Rozdział XIV

12.5K 786 543
                                    


Gdy znajomi i przyjaciele prorokowali mu, że uczniowie Hogwartu przejdą spokojnie do porządku dziennego już po kilku dniach, po tym jak wiadomość o orientacji Harry'ego wstrząsnęła światem, nie wiedzieli jak bardzo się mylili. Okazuje się, że to nie Ministerstwo Magii, wmawiające wszystkim, że masz zwidy i urojenia; to nie mowa węży, sprawia, że nie można przejść korytarzem bez uciążliwych szeptów. Chcesz być sławny? Nic prostszego: powiedz ludziom o swoim życiu łóżkowym, uwielbiają o tym słuchać i mówić, zmieniając wszystko pod siebie.
Minęły dwa tygodnie, a plotki nie ustały, przeciwnie zaogniły się.

-Widziałaś? Idzie... wcale nie wygląda na geja....
- Może w domu ma pełno kobiecych ubrań?
- Myślisz, że już to robił?
- Sądzisz, że jest na biernym czy aktywnym w łóżku?
- Myślisz, że już komuś obciągał?
- Hahaha, na brodę Merlina, Chłopiec, Który Obciągał!
Przez tyle lat nauki nauczył się żyć z tym, że ludzie wytykają go palcami, szeptają i syczą za plecami, wyciągają szyje, aby się lepiej temu przyjrzeć. Ron i Hermiona mieli większy problem, z pogodzeniem się z tymi plotkami, jednak i oni po paru dniach, gładko je przełknęli. Nie wiedział czy tak sobie ustalili plan chronienia go, czy co im tym razem padło na łeb, ale po kilku dniach od meczu Krukoni przeciw Puchonom, zauważył, że przyjaciele unikają się. Jak był w bibliotece z Hermioną, to Ron wyjątkowo był zajęty czymś w wierzy Gryfindoru. I na odwrót. Kiedy rudzielec grał z Harrym w eksplodującego durnia w jeden z pustych sal (Draco nie zgodził się, aby robić to w ich pokoju, a Zabini pewnie z chęcią by się przyłączył, ale najpierw wysadziłby Rona w powietrze), Hermiona ulatniała się jak kamfora. Harry, otoczony swoimi zmartwieniami, stwierdził, że nie chce brać sobie na barki jeszcze ich kłopotów i po raz pierwszy od siedmiu lat nie biegał od jednego do drugiego starając się wybadać co i jak.
Najgorsze były jednak te słowa, które nie dotyczyły jego samego.
- Pewnie inni Gryfoni to też pedały! - powiedział jakiś Ślizgon przy śniadaniu.
- Rucha Rona, no nie? - zarechotał jeden z Krukonów na korytarzu przy sali zaklęć. Ron zrobił się cały czerwony ze złości, co inni odebrali jako potwierdzenie i rozpoczęli kolejną kolejkę docinek, dopóki Weasley nie przyłożył Krukonowi, prawie łamiąc mu nos.
- Ej, ty patrz, to ten Greenwood.
Na to nazwisko Harry spinał się nieznacznie. Leonardo Greenwood jeszcze dwa tygodnie temu dla niego nie istniał, a teraz zdawało się, że jest wszędzie. Niczym Kevin na drugim roku, który zaskakiwał bruneta w najmniej oczekiwanych momentach, Krukon wyłaniał się nagle zza filaru, Harry łapał jego uśmiech, gdy czekał aż czwarty rocznik wyjdzie z klasy, dostrzegał błysk niebieskich oczu na błoniach, w grupie czarnych szat. Jakim cudem wcześniej nie zauważył, że na co dzień znajdują się tak blisko siebie?
Jednak to wywoływało tylko większe plotki. Każdy uśmiech jakim odpowiedział Krukonowi powodował wstrzymanie powietrza wśród uczniów. Gdy odpowiedział na nieśmiałe „cześć" chłopaka, szepty brzęczały mu w uszach jak pszczoły w ulu. Jednak apogeum ekscytacji miało miejsce w poniedziałek, szesnaście dni po tym jak nowina zaszumiała w Wielkiej Sali, gdy Leonardo, zbierając w sobie pokłady odwagi, przedarł się przez tłum swojego roku i stanął przed Harrym i Ronem.
Był niższy od Gryfona. Czekoladowe włosy miał idealnie uczesane, z równym przedziałkiem na bok, a niebieskie oczy nosiły w sobie wesołe ogniki. Tak jak za pierwszym razem, zarumienił się, zanim zaczął mówić.
- Cześć Harry....
- Cześć. - odpowiedział z uśmiechem. Teraz, gdy wiedział, że Krukon mu nie zagraża mógł na spokojnie z nim rozmawiać. Draco upewnił go, że „tej pedalskiej wywłoki" nie ma na liście popleczników Voldemorta. Harry nie miał pojęcia, skąd się wzięła ta agresja w stosunku do czwartorocznego.
- Eee... tak sobie myślałem, że może, emm... w ten weekend jest wypad do Hogsmeade... pierwszy w tym roku i eee...
- To ja was zostawię. - powiedział pośpiesznie Ron, kierując się w stronę obrony przed czarną magią. - Do zobaczenia w klasie, Harry. Tylko się nie spóźnij. Na razie, Greenwood.
- Eee... cześć. - wyjąkał Leo. Rozmowy wokół nich praktycznie ucichły. Każdy chciał wiedzieć o czym mówią.
- Wiem, że jest wypad do wioski. Mam nadzieję, że będzie ładna pogoda. Ostatnio nic tylko ciągle pada, mam tego powoli dosyć. - Harry przyglądał się jak Leo wije się przed nim, nie mając bladego pojęcia co Krukonowi chodzi po głowie. Mijająca ich Hermiona wytrzeszczyła oczy i zacisnęła wargi ze złości, ale nic nie powiedziała, oddalając się w tym samym kierunku co wcześniej Ron. - I co z tym wypadem?
- Tak sobie pomyślałem, że może nie masz planów na ten dzień?
- W jakim sensie?
Policzki Leo wyglądały jak dwa pomidory. Przemknęło mu przez myśl, że jak na Wybrańca, Harry Potter, jest strasznie nie domyślny.
- Może wybierzemy się razem? - zapytał na wydechu, a Harry uniósł brwi ze zdumienia. Przez chwilę panowała cisza, tak jakby reszta uczniów też chciała usłyszeć rozmowę.
- Jasne, że możemy. Z Ronem najczęściej idziemy tak w okolicach południa, to może zabierzesz się z nami.
Jakaś dziewczyna jęknęła załamana pod ścianą, ktoś inny parsknął śmiechem. Gryfon spojrzał na nich nic nie rozumiejąc, a Leo z zafascynowaniem zaczął przyglądać się swoim butom.
- Chodziło mi o to, żebyśmy może razem poszli. Ty i ja.
Uniósł wzrok, szukając zrozumienia w zielonych oczach Harry'ego, ale potem jego spojrzenie spłynęło w bok, za Gryfona. Twarz Leo zbladła jakby zobaczył ducha.
- Randka? - upewnił się Harry oniemiały. W całym swoim homoseksualnym życiu (czyli od jakiś trzech lat) nie spodziewał się, że ktokolwiek, kiedykolwiek zaprosi go na randkę.
- Randka. R-A-N-D-K-A. - tuż przy jego uchu rozległ się głos, który rozpoznałby nawet pod wodą. Owiał go zapach pasty do zębów, leżącej na półce we wspólnej łazience, a sekundę później poczuł piżmowy zapach perfum. Teraz i on się zarumienił, gdy Draco oparł się nonszalancko o ramię Harry'ego, jakby nie było w tym geście nic dziwnego. Tak, jakby przez siedem lat, nie robili nic, jak dotykanie się, gawędzenie, przepychanie i śmianie się razem. Taaaaakkkk, to było tak naturalne, niczym sklątka tylnowybuchowa oferująca człowiekowi popołudniową herbatkę. - Jak można się nie domyślić o co chodzi? Toż to trzeba być tot... - ugryzł się w język w ostatniej sekundzie. - Totalnie zakręconym. Za dużo na głowie, co nie, Harry?
- Co tu robisz, Draco?
- Idę na obronę przed czarną magią, współlokatorze. I ty też powinieneś, jeśli nie chcesz, aby profesor Snape dał ci karne zadanie. Ostatnio siedziałeś nad tym pół nocy, zanim wreszcie mogliśmy iść spać. Łóżko już nie jest tak wygodne jak ciebie nie ma obok. - mówił to wystarczająco cicho, aby doszło tylko do Harry'ego i Leo. Ten pierwszy wytrzeszczył oczy, a Krukon znów zaczął się wić w miejscu.
- Eee... - zaczął Gryfon, nie mając bladego pojęcia jak odpowiedzieć na te dziwne komentarze Ślizgona. - Ja...
- No właśnie, musisz już iść. Na razie, Greenwood. - Draco pchnął Harry'ego, zostawiając Krukona na środku korytarza, otoczonego wianuszkiem ciekawskich uczniów.
- Czekaj, Draco, jeszcze mu nie odpowiedziałem.
- A po co masz odpowiadać, skoro i tak nie pójdziesz?
- Skąd myśl, że nie?
Blondyn uśmiechnął się do niego. Ćwiczył ten uśmiech przez wiele godzin w ich sypialni i teraz wyglądał prawie naturalnie.
- Bo będziesz bardzo zajęty mną w ten dzień.
Po fali uczniów przeszło podniecenie, a szepty wypełniły korytarze. Harry zanim skręcił za róg posłał Leo słaby, przepraszający uśmiech, odetchnąwszy z ulgą, gdy zauważył, że Krukon nie wygląda na obrażonego, że Gryfon zostawił go tak bez słowa.
- Słyszałaś? Malfoy powiedział, że Potter będzie nim zajęty w weekend!
- Może idą razem na randkę!
- Pierdolisz głupoty... oni? Draco Malfoy i Harry Potter?!
- Widziałeś jak go dotknął?
- I olał Greenwooda!
- Myślisz, że Malfoy leci na Pottera?
- W końcu razem mieszkają... może są przyjaciółmi z bonusem!
- Na brodę Merlina, na brodę Merlina, na brodę Merlina!
Harry dał się poprowadzić korytarzem, aż znaleźli się przed salą od czarnej magi, na której poza nimi nie było żywej duszy. Reszta uczniów pewnie weszła już do klasy, przez co zarówno Draco jak i Harry mieli przesrane u Snape'a. W imię zasady „drugi raz się nie da spóźnić", brunet zmierzył Ślizgona lodowatym spojrzeniem.
- Co to, kurwa miało być? - wysyczał szeptem.
- To ja się, kurwa, pytam, co to miało być. Mamy udawać parę, a ty kręcisz na boku z jakimś patałachem.
- Ty masz za mną latać, a nie udawać parę! - głos Harry'ego był ostry jak brzytwa.
Układali plany, zmieniali je, pracowali nad strategiami przez bite trzynaście dni, aby w końcu dojść, według nich, do najlepszej z możliwych taktyk. Postanowili, że przez kilka kolejnych tygodni, Draco będzie mniej lub bardziej umiejętnie, podrywać Harry'ego, który będzie się na początku opierał jego zalotom, a potem zgodzi się na nie. Wyrażenie zgody na bycie parą musi być w takim momencie, aby Voldemort nic nie podejrzewał. Nie mogą wybrać chwili, w której Czarny Pan, zniecierpliwiony i zły będzie naciskał na Draco, bo wyda się to podejrzane. Jednak nie ma pośpiechu i nie trzeba od razu tego ogłaszać. W końcu nie w jeden dzień Rzym zbudowano.

Potter, do mnie #Drarry ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz