazienki.
Gdy wszedł do środka, mop z powrotem znalazł się na swoim miejscu, a Louis ruszył do szafeczki znajdującej się za lustrem. Drżącą dłonią wyciągnął z niej środek do odkażania ran oraz bandaż. Przed psiknięciem preparatem na rany wstrzymał na chwilę oddech. Zawsze bał się, że będzie go bardzo piekło lub bolało, mimo że nigdy tak nie było. Niechlujnie, mimo wielkich starań, owinął bandaż wokół całej dłoni i już po chwili opatrunek był gotowy. Nie był nawet w połowie tak dobry, jak te robione przez Harry'ego, ale możliwe, że on byłby z niego dumny. Chciałby, żeby był.
Przed wyjściem z łazienki zabrał z półki opakowanie nawilżanych chusteczek oraz szufelkę wraz ze zmiotką, by tym razem porządnie zebrać resztki wazonu. Wrócił do sypialni i od razu zabrał się za sprzątanie. Był z siebie całkiem zadowolony, kiedy w końcu udało mu się doprowadzić sytuację do normalności. Udał się do kuchni, by wyrzucić szkło, zniszczone kwiaty oraz zużyte chusteczki, ale gwałtownie zatrzymał się w progu, gdy jego uwagę przykuła koperta leżąca na stole.
Wziął głęboki wdech i trzęsącymi się dłońmi wyrzucił zawartość szufelki do śmietnika. Odłożył ją gdzieś na bok i usiadł na krześle przy stole. Poczuł się dosłownie tak samo, jak poprzedniego dnia, kiedy za chwilę miał otworzyć pierwszą z kopert. Jego serce z każdą chwilą biło coraz to bardziej.
Niepewnym ruchem wziął do ręki list, który czekał na niego przez ponad pół dnia. Louis nie miał odwagi przeczytać go wcześniej. Bał się. Nie spieszyło mu się tak, jak w przypadku pierwszego listu, który otworzył zaraz po północy. Owy list sprawił, że przepłakał całą noc, tęskniąc za Harrym. Później już tylko spał, by pozbyć się straszliwego bólu głowy i wszelkich myśli, ale wcale nie był wyspany. Nie był wyspany od dnia, w którym dowiedział się, że Harry jest chory. Od dnia, w którym został poinformowany, że z jego mężem jest coraz gorzej, a żaden sposób leczenia nie przynosi zamierzonych efektów. Od dnia, w którym Harry po prostu przestał oddychać.
Louis otworzył niepewnie kopertę i wyciągnął z niej kartkę, która, tak samo jak ta poprzednia, była złożona na pół. Serce biło mu jak szalone, kiedy ją rozkładał, ale natychmiast uspokoiło się, gdy kątem oka zobaczył na samym dole dość sporych rozmiarów serduszko. Uśmiechnął się mimowolnie i zabrał się za czytanie.
Mężusiu! (wiem, że nienawidzisz, gdy tak do ciebie mówię, ale nie mogłem się powstrzymać, przepraszam)
Jest już drugi grudnia, a to oznacza, że na pewno gdzieś tam w środku czujesz zbliżające się święta. Co roku z początkiem grudnia odwala ci na ich punkcie i wiem, że najchętniej cały miesiąc chodziłbyś w stroju Świętego Mikołaja, więc nie próbuj zaprzeczać!— Gówno prawda — mruknął pod nosem, odgarniając z czoła włosy wpadające mu do oczu. Typowy Louis.
Znając ciebie — pewnie właśnie zaprzeczyłeś. Ale wracając do twojego ulubionego czasu w ciągu roku! Nie uważasz, że już czas na jakieś dekoracje? Nasze mieszkanie jest nudne jak flaki z olejem, więc masz okazję się wykazać.
Louis uwielbiał wszelkie świąteczne dekoracje. Najchętniej zawiesiłby światełka w całym mieszkaniu i na każdą szybę nakleiłby podobizny Świętego Mikołaja czy jakieś bałwanki. Problem w tym, że... nie lubił tego robić. Rozplątywanie światełek działało mu na nerwy, a gdy po długich godzinach męczarni okazywało się, że któraś z żaróweczek nie działa — miał ochotę krzyczeć. Poza tym, jak miałby poradzić sobie z tymi dekoracjami, skoro bał się wejść na drabinę? Miał okropny lęk wysokości i zawsze panikował, że na pewno zaraz z niej spadnie i zrobi sobie krzywdę.
I zanim zaczniesz narzekać, bo wiadomo, że będziesz to robił. Przygotowałem ci wszystko. Lampki są rozplątane i kupiłem kilka nowych dekoracji, które na pewno ci się spodobają. Teraz jedynie musisz zdecydować, co i gdzie powiesisz. No i wejść na drabinę, ale jestem pewny, że sobie z tym poradzisz. Ona nie jest aż tak wysoka, jak ci się wydaje i jest naprawdę stabilna. Jeśli będziesz uważał, to na pewno nic ci się nie stanie.
— Nie byłbym tego taki pewien — wydukał Louis ze łzami w oczach. Były to łzy wzruszenia, małego szczęścia, ale także smutku. Harry, według jego męża, był najcudowniejszym człowiekiem, jaki chodził po tym świecie, a owy list tylko jeszcze bardziej utwierdził go w tym przekonaniu.
Także bierz się do roboty i baw się dobrze. Sam jestem podekscytowany. A ty na pewno poczujesz się lepiej, kiedy twoje otoczenie stanie się przyjemniejsze dla oka.
PS Kocham cię.
PPS Pamiętaj, że moja siostra zawsze znajdzie czas, by w czymkolwiek ci pomóc. Nawet w wieszaniu świątecznych dekoracji.
CZYTASZ
twenty four letters [larry]
FanfictionHarry przed śmiercią napisał dla swojego męża, Louisa, dwadzieścia cztery listy, poprzez które zamierza pomóc mu w przygotowaniach do Świąt Bożego Narodzenia, zupełnie tak, jakby był tuż obok niego. © tekst i okładka: cloudsmartina