Cześć, skarbie.
Przepraszam, jeśli od dzisiaj będzie zbyt smutno (zwłaszcza dzisiaj), ale nie mam nastroju na wesołe żarciki i w ogóle... Przepraszam. Więc tak... Nie wiem od czego zacząć.— Najlepiej od początku — mruknął z rozbawieniem Louis, strzepując popiół z końcówki papierosa do szklanej popielniczki, którą położył sobie zaraz pod dłonią. Na początku uśmiechnął się lekko do siebie, ale owy uśmiech zniknął w chwili, gdy uświadomił sobie, że nawet nie będzie w połowie listu, a po jego policzkach na pewno będą już cieknąć łzy.
Przepraszam jeszcze raz, jeśli ten list będzie chaotyczny, ale mam totalny mętlik w głowie. Podsłuchałem twoją rozmowę z moim lekarzem i po prostu jest mi przykro. Nie jestem gotowy, żeby się z tobą pożegnać i cię zostawić, mimo że miałem naprawdę dużo czasu na pogodzenie się z tym, że kiedyś niestety będzie musiało tak być. I przecież wiedziałem, że nie dożyję nawet października, ale nie wiem... Teraz to do mnie dotarło, tak już naprawdę i po prostu nie jestem gotowy.
Oczy Louisa zaszkliły się niemal od razu. Był niesamowicie wrażliwy, jeśli chodziło o temat śmierci i odejścia Harry'ego. Nie potrafił wspominać tego bez rozpłakania się i nienawidził, gdy owy temat poruszany był w listach. Bolało go to wtedy o wiele bardziej, bo oprócz swojego bólu, widział także, jak czuła się z tym osoba, którą kochał najbardziej na całym świecie.
Wiedział, że Harry'emu także jest z tym okropnie ciężko, nie było co do tego wątpliwości. Wszystkim było. Ale wolał nie wiedzieć, jakie były jego dokładne uczucia w tamtych chwilach, jednak nie mógł tego uniknąć, jeśli chciał przeczytać każdy z listów od początku aż do końca. Jego mąż najwyraźniej chciał w końcu wyrzucić to wszystko z siebie, bo przedtem praktycznie w ogóle nie rozmawiali o tych rzeczach.
Cudem udało mi się wygonić cię do domu, żebyś poszedł normalnie się wyspać w swoim, to znaczy w naszym łóżku. Wiem, że czułeś ogromną potrzebę, by się wypłakać, a nie chciałeś robić tego przy mnie. Oboje udawaliśmy, że to przez zmęczenie... Przykro mi, że musiałem cię wygonić, bo tak samo jak ty chciałbym, żebyśmy spędzali jak najwięcej czasu razem, ale tak było lepiej.
Harry rzeczywiście miał rację. Gdy tylko Louis wszedł do ich mieszkania, rozpłakał się jak maleńkie dziecko, a kiedy w końcu po długich godzinach pozbywania się poprzez łzy wszystkich negatywnych myśli i emocji zasnął, spał w wygodnym łóżku, a nie na twardym, szpitalnym fotelu. Odespał ostatnie kilka dni, które były wręcz przepełnione pośpiechem, smutkiem i zmęczeniem, a po tym wrócił do sali Harry'ego praktycznie jak nowonarodzony.
Nie mógłby płakać przy ukochanym. Nie chciał go jeszcze bardziej dobijać, a trzymanie w sobie wszystkich emocji, które go przerastały, niszczyło go od środka. Po spokojnym wypłakaniu się w samotności, podczas gdy leżał w miękkim, ciepłym łóżku, przytulając się do poduszki, naprawdę czuł się trochę lepiej i było mu lżej na sercu. Obawiał się jedynie tego, że gdy wróci do szpitala, Harry będzie już w tym lepszym miejscu.
Zamierzam resztę listów napisać tej nocy. Mam nadzieję, że zdążę, póki do mnie wrócisz rano. Nie chcę robić tego w takim pospiechu i pod presją czasu, ale nie chcę też, by Gemma musiała pisać je za mnie, zwłaszcza te ostatnie. I nie chcę, żeby stało się tak, że jednak nie zdążę ich skończyć...
Wielkimi krokami zbliżali się do ostatniego z listów. Louis bardzo się go obawiał, chociaż podejrzewał, że koperta otworzona w Wigilię nie będzie zawierała w sobie niczego, co byłoby zbyt smutne, by powstrzymać łzy przed wypłynięciem na policzki. Ale mimo to, obawiał się, jak będzie się czuł, gdy nie będzie miał listów na kolejne dni. Gdy skończy czytać ostatnie zdanie zapisane przez Harry'ego i już nigdy nie zobaczy nowego „PS Kocham cię" od osoby, od której potrzebował owych słów najbardziej.
Bał się, że znowu wróci do leżenia w łóżku przez całe dnie i do płakania w poduszkę. Do denerwowania się na cały świat, że musiał zabrać akurat najważniejszą osobę jego życia i zostawić go samego. Cholernie się bał, że znowu mu się pogorszy, bo nie będzie potrafił ruszyć do przodu, a Harry'ego pozostawić w swojej przeszłości.
Mimo wszelkich obaw, Louis i tak czuł się o wiele lepiej, wiedząc, że ostatni list to ten z numerem dwadzieścia cztery widniejącym na samym środku koperty. Wiedząc, że Harry dokończył to, co zaczął i co tak bardzo chciał dokończyć. Nie byłby w stanie poradzić sobie ze świadomością, że mimo tylu planów i chęci, wszystko miałoby zatrzymać się na liście z numerem dziewiętnaście czy dwadzieścia, czy może z jeszcze wcześniejszym... Pękłoby mu serce.
Jakoś sobie poradzę. Powinienem już spać, ale pielęgniarka zgodziła się, bym miał zapalone światło i dokończył te listy... Opowiedziałem jej wszystko i przykro mi, bo mało się nie rozpłakała, ale była na tyle miła, że zechciała mi pomóc. Pozwoliła także Gemmie przywieźć mi pozostałe kartki i koperty, wszystko, co będzie mi potrzebne. Dokończę te listy, Louis, choćbym miał pisać je na stojąco, by nie zasnąć.
Louis uśmiechnął się delikatnie przez łzy. Wybrał sobie na męża chyba najbardziej zdeterminowaną i upartą osobę na tym świecie. Gdy Harry coś sobie zaplanował lub ustalił sobie jakiś cel, nie było siły, która powstrzymałaby go przed osiągnięciem tego, czego chciał. Mogłoby się dosłownie walić i palić, byleby tylko spełnić wszystkie swoje plany. Trzymał się tego zwłaszcza, jeśli chodziło o ważne sprawy czy o Louisa. Nie wybaczyłby sobie, gdyby w jakikolwiek sposób go zawiódł. Obecna sytuacja była zupełnie inna i Louis, nie będący zbyt wyrozumiałą osobą, tym razem na pewno zrozumiałby, czemu Harry się poddał. Ale on nie chciał się poddawać. Był bardzo słaby, a mimo to chciał walczyć do samego końca, by osiągnąć cel.
Piszę tak, jakbym miał umierać już jutrzejszego wieczoru, przepraszam. Ale tydzień czy dwa to nie jest dużo. Poza tym, dla świętego spokoju, wolę dokończyć to jak najszybciej, a resztę czasu spędzić z tobą, bez żadnych kłamstw, kręcenia za twoimi plecami czy okłamywania cię, by zdobyć chwilę samotności na napisanie kilku zdań.
To był chyba najlepszy wybór, przynajmniej według Louisa. Uważał, że Harry momentami zachowywał się naprawdę dziwnie, kiedy jeszcze nie miał pojęcia, co ten kombinował. Pewnie w końcu by się zdenerwował i kazał Harry'emu powiedzieć, o co chodzi i co kieruje jego zachowaniem, ale wtedy zepsułby całą niespodziankę i tylko sprawiłby mu przykrość, a tego zdecydowanie nie chciał.
Louis odłożył na chwilę kartkę na stół, gdy zobaczył, że zbliża się do końca listu i ostatni raz zaciągnął się papierosem. Zgasił go na popielniczce i zostawił tam jego resztkę, pośród wielu innych, które wypalił w ciągu ostatnich kilku dni. Wciągnął głęboko powietrze, policzył w myślach do pięciu i wypuścił je przez usta. Po kilku takich seriach nieco się uspokoił. Nie płakał, ale czuł, że jak tylko skończy czytać i pójdzie się położyć, to nie będzie mógł tego powstrzymać. Otarł dłońmi twarz, która była wilgotna od łez przez cały czas cieknących mu z oczu. Odetchnął jeszcze raz i drżącą dłonią ponownie wziął kartkę do ręki, by dokończyć czytanie.
Chyba będę już kończył. Przede mną jeszcze długa droga, wbrew pozorom. To chyba miało być śmieszne. Wymyślam najgorsze żarty i jeszcze znowu nadużywam jednego słowa. Co mi strzeliło do głowy, że wpadłem na pomysł pisania ci tylu listów, skoro pisarz ze mnie żaden? Życz mi powodzenia...
PS Kocham cię.
PPS Jesteś najsilniejszą osobą, jaką znam.
CZYTASZ
twenty four letters [larry]
FanficHarry przed śmiercią napisał dla swojego męża, Louisa, dwadzieścia cztery listy, poprzez które zamierza pomóc mu w przygotowaniach do Świąt Bożego Narodzenia, zupełnie tak, jakby był tuż obok niego. © tekst i okładka: cloudsmartina