Rozdział XI

14K 874 562
                                    

Narcyza patrzyła na skulona postać syna stojącego na balkonie w swojej sypialni. Powiedział, że zanim wróci do Hogwartu to weźmie podręcznik, do zielarstwa, którego zapomniał,ale ona wiedziała, że to bzdura. Od lat Draco ukrywał w swoim pokoju mugolskie papierosy. Nie mogła mu ich wybić z głowy, konfiskowała je, groziła, że powie Lucjuszowi, ale nic na chłopaka nie działało. W końcu się poddała, w głębi serca czując, że jest coś synowi winna.
Weszła na balkon po drodze stukając w szybę.
- Nie chowaj. - powiedziała, gdy Draco chciał schować paczkę w kieszeni. Stanęła obok chłopca. Nie zauważyła, kiedy wyrósł na młodego mężczyznę. Przewyższał ją co najmniej o głowę, męskie ciało zarysowywało się pod luźną szatą. Wiedziała, że jest oszpecone bliznami, które zadał mu Lucjusz, ale nadal uważała, że na całym świecie nie ma ładniejszego chłopaka niż jej syn. Oczami wyobraźni widziała go za parę lat na ślubnym kobiercu z jakaś czarownica czystej krwi, może tą Pansy, z jego domu. Ale teraz... gdy Draco zacznie wprowadzać plan Czarnego Pana w życie, jego reputacja będzie zszargana. Może dobrze, że Lucjusz jest w więzieniu. Nie wiedziała co by wygrało w tym przypadku u męża: miłość do Czarnego Pana czy honor rodziny.
- Za niedługo będę spadał. - powiedział, zaciągając się papierosem.
- Nie zostaniesz na kolacji?
- Nie. Już i tak długo mnie nie ma. Moi przyjaciele w końcu będą się martwic. Ciężko będzie się wytłumaczyć.
Narcyza położyła synowi dłoń na ramieniu.
- Dasz radę wykonać to zadanie? -zapytała z troską w głosie.
Draco podniósł na nią wzrok. Oboje mieli oczy tego samego koloru. W jej widział strach i obrzydzenie na myśl o tym w co jej syn będzie musiał wyprawiać.
- Muszę. Oboje wiemy, że będę obserwowany całą dobę. A On, będzie wiedział o wszystkim. Dlatego nie mam wyboru. Dobrze, że dodatkowo nie muszę mu szukać tej tiary czy innego gówna w Pokoju Życzeń.
- Będą o tobie plotkować.
- A czy to pierwszy raz? No nic, zbieram się. - podwinął rękaw, aby dotknąć znaku. Narcyza przytuliła go prędko, całując w policzek.
-Pamiętaj, synku, że robisz to dla wspólnego dobra.


Wylądował na podłodze ich wspólnego pokoju. Siedzący na łóżku Harry wrzasnął z przerażeniem, oblewając się sokiem dyniowym.
- Ja pieprze, Draco!!! Czy ty chcesz, kretynie, żebym dostał zawału?!
- Sorki, nie chciało mi się teleportować na błonie. - odparł. Nie zmieniając szat, usiadł na łóżku. Brunet zawzięcie wycierał pomarańczową plamę. Jego połowa pokoju była lekko zagracona, ale Draco nie chciał się teraz denerwować. Milczał, czekając aż do Harry'ego dotrze co się dzieje. Zajęło mu to dłużej niż się spodziewał.
- Teleportować? W Hogwarcie nie można się teleportować, chyba że... -zrobił wielkie oczy. - O Boże! Byłeś u Voldemorta.
Draco zacmokał zniecierpliwiony.
- Długo ci to zajęło.
- Nie co dzień ktoś z moich znajomych wyskakuje na herbatę do Czarnego Pana! Co chciał?
Draco wziął głęboki wdech.
- Powiem ci, ale obiecaj, że nie wpadniesz w panikę.
- Powiesz mi? Serio? O cholera, skoro mi powiesz to pewnie to coś strasznego! Chcą napaść na Hogwart?! Trzeba się ewakuować?! Musimy uciekać?! 
- Potter, kurwa! Bo nic ci nie powiem!
- Okay, sorki, już nic nie mówię.
- Nikt nie napada na Hogwart. Czarny Pan kazał mi się z nim spotkać, bo najwyraźniej plotki z zamku dochodzą do niego szybciej niż ty łapiesz znicza na boisku. Dowiedział się, że jesteś gejem. - Draco uniósł dłoń, żeby uciszyć Harry'ego, który już otwierał usta. - Wymyślił sobie super plan, dzięki któremu zwabi cię i zabije. A użyje przy tym twojego najsłabszego punktu: miłości.
- Nie czaje. Po pierwsze skąd widział, o mojej orientacji. Ty mu powiedziałeś?
- Nie jestem jedynym agentem Voldemorta w tym zamku.
- Eeee... okay, to mnie zmartwiłeś... a co do tego jego planu, to o chuj w nim chodzi?
- Masz się zakochać. Jak się zakochasz to pójdziesz za swoim chłopakiem w ogień. Więc też oddasz się w ręce Voldemorta, aby ratować ukochanego albo pójdziesz prosto do jego pułapki, gdy twój chłopak cię o to poprosi. Już czaisz?
- Tak, ale to nie trzyma się kupy. Szesnaście lat nie byłem w nikim zakochany, a teraz mam nagle się zabujać w randomowym typie, którego mi Voldemort podrzuci? Przecież to śmieszne. Z drugiej strony dopiero co wyszedłem z szafy i zamiast szukać miłości życia mam się bać, że każdy facet na mojej drodze to agent Voldemorta?! Świat oszalał.
- Wiem, kto jest tym agentem, Harry.
- Kto?
Draco wyciągnął paczkę papierosów i zapalił jednego. Poczęstował bruneta, ale ten odmówił.
- Potter, powiedz mi proszę, że na dzisiejszym treningu trzasnął cię tłuczek w głowę. To jest jedyne wytłumaczenie twojego opóźnienia na łączach w tym momencie. - wydmuchał wąski strumień dymu. - Czy to nie jest, kurwa, logiczne? JA MAM BYĆ TWOIM CHŁOPAKIEM. To ja mam za zadanie rozkochać cię w sobie, a potem jak na sznurku przyprowadzić cię do Voldemorta, aby mógł cię zabić.
Harry'emu opadła szczęka. Wpatrywał się w Ślizgona przez kilka minut w milczeniu nie wiedząc co ma powiedzieć. Draco po raz kolejny wyciągnął w jego stronę paczkę papierosów. Tym razem brunet nie odmówił. W milczeniu cienki szary dym unosił się nad ich głowami.
- Ale to w sumie dla nas lepiej. - wyszeptał po chwili Harry. Draco spojrzał na niego ze zdziwieniem. On nie widział niczego „lepiej" w tym planie. - Będziesz mnie podrywał, a ja ci powiem, że masz spadać i nara. Powiesz temu zjebowi, że nie dałeś rady. Reszta tych agencików to potwierdzi i tyle.
- Zdajesz sobie sprawę, że jak Voldemort daje komuś zadanie to ta osoba ma dwie opcje: wykonać je na 110 procent albo nie wykonać i zostać zabitym.
Harry zaśmiał się.
- Daj spokój, nie zabije cię tylko dlatego, że nie potrafiłeś w sobie rozkochać faceta. Przecież ty nawet nie jesteś gejem.
Draco schował twarz w dłoniach.
- Kilka dni temu na moich oczach zamordował madame Malkin za to, że popierała mugoli.
- MADAME MALKIN NIE ŻYJE?!
- Tak. Harry, on nie jest jakaś miękką fają. Jeśli zawalę to nie będzie mnie bił po rękach wołając „a ty, a ty, niedobry!". Ukatrupi mnie jak muchę i da do pożarcia Nagini.
Harry poczuł jak ogrom sytuacji go przeraża. Zgasił papierosa w resztce soku w szklance. Jeśli pomoże Draconowi - zginie. Jeśli nie pomoże - Malfoy umrze. Nie ma złotego środka.
- Masz jeszcze te fajki?
Skulony Draco rzucił w jego stronę prawie pustą paczkę. Od dymu było siwo w pokoju, ale nie mieli siły wietrzyć. Harry zaciągał się fajką, tak jak uczył go jego kuzyn, gdy miał dobry humor. Miał nadzieję, że dym zatka mu płuca i go zabije tu i teraz.
- Może poradzimy się Hermiony? - zaproponował. - Powie się jej o tym, że jesteś śmierciożercą, ale że tak naprawdę jesteś po naszej stronie. Ona to zrozumie. I może wpadnie na jakiś plan.
Ślizgon pokręcił głową. Ostatnie czego chciał to ta wariatka, z jej przewrażliwionym nastawieniem do życia.
- Im mniej osób wie tym lepiej.
- Masz rację. No nic, zdaje mi się, że dzisiaj nic nie wymyślimy. Jestem cholernie głodny, za niedługo skończy się pora kolacji. W jeden dzień świat się nie zawali, w końcu ludzie nie zakochują się w sobie z prędkością światła. Ten proces trochę trwa.
Nagle dotarło do nich co Harry powiedział. Spojrzeli na siebie, oboje z szeroko otwartą szczęką. Gdzieś na końcu tunelu spierdolenia pojawiło się słabe światełko nadziei.
- No jasne, Harry! Nie w jeden dzień się człowiek zakochuje! Wystarczy, że będziemy ze sobą kręcić, a nawet udawać, że się spotykamy! W między czasie możemy myśleć co dalej! Jesteś genialny!
Harry wyszczerzył zęby w uśmiechu. Plan Draco nadal miał wiele wad, ale to było lepsze niż nic.
-  Jestem geniuszem. Nie wiedziałeś o tym?
- Po rozmowie z tobą określiłbym cię szybciej mianem idioty niż geniusza. - odpowiedział, zeskakując z łóżka, żeby zmienić szatę. Harry patrzył się z uwagą na nagie ciało chłopaka. Bez blizn było wręcz idealne. Oszpecone Mrocznym Znakiem, którego nawet zaklęcia nie zdołały ukryć, ale nadal było piękne.
- Na co się tak gapisz?
- Przyglądam się jak wygląda ciało mojego przyszłego chłopaka. - zaśmiał się, gdy Draco udawał, że wymiotuje.
- Dobrze, że nie muszę podrywać cię już dzisiaj.
- Rano ludzie dowiedzieli się o moim byciu gejem, a wieczorem już chodzę z Draco Malfoy'em? Nikt by w to nie uwierzył, zwłaszcza po twojej przemowie z rana.
- Uwierzyliby. Powiedziałbym im, że tak mi obciągnąłeś, że aż zmieniłem orientacje.
Teraz Harry udał, że wymiotuje.
- Szybciej padłbym trupem! Ale fakt, w to mogliby uwierzyć. - odpowiedział. - Słuchaj, nie chce mi się na ciebie czekać w nieskończoność. Spadam, do potem.
W odpowiedzi Ślizgon udał rękoma, że robi loda. Harry ze śmiechem wystawił w jego kierunku środkowego palca i zamknął za sobą drzwi.
Gdy tylko został sam na korytarzu, uśmiech rozbawienia zastąpiło czyste przerażenie. Fakt, że poza Draco w szkole są inne osoby bratając się z Voldemortem oraz chory plan zwabienia Gryfona w pułapkę, paraliżował go. Malfoy, osoba której jeszcze nie tak dawno nie znosił stała się dla niego kimś w rodzaju kolegi, miała teraz być wabikiem Tego, Którego Imienia Nie Wolno Było Wymawiać?! On ma udawać zakochanego, aby go chronić?! A co dalej?! Jak im nikt nie uwierzy?! Co zrobią, gdy ludzie stwierdzą, że to niemożliwe? Jak mają ich przekonać? A co jak w międzyczasie zakocha się w kimś innym? Ma grać na dwa fronty? Wtajemniczyć swojego prawdziwego chłopaka? A skąd pewność, że to nie jest drugi szpieg Voldemorta, który zagrozi i jemu i Malfoy'owi?!
W jego głowie myśli biegały jak oszalałe, plątały się ze sobą i przekręcały. Oddałby wszystko, żeby moc z kimś porozmawiać, ale musiałby wtedy wyjawić prawdę o Malfoy'u. Jedyna osoba, której mógłby powiedzieć całą prawdę to Syriusz, ale już nigdy nie będzie miał ku temu okazji. Włożył rękę do kieszeni, gdzie spoczywało lusterko. Od jakiegoś czasu, sam nie wiedział od kiedy, nie wpatrywał się w nie godzinami. Tak samo jak nie myślał już tak często o Cedriku i ojcu chrzestnym. Dzięki Draco, pomyślał, to on mnie z tego wyciągnął.
- Panie Potter? Wszystko w porządku? - profesor Flitwick przyglądał mu się z troską. Harry zorientował się, że od kilku minut stoi w miejscu na korytarzu między Wielką Salą a lochami.
- Tak, przepraszam, zamyśliłem się. - odpowiedział.
Niski mężczyzna spojrzał na otwarte drzwi Wielkiej Sali. Ze środka dobiegał gwar i śmiechy uczniów. Źle odczytując marsową minę Gryfona, poklepał go pokrzepiająco po łokciu, bo tylko tam dosięgał.
- Nic się nie martw mój chłopcze. Ludzie sobie pogadają i przestaną. Ważne jest mieć odwagę być tym kim się naprawdę jest. Ja na przykład bardzo się bałem przyznać do tego, że zbieram kapsle od piwa. - posłał Harry'emu przyjacielski uśmiech.
- Nie, panie profesorze. To nie o to chodzi. Czy miał pan kiedyś tak, że miliony myśli kłębiły się panu w głowie i nie potrafił pan sobie z nimi poradzić, wiec chciał pan z kimś o tym porozmawiać, poradzić się, ale odkrył pan ze nie ma takiej osoby, której mógłby pan całkowicie zaufać?
Flitwick zamyślił się. Gęste brwi złączyły się w jedną, gdy zmarszczył czoło.
- Gdy zmarła moja żona tak miałem. Chciałem z nią porozmawiać, ale nie mogłem. Miałem problemy, którymi chciałem się podzielić, ale nie mogłem bo jej już nie było. To był dla mnie ciężki okres.
- I co pan zrobił?
- Zacząłem pisać listy. Ale z czasem to też nie pomagało. Wiec siadałem gdzieś w samotności, tak żeby nikt nie mógł mnie usłyszeć i mówiłem do niej.
- Ale przecież pana żony nie było z panem.
Niziutki profesor uśmiechnął się ciepło do bruneta.
- Mój drogi, ci których raz pokochaliśmy, zostają z nami na zawsze. O tutaj. - wspiął się na palce i dotknął piersi chłopaka w okolicy serca. - Zawsze są przy nas i nam pomagają.
Harry przypomniał sobie o postaciach ojca i matki na cmentarzu, o tym jak wraz z Cedrikiem pomogli mu uciec przed śmiercią. Tak, profesor miał rację. Odpowiedział Flitwickowi uśmiechem.
- Tylko gdzie znaleźć takie miejsce?
- Ja osobiście polecam Zakazany Las, tam gdzie jest zagroda dla testrali. Tam nikt nie chodzi, a można sobie usiąść wygodnie na ogrodzeniu i pogadać, jak nie w ciemność to do testrali. - znowu poklepał Harry'ego w łokieć i pomaszerował do Wielkiej Sali.Gryfon powędrował za nauczycielem, stwierdzając że staruszek może mieć rację i może powinien skorzystać z jego rady. Ale najpierw kolacja. Z pełnym brzuchem będzie mu się na pewno łatwiej planowało życie. 

Potter, do mnie #Drarry ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz