Louis od kiedy tylko się obudził, błagał wszechświat na wszelkie sposoby, by dobry humor, który pojawił się poprzedniego dnia przy czytaniu listu, nie opuszczał go już aż do zakończenia Świąt Bożego Narodzenia. Albo najlepiej, żeby już w ogóle nigdy go nie opuszczał. Nie był w najlepszym nastroju na świecie, ale było po prostu znośnie. Po przeczytaniu listu spędził resztę dnia ze swoimi gośćmi, a zanim poszedł spać, obejrzał kilka odcinków serialu, który zaczął wcześniej z zamiarem odsunięcia od siebie złych myśli. Nie rozpraszał się już, nie był aż tak przybity jak wcześniej, potrafił się uśmiechnąć, a nawet pożartować. Nie było cudownie, ale najgorzej również nie i, jak dla niego, mogło tak być już cały czas.
W takim nastroju mógłby spędzić Wigilię i możliwe, że nawet nie byłaby aż tak zła, jak się tego spodziewa. Przynajmniej na pewno byłoby to o wiele lepsze od bycia myślami w zupełnie innym miejscu, zamiast przy rodzinie, która go kochała i liczyła na to, że spędzą ten dzień w możliwie jak najbardziej normalny sposób, wspominając Harry'ego z uśmiechem na twarzy, a nie ze łzami cieknącymi po policzkach. Chociaż wiedzieli, że bez łez na pewno i tak się nie obejdzie... Ale warto było postarać się zmniejszyć ich ilość.
Louis wszedł do kuchni z zamiarem przeczytania dwudziestego drugiego listu, który uprzednio położył na stole, by otworzyć go po zjedzeniu śniadania, nakarmieniu kota, który kolejny raz był obrażony na cały świat i przejściu przez całą poranną rutynę. Co prawda nie był wcale poranek, bo było już po dwunastej w południe, ale Louis od dłuższego czasu zaliczał tą porę do jeszcze tych wczesnych godzin. Już miał rozklejać kopertę, gdy przypomniał sobie, że powinien upiec słynne ciasto Harry'ego, by w Wigilię miało idealny smak. Jeśli oczywiście znowu by mu wyszło, tak jak poprzednim razem. A jeśli nie — wtedy czułby, że zawiódł i siebie, i Harry'ego, a jego humor kolejny raz zniknąłby w mgnieniu oka. Mimo wszystko wolał najpierw przygotować ciasto, a dopiero później przeczytać list. Nie mógł być pewien, że samo przeczytanie go nie zepsuje mu dobrego nastroju, a wtedy wypiek z pewnością by się nie udał.
Wyciągnął z szuflady przepis, który powierzył mu Harry. Miał nadzieję, że podczas wczorajszego gotowania nikt akurat do tej szuflady nie zaglądał, ponieważ owy przepis był jednym z największych sekretów Harry'ego. Mimo że był to po prostu zwykły przepis, którym przecież mógł się podzielić z rodziną — nie wybaczyłby sobie, gdyby trafił w ręce kogoś innego. Został poproszony, by nikomu niczego nie zdradzał i zamierzał dotrzymać wypowiedzianej w tamtym momencie obietnicy. Nawet, jeśli Styles nie miał o niej zielonego pojęcia.
Po nieco ponad dwóch godzinach dosłownego męczenia się z ciastem, wstawił blachę do nagrzanego piekarnika. Nie obyło się bez oparzenia połowy dłoni, przez co od razu syknął przez zęby. Polał rękę zimną wodą z kranu, która szybko złagodziła pulsujący ból. W głowie usłyszał słowa Harry'ego mówiącego: „A tyle razy ci powtarzałem, byś ubrał rękawice". Za każdym razem miał rację, ale Louis nie mógł mu tego przyznać i udawał, że nic się nie dzieje i że każdemu zdarzy się zapomnieć o czymś takim.
Gdy ciasto się piekło, Louis dokończył oglądanie odcinka, podczas którego zasnął poprzedniej nocy. Był na tyle ciekawy, że chciał już włączyć kolejny, ale przeszkodził mu w tym alarm, który wcześniej sobie ustawił. Gdyby tego nie zrobił — prawdopodobnie zapomniałby wyciągnąć ciasto z piekarnika, a wtedy nadawałoby się jedynie do wyrzucenia. Wstał niechętnie od stołu. Wszystkie czynności tego dnia szły mu nadzwyczaj powoli, ale przynajmniej efekty były dosyć zadowalające. Włożył na dłonie rękawice ochronne i wyciągnął ciasto z piekarnika, wyłączając go.
Minęła ponad połowa kolejnej godziny, gdy cały wypiek był skończony. Louis czuł się identycznie, jak po upieczeniu owego ciasta po raz pierwszy — był zmęczony i nie miał siły na robienie czegokolwiek innego tego dnia. Ale cały wysiłek raczej był tego warty, bo ciasto wyszło chyba jeszcze lepiej niż poprzednio. Przynajmniej w jego skromnej opinii.
Opadł z westchnieniem na krzesło i wziął do ręki niebieską kopertę z numerem dwadzieścia dwa. Otworzył ją delikatnie, z drobnym uśmiechem na twarzy i wyciągnął z niej idealnie równo złożoną kartkę. Uśmiechnął się nieco bardziej, zastanawiając się, jakim sposobem Harry zdołał złożyć tak równo kartkę na szpitalnym łóżku, podczas gdy on nie umiał dokonać tego na stole. Jego mąż nigdy nie przestawał go zadziwiać, nawet gdy był już po tej drugiej stronie. Rozłożył list i z uśmiechem zabrał się za czytanie.
Witam, witam i o drogę pytam!
Nie wiem, gdzie owa droga miałaby prowadzić. Zignorujmy to, miało być po prostu wesoło i zabawnie. To chyba zmęczenie daje mi się we znaki i przez to plotę głupoty. Mamy właśnie wpół do czwartej w nocy, a ty doskonale wiesz, że nie jestem typem nocnego marka. Ale czego nie robi się z miłości, prawda?Harry był osobą, która chodziła spać raczej wcześnie, przez co jego mąż często czuł się nieco pokrzywdzony. Nie mogli robić nocnych maratonów filmowych, czy po prostu obejrzeć całego sezonu serialu na raz, bo Harry zasypiał już po północy, podczas gdy oczy Louisa zamykały się dopiero nad ranem.
Styles zarwał noc jedynie parę razy w swoim życiu i to były naprawdę wyjątkowe przypadki. Pierwszy raz, gdy jego ukochany pojawił się spanikowany przed drzwiami jego domu, mówiąc, że z pewnością zawali test, który czekał go następnego dnia. Owy sprawdzian miał zadecydować, czy zda semestr, więc Harry, jako osoba, która z tego przemiotu miała najlepsze oceny w całej szkole, postanowił mu pomóc. Rozwiązywali zadania całą noc, przez co kolejny dzień był dla wysokiego bruneta straszną męczarnią, jednak zaliczenie semestru i szczęście ukochanego wszystko mu wynagrodziły.
Drugi raz, gdy Louis przez własną nieuwagę wylądował w szpitalu. Potrącił go samochód, podczas gdy późnym wieczorem wracał do domu od Harry'ego. Jego mama natychmiast poinformowała go o zaistniałej sytuacji, a on nie byłby sobą, gdyby nie znalazł się przy sali Louisa już piętnaście minut później. Mimo że jego stan był daleko od złego, a Styles co chwilę słyszał, że powinien wrócić do domu i pójść spać, on cierpliwie przeczekał te kilka godzin, by być w stu procentach pewnym, że jego chłopak jest bezpieczny i w południe będzie mógł wrócić do domu.
A trzeci raz był wtedy, gdy Harry sam był w szpitalu i w pośpiechu pisał listy dla swojego męża. Oczy zamykały mu się podczas pisania, a przez głowę co chwilę przelatywały myśli, że może jednak powinien to odłożyć na kolejny wieczór. Poszedł spać dopiero wtedy, gdy zakleił ostatnią z kopert, a na jego twarzy pojawiły się promienie słoneczne wkradające się przez okno.
Wiesz, że zrobiłbym dla ciebie wszystko. W końcu rozplątałem dla ciebie wszystkie świąteczne lampki, jakie tylko znalazłem w naszym domu, a to chyba wystarczający dowód miłości. Oczywiście tylko żartuję, chociaż wiem, że ty prędzej rzuciłbyś mi nimi w twarz, niż je cierpliwie rozplątał. Już to widzę. Ale zanim się obrazisz, zmienię temat. Ten list nie będzie długi, bo jestem naprawdę zmęczony, a najbardziej chciałbym się skupić na ostatnim. W tym chcę ci tylko przypomnieć, że jesteś najlepszy na świecie i masz przepiękny uśmiech. To sama prawda!
PS Kocham cię.
PPS Uśmiechaj się więcej, skarbie.
![](https://img.wattpad.com/cover/205499542-288-k88452.jpg)
CZYTASZ
twenty four letters [larry]
FanficHarry przed śmiercią napisał dla swojego męża, Louisa, dwadzieścia cztery listy, poprzez które zamierza pomóc mu w przygotowaniach do Świąt Bożego Narodzenia, zupełnie tak, jakby był tuż obok niego. © tekst i okładka: cloudsmartina