Louis spojrzał w głęboko zielone oczy Harry'ego, które każdego dnia miały nieco inny odcień. Raz przypominały trawę, raz szklane butelki, a w jeszcze innym momencie były takie, jakie Louis lubił je najbardziej. Miały delikatnie zielony kolor i w świetle wydawały się być bardzo jasne, przez co dostały nazwę „kremowej zupy z groszku ze śmietaną". Groszek oczywiście był jednym z najbardziej nienawidzonych przez Tomlinsona warzyw, ale nie widział nic złego w uwielbianiu go, gdy chodziło o przepiękne tęczówki jego męża.
Harry również spojrzał Louisowi w oczy, które zwykle dopasowywały się do koloru jego koszulki czy bluzy, jeśli tylko miał na sobie cokolwiek, co chociaż w jakimś stopniu zawierało w sobie niebieski kolor. Tego dnia miał na sobie granatową, puchową kurtkę, przez co jego oczy również wydawały się być dosyć ciemnym odcieniem niebieskości.
Oboje uśmiechnęli się do siebie i skradli sobie całusa w tym samym czasie, co spowodowało, że na ich twarzach pojawiły się jeszcze większe uśmiechy. Nie opuszczały ich one właściwie od rana, kiedy tylko postawili swoje stopy na paryskich ziemiach zaraz po wyjściu z samolotu. Spędzenie ostatniego oraz pierwszego dnia roku właśnie w Paryżu, w dodatku u boku Harry'ego, było dla Louisa kompletnie abstrakcyjnym i szalonym pomysłem, jednak w żadnym wypadku na to nie narzekał. Był to według niego najpiękniejszy sposób na zakończenie oraz rozpoczęcie roku — w ich wymarzonym mieście, stolicy miłości, wraz z osobą, dla której zrobiłby dosłownie wszystko. Dałby się pokroić na najmniejsze kawałeczki i posypać solą, byle tylko Harry był bezpieczny, zdrowy i szczęśliwy.
Po całodniowym zwiedzaniu, robieniu setek zdjęć, spróbowaniu prawdziwego francuskiego jedzenia oraz stwierdzeniu, że następnego dnia żadne z nich nie będzie w stanie zrobić chociażby kroku, mimo że mają jeszcze większość Paryża do zobaczenia, stanęli w miejscu, gdzie zebrała się już spora grupa ludzi. Był późny wieczór, właściwie to już noc i wszyscy wyczekiwali odliczania do północy oraz obejrzenia pokazu najpiękniejszych, kolorowych fajerwerków w miejscu, w którym podobno było widać je najlepiej.
Louis złapał Harry'ego za rękę. Tym razem jednak nie zrobił tego w celu okazania mu odrobiny czułości i bliskości, lecz w potrzebie odczucia bezpieczeństwa, którego nigdy mu u jego boku nie brakowało. Tłum nie był największy, ale był wystarczająco duży, by brunet zaczął czuć się nieswojo. Harry splótł ich palce razem, gładząc kciukiem wierzch dłoni swojego męża i uśmiechając się do niego, by dodać mu trochę otuchy.
— Może lepiej stańmy gdzieś z boku — powiedział Louis wprost do ucha Harry'ego, po czym pociągnął go delikatnie za rękę w przeciwną stronę. Gdy znaleźli się już poza największym skupiskiem ludzi, w miejscu, gdzie było więcej przestrzeni i świeżego powietrza, Louis odetchnął głęboko i rozluźnił się.
Harry puścił dłoń ukochanego, podciągnął delikatnie rękaw i spojrzał na zegarek znajdujący się na jego nadgarstku. Do północy zostało jeszcze kilka minut, które postanowił wykorzystać na małą przemowę, nad którą zastanawiał się od chwili zakupienia biletów lotniczych do Paryża. Chciał upewnić się, że Louis zakończy ten rok z uśmiechem na twarzy i świadomością, że jest kochany i potrzebny.
— Skarbie, posłuchaj... — Zwrócił się w stronę męża, który od razu przeniósł swój wzrok na niego. — Cieszę się, że mogliśmy spędzić razem kolejny rok i mam nadzieję, że przed nami jest jeszcze wiele wspólnych lat. Lat, w których nadal będziemy się kochać równie mocno lub nawet i bardziej. W których będziesz szczęśliwy i uśmiech zastąpi grymas wywołany jakimiś drobnymi głupotami.
Louis uśmiechnął się szeroko po usłyszeniu słów wypowiedzianych przez Harry'ego. Zdawał sobie sprawę, że będzie to jedna z tych dłuższych wypowiedzi, a mimo to w jego oczach już pojawiły się łzy wzruszenia, które z całej siły cisnęły się, by wypłynąć na jego policzki niczym potok. Jednej z nich udało się uciec spod przymkniętej powieki, ale nim zdążyła ona zakreślić mokry ślad wzdłuż zmarzniętego policzka bruneta, Styles starł ją swoim kciukiem i wygiął usta w ciepłym uśmiechu.
— Jesteś najcudowniejszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałem i naprawdę uważam, że zasługujesz na wszystko, co najlepsze. — Kontynuował Harry, gładząc policzek Louisa dłonią i cały czas się do niego uśmiechając. — I właśnie tego życzę ci w tym nadchodzącym roku. Byś po prostu był szczęśliwy, spełniał marzenia i żył pełnią życia każdego dnia. Oczywiście wszystko to razem ze mną, bo kocham cię najbardziej na świecie i będę najszczęśliwszy, jeśli będzie nam dane spędzić jeszcze więcej czasu we dwoje.
— Ja też cię bardzo kocham — wydukał Louis, starając się stłumić szloch przez wtulenie się w ciało Harry'ego. Przytulił się do niego niemal z całej siły, zakrywając swoją twarz ciepłym kożuchem Stylesa.
Brunet poczuł, jak całe jego policzki robią się czerwone ze wszystkich emocji, które w tym momencie w sobie miał. Największym powodem wypieków na twarzy było przejęcie tym, że ktoś zobaczy, jak ten płacze przez kilka miłych słów skierowanych w jego stronę i zacznie się z niego nabijać. Tak się jednak nie stało, gdyż wszyscy zajęci byli już odliczaniem ostatnich sekund roku, który żegnali na rzecz nowego. Harry jeszcze raz spojrzał na swój zegarek, jakby nie ufał otaczającym go ludziom, którzy jednocześnie — i zgodnie z zegarkiem Stylesa — odliczali od dziesięciu w dół.
Odsunął się delikatnie od Louisa, gdy usłyszał liczbę „dwa". Na „jeden" ujął delikatnym ruchem jego twarz w swoje dłonie i uśmiechnął się szeroko. Gdy do jego uszu dotarły wesoło wypowiedziane przez wszystkich słowa „szczęśliwego Nowego Roku", złożył czuły, pełny miłości pocałunek na ustach Louisa, który ten od razu oddał z jeszcze większym uczuciem. Towarzyszyły im oklaski, wiwaty oraz odgłosy wystrzeliwanych fajerwerków, na które ani trochę nie zwracali uwagi i nawet się tym nie przejmowali.
Ich usta rozłączyły się po kilkunastu dobrych sekundach. Oboje nabrali w płuca trochę mroźnego powietrza, cały czas nie mogąc opanować uśmiechów, które z każdą sekundą stawały się coraz to większe. Złapali się za obie ręce i spojrzeli na chwilę w górę, by zobaczyć chociaż trochę z tego, po co przyszli. Kolorowe fajerwerki zdobiły w przepiękny sposób całe niebo, trzymając ich pod dość dużym wrażeniem. Gdy pokaz skończył się po paru minutach, a ludzie powoli zaczynali rozchodzić się w swoje strony, oni nadal stali w tym samym miejscu, patrząc sobie głęboko w oczy i trzymając się mocno za dłonie, jakby bali się, że za chwilę któryś z nich dołączy do odchodzącego tłumu.
— Szczęśliwego Nowego Roku, kochanie — wypowiedział Harry, niemal szepcząc. Louis po ruchach jego warg doskonale zrozumiał każde ze słów i uśmiechnął się promiennie.
— Podobno jaki Sylwester, taki i cały rok. Mój Sylwester był jednym z najwspanialszych dni w moim życiu, a jego zakończenie było lepsze, niż mógłbym sobie wymarzyć. — Louis mrugnął prawym okiem w kierunku Harry'ego, na co ten zaśmiał się pod nosem. Owe mrugnięcie było raczej niezbyt udaną próbą puszczenia oczka, jednak była na tyle urocza, że jedynie dodała uroku całej wypowiedzi bruneta. — Więc tak, ten rok będzie cudowny. Bo spędzę go razem z tobą. Niczego więcej do szczęścia nie potrzebuję.
Para jeszcze raz posłała do siebie czułe, delikatne uśmiechy, przytulając się do siebie. Harry, jako ten wyższy, złożył drobny pocałunek na głowie Louisa i objął go jeszcze mocniej, przyciskając do siebie. Właśnie tak wyglądało szczęście w ich opinii. Ich twarze zdobiły duże, najszczersze uśmiechy. Ale nie to liczyło się najbardziej. Najważniejsze w szczęściu było dla nich to, że mogli przeżywać je razem i właśnie to było największym jego powodem.
CZYTASZ
twenty four letters [larry]
FanficHarry przed śmiercią napisał dla swojego męża, Louisa, dwadzieścia cztery listy, poprzez które zamierza pomóc mu w przygotowaniach do Świąt Bożego Narodzenia, zupełnie tak, jakby był tuż obok niego. © tekst i okładka: cloudsmartina