Rozdział XXX

8.4K 654 492
                                    


Lodowate powietrze nocy zmroziło kości Harry'ego, okrytego tylko cienkim płaszczem. Stali na wąskiej jednokierunkowej ulicy mugolskiego przedmieścia, przed niskim domkiem. W świetle latarni nie był w stanie ocenić jak domek wygląda, ale wydawał się być przytulny – w przeciwieństwie do jego właścicielki.
Draco nadal był nieprzytomny, a Harry nie miał siły dłużej go trzymać w ramionach. Zbierając resztkę energii jaka w nim pozostała, z jękiem ruszył przez wysypany żwirkiem podjazd do niewielkich drzwi z kołatką. Poranione stopy blondyna robiły ślady na jasnych kamyczkach, znacząc je krwią. Czując, że dłużej nie wytrzyma, jak najdelikatniej się dało odłożył Draco na przystrzyżoną trawę. Otarł pot z czoła i kucnął przy Ślizgonie, przyglądając się z bólem posiniaczonej twarzy. Półmrok sprawiał, że jego twarz wyglądała koszmarnie, ale wiedział, że dzienne światło wcale nie poprawi tego widoku.

Najważniejsze było przetransportowanie chłopaka do środka, ale brunet nie miał sił. Miał ochotę się rozpłakać. Nie wiedział co zrobić. Na trzecim roku Syriusz lewitował profesora Snape'a i wyniósł go z Wrzeszczącej Chaty, ale zwykłe wingardium leviosa nie wystarczy do transportu ludzi. Gdyby była tu Hermiona to na pewno znałaby zaklęcie, które by pomogło Harry'emu. Bez niej on sam był nic nie wartym czarodziejem, który nie potrafi pomóc ukochanemu! Jest beznadziejny!

Otarł ze złością łzy, jakie napłynęły mu do oczu i wyciągnął różdżkę. Nie może się poddać! Klęcząc przy blondynie skanował pamięć, świecącą pustkami. Czuł jak skóra Draco robi się coraz zimniejsza, więc zdjął swoją pelerynę, aby chociaż na chwilę było mu ciepło. Wyobraził sobie minę Narcyzy, gdyby po uratowaniu Ślizgona pozwolił mu zamarznąć przed jej domem, bo nie miał siły zatargać go do środka. Prawnie by go oddała Voldemortowi na tortury, albo sama znęcała się nad nim gorzej niż nad Zgredkiem...

Zgredek! To jest to!

Zerwał się na równe nogi i zawołał głośno:

- ZGREDEK!

Jego głos rozległ się po okolicy, ale w żadnym z mugolskich okien nie zapaliło się światło. W końcu dochodziła pierwsza w nocy.

Sekundę później, wydającą się wiecznością, rozległ się trzask, a przed furtką zmaterializował się drobny skrzat ubrany w rozciągnięty sweter.

- HARRY POTTER SIR, UCIEKAJ SIR, TO DOM MALFOY'ÓW, SIR!!! - skrzat pobiegł do Harry'ego z krzykiem wyciągając długie palce, aby go złapać i zabrać stąd jak najdalej, ale po drodze potknął się o nogi Draco i jak długi wylądował na żwirze.
- Boże, Zgredku, nic ci nie jest?!

Skrzat poderwał się i z przerażeniem wpatrywał się w Ślizgona. Widok blondyna sprawił, że drobne ciało Zgredka zaczęło się trząść.
- H-Harry Potter sir, Zgredek odda za Harry'ego Pottera życie, ale Harry Potter nie może prosić Zgredka o pomoc w ukryciu zwłok!
- Co?! Nie! On nie jest martwy, Zgredku, ale jak się nie pośpieszymy, to będzie, dlatego proszę cię , pomóż mi go przenieść do domu.
- To dom pani Narcyzy, sir.
- Wiem, to ona mnie tu wysłała.
- Pani Narcyza nie jest dobrą kobietą, Harry Potter sir.

Harry czuł jak nadzieja ulatuje z niego, jak ciepło z ciała Draco. Głosem podwyższonym przez panikę złapał dłonie skrzata.
- Zgredku, obiecuję że ci opowiem wszystko, ale proszę pomóż mi.
Skrzat rozszerzył zielone oczy jeszcze bardziej i skinął wielką głową. Uwolnił jedną dłoń i skierował palec na Draco. Pstryk i ciało blondyna wisiało w powietrzu, sunąc w stronę domu. Harry pobiegł i otworzył drzwi.

Całą trójkę owiało przyjemne ciepło, mimo że w domu nikogo nie było.  Idąc za Zgredkiem, który zdawał się dobrze znać wnętrze domku, wszedł do sypialni. Skrzat ostrożnie przetransportował Draco na wielkie łoże pośrodku pomieszczenia, a Gryfon rzucił się zdjąć z chłopaka brudne ubranie.

Potter, do mnie #Drarry ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz