Rozdział XXXIII

11K 700 1.3K
                                    

Rozdział zawiera treści dozwolone powyżej 18 roku życia.





Słońce powoli wzeszło nad niewielkim miasteczkiem w środkowej Szkocji oświetlając pokryte szronem nawierzchnie i oblodzone chodniki. W nocy po raz pierwszy tej zimy spadł śnieg, sprawiając że okolica wyglądała jakby ktoś posypał je mąką. Mieszkańcy ulicy Hilton powoli wyjeżdżali samochodami do pracy, bojąc się, że wpadną w poślizg. Niektórzy z nich po drodze obracali się na chudego chłopaka, opatulonego szalikiem i za dużą kurtką, który maszerował dzielnie w stronę supermarketu. Widywali go kilka razy w ciągu ostatnich pięciu dni, ale nikt nie wiedział skąd się ten chłopak wziął. Co ciekawsze miejscowe plotkary starały się go wyśledzić, ale zawsze znikał im z oczu. Tak jakby rozpływał się w powietrzu pomiędzy domem McLagran'ów a Corvey'ów. 

     Harry nieświadomy tego, że wzbudzał ogólne podniecenie wśród mieszkańców ulicy, wracał ze sklepu, obładowany zakupami na dzisiejszy obiad. Pieniądze zostawione przez Narcyzę pozwalały mu szaleć jak prawdziwemu masterchefowi i kupować wszystkie możliwe produkty jakie się da. Biorąc sobie za punkt honoru postawienie Draco na nogi, gotował mu wszystkie swoje popisowe dania. Były to głównie mięsa, bo będąc kucharzem przy Privet Drive nie miał okazji do gotowania potraw wegetariańskich albo dań z ryb, ale trudno. 

     Draco siedział w salonie, pochłonięty czytaniem książki, okryty grubym kocem. Na wszelki wypadek nie wychodził z domu, co po paru dniach stało się dość uciążliwe. Nie mógł się doczekać momentu, w którym będzie wolny i będzie mógł wyjść na zewnątrz. Ale jak na razie się na to nie zapowiadało. Nie mógł wrócić do szkoły, to było zbyt niebezpieczne. Nie mógł też bezkarnie zamieszkać gdzieś w Anglii. W ciągu kilku dni ludzie Voldemorta by go zabili. Ale wszystko miało się wyjaśnić w ciągu tego weekendu, bo Harry umówił się na spotkanie z Dumbledore'm w Dziurawym Kotle. Dyrektor podobno znalazł rozwiązanie. 

     Drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem, gdy Harry obładowany torbami wbił do domu. Z trudem podnosząc się z kanapy, pokuśtykał w stronę kuchni uśmiechając się do bruneta. 

- Co dobrego kupiłeś? - spytał, zaglądając do toreb i rozpakowując ich zawartość na blat, który kilkanaście minut wcześniej wyszorował. Sprzątanie było jedynym zajęciem, które sprawiało, że nie myślał o swojej przyszłości.

- Robię dzisiaj mus z wątróbki. Mam nadzieję, że lubisz.

- Nie powiem, że jest to moje ulubione danie, ale wczoraj przekonałeś mnie, że szpinak może być pyszny, więc zaryzykuję. - powiedział, uśmiechając się do chłopaka.

- Jak się czujesz?

To pytanie padało tak często w ciągu dnia, że Draco powoli zaczynał tracić cierpliwość. Od mąk jakie przeżywał we wtorek, gdy Mroczny Znak palił żywym ogniem, czuł się wyśmienicie. Oczywiście, nie mógł powiedzieć, że był w szczytowej formie. Musiał nadal oszczędzać nogę, aby zasklepione złamanie nie odnowiło się i siniaki bolały jak cholera, gdy o nich zapomniał i dotknął przypadkowo, ale to co było teraz było niebem w porównaniu do tortur jakie przeżywał w weekend. 

- Tak samo jak dwie godziny temu, czyli dobrze. - odpowiedział, starając się być cierpliwym. - O której widzisz się z Dumbledore?

- O siedemnastej. Nie lubię się teleportować, ale nie mam wyboru. Sieć Fiuu na nic się nie sprawdzi w tym domu.

Draco rozejrzał się po mugolskim wystroju.

- To takie dziwne, że moja mama miała ukryte mugolskie mieszkanie. Nie ma w nim ani jednej magicznej rzeczy. Nawet są sprzęty elektryczne. Zawsze wydawało mi się, że gardziła mugolakami, to po co jej ten dom?

Potter, do mnie #Drarry ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz