Inna alternatywna ścieżka, którą mogłyby pójść markhyucki. Czemu to wstawiam? Ponieważ zalega mi to od kwietnia i jest dobrym przerywnikiem w akcji jaeyongów, na którą wszyscy czekamy <3
Z początku trudno było mu przyjąć do wiadomości kilka prostych słów. Z początku nie wiedział co powinien począć. Dopiero co otrzymana informacja sprowokowała go do zgięcia kolan i chwiejnego upadku na szpitalne kafelki. To co działo się w jego życiu nie mogło być możliwe. Wieść o rodzeństwie niemalże zmiażdżyła go niczym jego podeszwa glistę z rana.
- O rany... - mrucząc pod nosem, coraz bardziej spanikowany złapał się za końcówki włosów ciągnąc boleśnie.
Jednak gdy nie otrzymał rezultatu jakiego chciał, zaczął myśleć intensywniej. Coraz więcej kłębiących się pomysłów w jego głowie przesłaniało realistyczne spojrzenie na świat. W końcu doszedł do wniosku iż jedynym, który będzie wiedział jak zachować się w takiej sytuacji będzie jego kochanek. Właściwie były kochanek.
Wstając na chwiejnych nogach, oparł się dla bezpieczeństwa o szpitalne plastikowe krzesło. Nadal nie wyobrażał sobie, jakby miał zaopiekować się małym dzieckiem, w dodatku wcześniakiem. Dlaczego jego matka musiała być taka lekkomyślna i znów zajść w ciążę? W dodatku z byłym mężem. Donghyuck posiadał nawet wrażenie iż powroty do niewiernych kochanków odziedziczył po rodzicielce. W końcu doprowadzając swoje myśli do istnego chaosu i jeszcze większego szału, poklepał się hardo po policzkach doprowadzając je do masakry ciepłem i napływem krwi. Z wypiekami na twarzy zignorował kierującą się w jego stronę pielęgniarkę i bez pomysłu na życie ruszył do wyjścia z korytarza.
Chcąc wyjść bezkarnie, zupełnie przypadkiem ujrzał przy rejestracji dwójkę znanych mu osób. Nie sądził, żeby jego szefowi spodobał się ten widok. Jednak nie miał głowy do dodatkowego zawracania sobie głowy widokiem narzeczonej Taeyonga w towarzystwie wysokiego bruneta, który rozmawiał z recepcjonistą przed działem położniczym.
Wybiegając wręcz z wysokiego, przerażającego go budynku, umysł kładł mu nacisk na fakt o posiadaniu brata noworodka. Donghyuck będąc pierwszym dzieckiem naprawdę młodej matki, nigdy nie spodziewał się iż ona blisko czterdziestki spłodzi kolejne dziecko. Miał do niej ogromny żal, szczególnie kiedy wiedziała iż nie zajmie się nim odpowiednio, a prawa maluszka przypisane zostały momentalnie starszemu bratu.
Dokładnie nie pamiętał jak dostał się do lokalu Lee. W kieszeni kurki trzymając wizytówkę swojego byłego kochanka, w pewnym momencie wyjął ją i z zamiarem złożenia Markowi wizyty, zapamiętał adres. Prawdopodobnie złapał taksówkę, chociaż nie był pewien czy przypadkiem nie wiezie go ktoś znajomy. Myśl o dziecku dosyć mocno przyćmiła mu umysł, a nadal nie radząc sobie z wypowiedzeniem imienia kochanka, naprawdę zachowywał się niczym desperat. Będąc jednocześnie zakochanym po uszy i hipokrytą, stanął przed nazwą lokalu. Widział dłużącą się kolejkę i tym razem najadając się własną bezsilnością podszedł do ochroniarza. Ku zaskoczeniu i niezadowoleniu czekających o wiele bardziej postawniejszy mężczyzna od Donghyucka spojrzał na niego zainteresowany. Pomimo iż wymięta koszulka, a także zmęczona twarz nie były zbytnio pociągające, to odkąd Donghyuck zaczął uprawiać seks z Lee naprawdę wyszło mu to na zdrowie i ładny kształt pośladków.
- Ktoś ty? - usłyszał kwestię od podejrzliwego i już miał zacząć spowiedź życia kiedy rzucił.
- Hyuck, dziwka Marka Lee. - odpowiadając stał się poważny, chociaż imię byłego kochanka naprawdę burzył jego mur i powodował nieznośne przyśpieszenie pracy serca.
Walcząc ze sobą by nie wybuchnąć z rozpaczy powstrzymał się nawet od oddychania na daną chwilę. Pod czujnym okiem ochroniarza jego powieka nie drgnęła widocznie i obserwując jak wyższy mężczyzna zmienia nastawienie na milsze, odetchnął z ulgą. To co czynił było przejawem czystej desperacji.
- Pan Lee czeka na ciebie.
Donghyuck podnosząc wyżej powieki spojrzał z widocznym zdziwieniem na ochroniarza, jednak te nie zwracając dłużej uwagi na nowego gościa, pchnął go w głąb lokalu. Barczysty mężczyzna był w pracy i musiał kontrolować jazgoczący tłum zarówno kobiet jak i mężczyzn chcący kłócić się o miejsce w kolejce. Chłopak nie chcąc zawracać sobie głowy niepotrzebnymi sprawami, przełknął głośno ślinę. Będąc w tym Piekle musiał znaleźć istnego Diabia, który powodował u niego palpitację serca i czerwone poliki na twarzy.
Tym razem oddychając już nowym powietrzem, o wiele cięższym, przesączonym drażniącym zapachem alkoholu i tanich papierosów, wszedł głębiej. Ważąc każdy krok gwałtownie spowił go mrok i dopiero po kilku kolejnych krokach jego oczy dosięgnął błysk fioletowe światła. Pomimo niewielu lamp, które non stop zmieniały położenie swojego promienia, to co Donghyuckowi rzuciło się pierwsze w oczy był ogromny balkon. Student wchodząc do lokalu dotarł do pierwszego przystanku zawalonego fajkami i kilkoma prezerwatywami. Chcąc rozeznać się we własnym położeniu niepewnie podszedł do barierki i nie dotykając niczego wychylił się.
Wcześniej przyciszona muzyka na nowo zaczęła przygrywać, a głębokie basy odbijały swoje nuty w podbrzuszu młodszego Lee. Chłopak wydawał się istnie przerażony. Jednak nie smrodem wszelkich używek, świadomością iż ludzie przychodzili tutaj tylko by wyżyć się, nawet nie zraziła go myśl nagich tancerek na końcu ogromnej niczym kasyno przyciemnianej Sali. To czym wprawiło go w ból serduszka i niespokojny oddech, była myśl o Marku, który własnoręcznie stworzył to Piekło. Piekło, tak nazywało się to miejsce wszelkich rozkosz i największych grzechów jakich człowiek mógłby się spodziewać. To w tym klubie ludzie stawali się bestialskimi nic niewartymi sukinsynami i z pewnością towarzystwo idealnie bawiło się u boku nadzorującego od czasu do czasu Lee.
Donghyuck wyszukiwał strefy VIP i męczyłby się z tym zadaniem jeszcze sporo czasu, gdyby nie poczuł gwałtownie ciężkiej dłoni zaciskającej się na jego ramieniu. W pierwszym odruchu miał ochotę sfaulować nadchodzącą osobę, jednak dostrzegając w miarę przystępne ubranie i dziwną słuchawkę w uchu, chłopaczek poddał się. Spoglądając spod byka na nieznajomą mu osobę, w cieniu i chwilowym blasku zabawowych lamp brązowowłosy dostrzegł smugę delikatnego uśmiechu. Nieznajomy musiał blisko podejść i nachylić się, by Donghyuck usłyszał przekaz jednego z pracowników.
- Pan Lee już czeka. - nie pieszcząc się w słowa, ani przyzwoite czyny, wyższy, ciemnowłosy mężczyzna złapał młodszego za łokieć i dosyć gwałtownie pociągnął w swoją stronę.
Donghyuck z początku nie rozumiał zagrania pracownika, jednak w kolejnym momencie przypomniał sobie o tym co powiedział ochroniarzowi z zewnątrz. Jedyna nadzieja jaka tliła się w organizmie chłopaczka, była ta o przyzwoitym byciu potraktowanym przez byłego kochanka. Kochanka, do którego Lee czuł coraz więcej każdego dnia. Wcale tymi intensywnymi uczuciami nie była nienawiść. Chociaż powinna.
- Gdzie mnie prowadzisz? - widząc jak schodzą dosyć prędko przez schody i kierują się w centrum ogromnego klubu, Donghyuck całkowicie spanikowany, powoli przestawał wierzyć zapewnieniom o bezpieczeństwie w tym miejscu.
Pracownik nie odpowiadając mu, jedynie zsunął dłoń na nadgarstek młodszego Lee i z agresją, która ewidentnie sprawiła mu przyjemność, przyciągnął studenta do siebie. Jednocześnie głośnie basy ponownie zawyły, gdzieś z tyłu głowy słychać było także skowyt psów. Ludzie, przez których przeciskali się ciągle namiętnie ocierali się o siebie, ślinili, wszystkie ruchy jakie wykonywali posiadały drugie dno i widać było po poziomie podniecenia iż prędzej temu do orgii niż normalnym tańcom.
- Masz godzinę.
Donghyuck ledwo słysząc tę kwestię przez głośnią muzykę, został brutalnie pchnięty na parkiet. Chłopak nie potrafiąc wyhamować na swoich chwiejnych nogach, gwałtownie upadł. Z początku ciężko oddychał, próbując nie dopuścić sobie do świadomości iż lepka maź właśnie spowija jego piękne knykcie. Upadając na brudne podłoże, przed oczami posiadał jedynie parę butów na nogach szczupłych i szeroko rozstawionych. Lee domyślał się przed kim został pchnięty, domyślał się po co został zaciągnięty w samo centrum Sali, naprawdę potrafił sklejać fakty!
Pierwszym co poczuł przy podnoszeniu wzroku było nieopisane... szczęście. Pomimo otoczenia w jakim spotkali się, chłopak naprawdę uśmiechnął się delikatnie, przypominając sobie każdą wspólną chwilę, które zapamiętał jako piękne wspomnienia. Ponownie przed oczami posiadał te cudowne czarne oczy, świecące w ciemności. Wpatrywał się wprost w tę otchłań bez dna, która swoim chłodem i odizolowaniem straszyła. Obserwował obojętność wypisaną na lekko wychudłej twarzy, popudrowanym koką nosie i rozciętej wardze. Gwałtowny skowyt jakiejś kobiety doszczętnie otrzeźwił go z myśli. Tuż obok jednej z nóg Marka, wiła się niczym dzikie zwierzę skąpo ubrana kobieta. Na twarzy Donghyucka była widoczna wyraźna zmiana. Jego nastrój ponownie uległ zmianie i zauważając o wiele więcej kobiet w towarzystwie równie roznegliżowanego Marka Lee, małe serduszko studencika na nowo rozpadło się na drobne cząsteczki.
- Wiedziałem, że przyjdziesz. - do uszu karmelowego chłopczyka doszedł głos starszego Lee wypruty z całkowitych emocji - Rusz się i korzystaj. Dzisiaj to ja służę każdemu za dziwkę. - mówiąc to z wypisaną obojętnością na bladej twarzy, ospale wyciągnął dłonie do swojego krocza i złapał zwiotczałe, nagie przyrodzenie.
Widok ten spowodował kolejną falę bólu w ciele Donghyucka, a żółć podeszła mu do gardła. To był ten moment, by Mark Lee odbił się o dna, ponieważ stoczył się do samych bram Piekła.
- Nie chcę się pieprzyć, przyszedłem porozmawiać. - młodszy Lee bezwstydnie pchnął wijącą się po nodze ciemnowłosego kobietę, by nie wchodziła mu w paradę, gdy zbliżał się do mężczyzny.
Nie miał zamiaru krzyczeć, nie pragnął upokorzenia Marka Lee. Ku zdziwieniu wszystkich chciał szczęścia dla tego zimnego drania i jeszcze więcej nadziei iż kiedykolwiek ich stosunki ulegną zmianie. Donghyuck nachyliwszy się do Marka, wyszeptał jeszcze kilka słów chcąc skusić go by mężczyzna podniósł tyłek i pozwolił nałożyć sobie spodnie. Ku kolejnemu zdziwieniu brązowowłosego, Mark wykonał każde polecenie naprawdę bezbłędnie, może nawet i mechanicznie. Głowa starszego Lee sprana od narkotyków, płuca wyżarte od tytoniu i męskość ewidentnie wyczerpana były najgorszym scenariuszem dla Hyucka.
- O czym chciałeś porozmawiać? - utrzymując nadal normalny ton, Mark już po części ubrany w dolne partie, oparł swoją bolącą głowę o oparcie kanapy, gdzie nagle pojawiła się kolejna kobieta.
Donghyuck widząc jakąś nieznajomą mu babę bez stanika, naprawdę nie wahał się i łapiąc pierwsze lepsze opakowanie po prezerwatywie rzucił w nią. Nie mając zamiaru rozmawiać z nikim innym, niż z Markiem, gwałtownie wstał z kolan i przysiadł się na jednym z umięśnionych ud mężczyzny. Lee nadal obserwując to bez słów, delikatnie nieobecny czekał.
- Mam dziecko. - mruknął znienacka młodszy wybierając najgorszą formę przekazu informacji.
- A wiesz ile ja mam... - niemal natychmiast Mark odpowiedział mu, nawet nie starając się grać miłego - Ja już nie liczę. Wiesz nie dawałem gwarancji, co nie.
Dziwnym trafem informacja o dziecku młodszego przygniotła serce Marka, ocuciła umysł i spowodowała iż nagle poczuł to coś na co czekał gdy za każdym razem ludzie korzystali z wieczornych usług u niego. Nie był pewien czy mógł odpowiednio nazwać to uczucie, jednak gdyby ośmielił się, to na głos wypowiedziałby słowo "tęsknota".
Donghyuck natomiast po danej odzywce na nowo zacisnął ciasno wargi mając ochotę uderzyć swojego byłego kochanka w policzek. Uporawszy się ze swoją naprawdę nieodpowiedzialną rodzicielką, faktem iż ma brata, wypowiedzeniem imienia osoby, którą zadurzył się po wieki i ujrzenie jej w stanie gorszym od katastroficznego, kosztowało chłopaka nie mało nerwów. Zapewne po powrocie do rezydencji kiedy adrenalina opadłaby, to Donghyuck... na nowo zatopiłby się w poduszkę i zacznie płakać.
- Mam opiekę nad dzieckiem. Moja mama urodziła mi brata. Wcześniaka. Mark ja nie wiem co robić! Przynoszenie dzieci do rezydencji jest zabronione, nie mam gdzie się podziać. Jeżeli jeszcze masz wobec mnie choć grama litości, albo czujesz to co kiedyś mi wyznałeś, proszę... - starszy Lee wyczuwszy moment rozklejania się brązowowłosego postanowił prędko to przerwać, szczególnie jeżeli chłopak wcale nie spłodził sobie własnego dziecka.
To wiele zmieniało w perspektywie postrzegania młodszego Lee. Mark nawet na moment zapomniał o ich ogromnej kłótni. Chcąc uciąć rozmowę i nie doprowadzić do płaczu Donghyucka, w miarę czystego palca od koki, gwałtownie docisnął do nadal jędrnych ust swojego Słoneczka.
- Zdaj się na mnie. - warknął nisko odzyskując ten charakterystyczny blask w oczach i energię, jaka opuściła go wraz z opuszczeniem młodszego.
Wtem Mark począł zastanawiać się. Czyżby to znak? Czy faktycznie powinien pomagać Donghyuckowi?
Witajcie! zostały nam 2 rozdziały i epilog do końca! Te dwa rozdziały wykorzystam jak najbardziej na wyprostowanie wszystkich wątków. W tym bonusie jest również wytłumaczenie co może stać się z Solin i Doyoungiem. Tak, mogą mieć bobasa! *fanfary, niech im się dobrze wiedzie*. Nie chcę zepsuć sceny Taeyonga i Jaehyuna (po dwóch latach ich przerwy), dlatego już niedługo wyjdzie spod moich rąk praca bardzo ważna, do której prosiłabym Was abyście podeszli krytycznie <3 Ambicja czy zabicie nudy? XD Miłego wieczora kochani!!!
CZYTASZ
MY CLAN (jaeyong/markhyuck)
FanfictionW ogromnej rezydencji państwa Lee znalazło się miejsce dla nich wszystkich. Żyli tam i zajmowali się własnymi sprawami, będąc pod opieką wszechstronnego lidera Taeyonga. Pracując u tego faceta, ludzie mieli raj dany na dłoni. Jednak za jaką cenę? ...