Z racji, że Louis po wstaniu z łóżka, zaraz po obudzeniu się kilka minut po godzinie dziesiątej, czuł się o wiele lepiej niż poprzedniego dnia i że po spojrzeniu na kalendarz uświadomił sobie, że Wigilia jest już za kilka dni, postanowił w końcu zabrać się za ubieranie choinki i pakowanie prezentów. Próbował zrobić to już niemal tydzień temu, ale nic mu nie wychodziło, a on tylko coraz bardziej się denerwował, więc odpuścił, pochował wszystko do szafek i od tamtej pory nawet niczego nie dotknął.
Wiedział, że postawił przed sobą dość duże wyzwanie, ale nie chciał dzwonić po nikogo, by ta osoba przyjechała, by mu pomóc. Wolał zrobić wszystko sam, żeby być z siebie w stu procentach dumny, gdy już skończy i wszystko wyjdzie mu tak, jak by tego chciał. Jeśli mu wyjdzie, bo obawiał się, że w towarzystwie kota Harry'ego, który najwidoczniej miał zły dzień, będzie to niezwykle trudne. Louis już raz tego dnia ratował doniczkę z kwiatem przed zderzeniem się z podłogą, gdy zwierzę strąciło je łapą. Miska z karmą, którą przygotował mu jeszcze zanim sam zrobił sobie śniadanie, wciąż stała pełna. Kot tylko podszedł do niej, spojrzał na bruneta i odszedł, jakby obrażony, że dostał nie to, co chciał.
Louis westchnął głośno, po wyciągnięciu drzewka świątecznego z kartonowego pudełka i przygotowaniu go do dekorowania. Zdecydowanie nie było to jednym z jego ulubionych zajęć, a na myśl, że miał to robić sam i plątać się w światełkach oraz choinkowych łańcuchach, miał już dość. Ułożył wszystkie zakupione przez siebie ozdoby na podłodze obok drzewka i już lub dopiero po niecałych dwóch godzinach choinka była gotowa. Podłączył lampki do kontaktów znajdujących się na ścianie i uśmiechnął się szczerze, gdy zobaczył efekt swojej dosyć ciężkiej pracy w pełnej okazałości. Choinka właściwie nie różniła się niczym od tych z poprzednich lat, które dekorował wraz z Harrym, więc był z siebie naprawdę dumny.
O wiele gorzej już było z pakowaniem prezentów, które same w sobie nie było aż takie trudne, jak się tego spodziewał. Po ponownym obejrzeniu filmików, które znalazł na mailu Harry'ego i robieniu wszystkiego tak, jak było na nich pokazane, szło mu naprawdę dobrze i ponownie był z siebie niesamowicie dumny. Jednak kot, który poprzedniego dnia był nadzwyczaj miły i przyjazny, teraz zachowywał się jak diabeł wcielony. Właśnie takim określeniem opisałby go Louis, który miał go już po dziurki w nosie. Zwierzak podarł mu papier, w który pakował prezenty, przez co dwa z nich musiał zapakować od nowa i tylko modlił się, by starczyło go na resztę rzeczy.
Gdy kot kolejny raz zaczął się podejrzanie kręcić wokół Louisa, ten zdenerwował się i wziął go na ręce, by przenieść go do sypialni i zamknąć za jej drzwiami. Obawiał się, że gdy już tam wróci, wszystko będzie dosłownie zdemolowane, ale w tej chwili wolał mieć święty spokój. W zamian za przeniesienie kota do pokoju, dostał od niego kilka zadrapań na rękach, ale ani trochę się tym nie przejmował. Po zamknięciu drzwi wrócił do salonu, by kontynuować swoją przerwaną pracę.
Niemal idealnie zapakowane w granatowy papier ze srebrnymi śnieżynkami prezenty udekorował dużymi, także srebrnymi kokardkami i na każdy z nich przykleił karteczkę z imieniem osoby, do której należała dana paczka. Ustawił wszystkie z nich pod choinką i po chwili wpatrywania się w swoje dzisiejsze dzieło uśmiechnął się szeroko. Był pewny, że duma Harry'ego w tej chwili przekroczyłaby wszelkie granice.
Sam nie spodziewał się, że byłby w stanie zrobić to wszystko samodzielnie i że nie dość, że będzie to miało ręce i nogi, to jeszcze będzie wyglądało naprawdę przyzwoicie. Nie wspominając o tym, że jeszcze dwa tygodnie temu szczerze wątpił, że w ogóle da radę zebrać w sobie siły by wstać z łóżka i wziąć się za cokolwiek związanego ze świętami.
Kompletnie ignorując fakt, że powinien już wypuścić kota z sypialni, który pewnie i tak już najpierw tam narozrabiał, a później wyszedł przez otwarte okno i wróci do domu, gdy Louis wyjdzie zapalić papierosa, przeszedł do kuchni, w której tradycyjnie czekał na niego list od męża. Przygotował go sobie z rana, kiedy tylko wstał i poszedł do kuchni z zamiarem zrobienia śniadania. Skoro czuł się na siłach, by opuścić łóżko i wrócić do żywych, chciał wrócić także do swojej tradycji i odczytać list przy kuchennym stole.
Jak każdego dnia, usiadł na swoim ulubionym krześle, oparł się razem z nim o chłodną ścianę po swojej lewej i otworzył kopertę z numerem osiemnaście. Harry znowu postanowił zabawić się w niezwykle poważnego artystę i po obu stronach liczby narysował choinki, tak jakby przeczuwał, że właśnie tego dnia Louis będzie je ubierał. Brunet uśmiechnął się delikatnie pod nosem i wyciągnął kartkę z koperty. Wprawdzie owy uśmiech nie znikał mu z twarzy aż od rana, nie licząc paru sytuacji, w których był naprawdę zły na kota swojego małżonka. Gdyby nie on i to, jak wielkim uczuciem nadal go darzył, z pewnością oddałby zwierzaka komuś znajomemu, kto lepiej dogaduje się z kotami.
Kochany,
będziesz się śmiał, ale nie miałem innego wyboru. Jak widzisz, znowu jestem zmuszony do małego wykorzystywania Gemmy w celu pisania mi listów dla ciebie, ponieważ stwierdziłeś, że świetnym pomysłem będzie wzięcie kilku dni wolnych w pracy, które miałeś do wykorzystania do końca roku i spędzenie tego czasu ze mną w szpitalu.Louis przewrócił oczami. Nie zdawał sobie sprawy, że tym — według niego naprawdę miłym i uroczym gestem — tak bardzo wchodzi w drogę swojemu ukochanemu. Rzeczywiście spędzał w szpitalnej sali Harry'ego naprawdę sporo czasu i opuszczał ją jedynie w celu wzięcia szybkiego prysznica w domu, zjedzenia czegokolwiek czy po prostu porządnego wyspania się w swoim własnym łóżku po wielu namowach męża. Pierwszego dnia po wzięciu wolnego, całą noc spędził tuż przy Harrym, siedząc w fotelu stojącym przy jego łóżku. Oboje zasnęli po całodniowych rozmowach, a pielęgniarka nie miała serca wyganiać stamtąd bruneta, kiedy wiedziała, że tak naprawdę mogą to być ich ostatnie wspólne spędzone chwile.
To kolejny list z serii tych krótkich, bo wyszedłeś — cytuję — „dosłownie na chwilę, by skoczyć coś zjeść". Nie mam pojęcia, jak szybko wrócisz, więc nagrywam się właśnie Gemmie w wiadomości głosowej, by zapisała, co mam ci do przekazania (przepraszam, Gemma, jeśli mówię zbyt szybko i niewyraźnie, ale Louis stawia mnie pod straszną presją czasu i proszę, byś to także zapisała, niech wie).
— Pewnie, zrzuć na mnie winę. Trzeba było nie knuć za moimi plecami! — Roześmiał się głośno Louis. Mimo swoich słów naprawdę nie miał nic przeciwko tajemniczemu planu świątecznych listów. Uwielbiał je całym swoim sercem i była to dla niego niesamowita niespodzianka.
Wiesz, że nie cierpię być pod presją czasu, ale zmuszasz mnie do tego, by ostatnie z listów właśnie tak wyglądały. Oczywiście nie przeszkadza mi to, że chcesz spędzić ze mną więcej czasu, bo naprawdę mi się nudzi, gdy siedzę tutaj sam. Jestem ci naprawdę wdzięczny i bardzo to doceniam, kochanie. I mimo że nie jestem w tej chwili przy tobie (mam na myśli czas, w którym to czytasz), to doceniam także twoje świąteczne starania, bo jestem pewny, że wszystko idzie ci naprawdę świetnie. Jestem z ciebie naprawdę dumny, Louis. Nadużywam słowa naprawdę, przepraszam, ale naprawdę tego nie kontroluję. To chyba znak, że powinniśmy już kończyć.
PS Kocham cię.
PPS Naprawdę bardzo cię kocham i jestem z ciebie naprawdę dumny.
CZYTASZ
twenty four letters [larry]
FanficHarry przed śmiercią napisał dla swojego męża, Louisa, dwadzieścia cztery listy, poprzez które zamierza pomóc mu w przygotowaniach do Świąt Bożego Narodzenia, zupełnie tak, jakby był tuż obok niego. © tekst i okładka: cloudsmartina