Rozdział XII

13.2K 796 226
                                    

- Hermiono, myślisz, że dobrze zrobiliśmy zostawiając Harry'ego z tym Krukonem? - Ron dreptał obok prędko idącej dziewczyny. Gryfonka szła na tyle szybko, że mimo swoich długich nóg, rudzielec musiał podbiegać do kilka kroków, aby ją dogonić.
- Widziałeś, że był tak pochłonięty rozmową, że nawet nie zwrócił na nas uwagi. - powiedziała, mijając kolejne schody i korytarze. - Nawet jakbyś się rozebrał to by nie zwrócił na to uwagi.
- Okay... możesz mi powiedzieć w takim razie, gdzie idziemy? I czemu musimy się tam, aż tak śpieszyć?
- Idziemy do dyrektora.
- Po co?!
- Bo muszę sobie z nim parę spraw wyjaśnić. Fasolki wszystkich smaków. - powiedziała do posągu, a chimera odskoczyła grzecznie, ukazując jej wąskie schody.
- Skąd wiesz jakie jest hasło do gabinetu dyrektora?
Hermiona spojrzała na Rona z politowaniem i nie raczyła odpowiedzieć. Przecież ona wie wszystko, to skąd u tego chłopaka biorą się tak durne pytania w głowie? Zapukali do drzwi i nie czekając na zaproszenie, weszli do środka.
Dumbledore nigdzie nie było widać. Portrety byłych dyrektorów Hogwartu drzemały w ramach albo przyglądały się nowo przybyłym z zaciekawieniem. Ron podszedł do siedzącego na żerdzi małego feniksa, wyglądającego na takiego co niedawno się wykluł, a Hermiona podeszła do największego z obrazów, wiszącego za dyrektorskim biurkiem.
- Dobry wieczór, profesorze. - powiedziała uśmiechając się przyjaźnie. - Czy wie może pan profesor, kiedy wróci Dumbledore?
Postać z portretu przeciągnęła się i ziewnęła szeroko.
- Pan dyrektor nie dzieli się z nami swoimi prywatnymi sprawami, moje dziecko. - odpowiedział Dippet.
- Ale pewnie pan wie, za ile można się go spodziewać. W końcu, jest pan jego najbliższym doradcą, profesorze. - Hermiona przymilała się niczym kotka. Ron obserwował jej poczynania z najwyższym zdumieniem. Wydawało mu się, że staruszek na portrecie lekko się zarumienił.
- Oczywiście, że jestem. Jednak nie mogę zdradzać tajemnic profesora...
- Och, oczywiście, proszę pana! W końcu jest pan jego zaufanym człowiekiem, a ja nie chciałabym, aby to zaufanie było nadszarpnięte. Jednak chciałabym po prostu poznać godzinę, a nie miejsce w którym przebywa. To chyba nie grzech, prawda?
- Oczywiście, że nie grzech, panno Granger. - usłyszała za swoimi plecami. Ona i Ron obrócili się szybko. W drzwiach stał Dumbledore, patrząc na nich zza okularów-połówek z uśmiechem na ustach. - Co sprowadza państwa do mnie o tak później porze?
- Panie profesorze Dumbledore... - Hermiona zacięła się na sekundę, nie wiedząc jak zacząć. - Martwię się o Harry'ego.
- To nic nowego, panno Granger. Pan Draco zaznaczył mi w swoich raportach, że jest pani wyjątkowo troskliwą przyjaciółką. - zachichotał dyrektor, zamykając za sobą drzwi i siadając na kanapie w rogu. Gestem zaprosił ich, aby się dosiedli. Hermiona skupiła wzrok na czarnej dłoni profesora. Ile ona by dała, aby wiedzieć co się mu stało...
- Malfoy może sobie kpić, ale ja naprawdę się martwię. Zwłaszcza dzisiaj. Myślę, że nie muszę panu mówić o tym co wyszło na jaw podczas śniadania?
- Znam tę sprawę. Tylko nie rozumiem nadal co panią do mnie sprowadza. Z moich obserwacji wynika, że mój plan idealnie się sprawdza. Harry stał się weselszy, je o wiele więcej, ostatnio nawet śmiał się z mojego żartu, gdy był na mojej lekcji.
Hermiona pominęła fakt, że Draco od samego początku nie stosuje się do planu dyrektora i posłusznie skinęła głową.
- To prawda, wydaje mi się, że Harry wychodzi z depresji. Może nawet i już wyszedł, ale wiem też, że to nie jest takie proste. Z psychologicznego punktu widzenia teraz Harry jest podatny na jak najwięcej negatywnych bodźców. Cieszy się, wydaje się, że wrócił do normy, ale wystarczy jeden trafny cios, niekoniecznie wielki i bum! Wracamy do punktu wyjścia.
- Nie wiedziałem, że studiuje pani psychologię. - zakpił Dumbledore, na co dziewczyna zacisnęła dłonie w pięści.
- Tak, interesuję się tym, zwłaszcza teraz, gdy z moim przyjacielem nie jest za dobrze! - warknęła.
- No dobrze, niech pani kontynuuje. - odpowiedział wzdychając ciężko. Dyrektor nie mógł pojąć skąd w tej uczennicy biorą się takie pokłady energii. Była sobota wieczór, powinna siedzieć ze znajomymi na imprezie albo odpoczywać, a zamiast tego robi mu wykład z psychologii, zajmując jedyny wolny wieczór na jaki sobie pozwalał. Dodatkowo przyszła z Ronem, który już się dobrał do miseczki z dropsami, leżącymi na kawowym stoliku.
- Psychika Harry'ego, jak już powiedziałam jest bardzo delikatna. Jak bańka mydlana. I właśnie dzisiaj pojawiły się kolejne opcje do tego, żeby tą bańkę przekuć. Ledwo wyszła informacja, że Harry Potter jest gejem, a już się do niego zleciały jak muchy do miodu potencjalne partie.
- Mówi pani o panu Leonardzie?
- Tak, właśnie. - odpowiedziała, zdziwiona, że dyrektor, którego nie było w Wielkiej Sali już wie. - Podrywał Harry'ego, to było widać jak na dłoni. I dlatego się martwię, bo jak się Harry zakocha, to będzie podatny na zranienie, a to jak w efekcie domina może go stoczyć z powrotem do depresji.
- Nie sądzi pani, że pani przesadza? Nie możemy zabronić panu Potterowi wszystkich atrakcji dnia codziennego. Nie możemy mu zabronić, żeby się zakochał. Przecież to by było nieludzkie.
- Czyli uważa pan, że jak ten chłopak zacznie się spotykać z Harrym i potem go rzuci, to my mamy nic nie robić?
- Uważam, że zakładanie, iż Leo zostawi Harry'ego, o ile w ogóle będzie coś z tego związku, jest idiotyczne. Nie dlatego, że nie ma takiej opcji, bo oczywiście jest, ale równie dobrze można myśleć w drugą stronę: że będą żyli długo i szczęśliwie, a Harry będzie całkowicie wyleczony z depresji. - odpowiedział Dumbledore ze złością, patrząc jak Ron pochłania czwartego dropsa. Nie chciał wierzyć, gdy Draco mówił, że Hermiona jest jak wrzód na tyłku, sądząc, że to naprawdę wspaniale mieć przyjaciółkę, która się troszczy, ale zaczynał zmieniać zdanie. Gryfonka brzmiała bardziej jak wariatka niż jak zamartwiająca się przyjaciółka.
- Czyli myśli pan, że...
- Panno Granger! Ja nic nie myślę! Ja wiem, że nie mam zamiaru bronić Harry'emu miłości albo zamykać go w czterech ścianach, bo nie daj Boże, wpadnie znowu w depresję. - podniósł się z kanapy. - Myślę, że na tym skończymy tę rozmowę. Cieszę się, że Harry ma tak dobrych przyjaciół, ale powinna pani się skupić na nauce i na swoim życiu, a nie tak obsesyjnie być pochłonięta jego życiem.
Odprowadził ich do drzwi, nie dając dziewczynie dojść do głosu. Kiedy stali na progu dodał jeszcze:
- Niech pani nie zapomina, panno Granger, że Harry nie jest drogi tylko pani.
Z tym zdaniem zatrzasnął im drzwi przed nosem. Gryfonka stała jak spetryfikowana, Ron z niepewnością przyglądał się dziewczynie nie wiedząc co powiedzieć, więc skupił się na piątym dropsie, jakiego udało mu się zabrać na drogę.
- Chodźmy już stąd. - wyszeptał w końcu, bojąc się, że Dumbledore może ich usłyszeć.
Pociągnął dziewczynę za rękę, a widząc, że ta poddaje mu się bez oporów, złapał jej miękką dłoń w swoją i ze splecionymi palcami, zeszli po klatce schodowej. Hermiona się nie odzywała, a Ron czuł jak rozpiera go szczęście, bo ile razy już marzył o tym, jaka jest w dotyku dłoń Gryfonki, to nie mógł obliczyć.
- Jak on mógł? - wyszeptała Hermiona kilka pięter niżej, niedaleko Pokoju Życzeń. - Jak mógł mi tak nagadać?
Ron westchnął.
- Szczerze, Hermiono, to sądzę, że profesor ma rację. Zaczynasz mieć jaką chorą obsesję na punkcie Harry'go. Nie tylko ty się o niego martwisz.

Potter, do mnie #Drarry ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz