I didn't plan to feel it
Przedostając się przez drobne wystrzeliwane kule, nie mieli większego celu niż dostać się na korytarz, którego ściany nie posiadały żadnych okien. Taeyong czołgając się, był przodem. Ufał Jaehyunowi, podobnie jak był przekonany o tym iż żadna z kuli nie drasnęłaby jego ciała. Łapiąc koszulę, rzuconą poprzedniego wieczoru na podłogę, wyczołgał się z pomieszczenia. Momentalnie odskoczywszy od wejścia do sypialni, docisnął plecy do ściany holu. Widział przed sobą, jak drzwi od sypialni Yoonoha edwo trzymają się, a doradca wyczołguje się zaraz po mężczyźnie. Ciemnowłosy wiedząc, że mężczyźnie nic nie stało się, odetchnął wręcz z widoczną ulgą. Opierając się o chłodną ścianę, próbował drżącymi dłońmi narzucić na swoje ramiona koszulę. Tym co bardzo intrygowało go była nie tyle co prawdziwa twarz snajpera, ale jego świadomość o pobycie Lee w pomieszczeniu swojego doradcy.
Jak bardzo blisko trzeba być lidera, aby wiedzieć o jego romansie? Tylko jedna osoba mogła wściubić w to nos i tą osobą wcale nie był Mark Lee. Chociaż on wydawał się być równie ciekawski i wredny.
- Nic ci nie jest? - spytał starszy, kiedy oboje stanęli na nogach, a ostrzeliwanie ustało.
Ich uszy zaczęły na nowo przystosowywać się do ciszy, chociaż wiedzieli, iż nie trwać będzie ona wiecznie. Nie minęła minuta, a do korytarza wbiegło kilku pracowników, których pokoje były rozstawione najbliżej dormitorium Yoonoha.
- Nie. - mruknął prędko Jaehyun, który jako pierwszy ujrzał innym domowników.
Dyskretnie odsuwając się od lidera klanu, nie miał zamiaru przysporzyć mu kłopotów. Dobrze wiedział jak bardzo zdezorientowany i chwiejny emocjonalnie był Taeyong Lee. Również nie miał zamiaru iść krok naprzód, aby o dwa cofać się za popełniony błąd.
- Szefie, wszystko w porządku? - jako pierwszy dotarł Ten, a tuż za nim Jeno z Taeilem.
Cała trójka z powagą na twarzy przypatrywała się swojemu dowódcy, oceniając sytuację własnymi umysłami. Sytuację chciał przejąć Jaehyun, jednak bardziej trzeźwo myślący okazał się, jak zwykle, niezawodny Taeyong Lee. Mężczyźnie zamiast ubywać to przybywało wrogów, dlatego był świadom, że głowę trzyma się na karku.
- Zostaliśmy zaatakowani. Dwójka idzie na zwiady, trójka wchodzi na dach w miejscach gdzie snajper nie może was dosięgnąć. I jeszcze jedno. - spojrzenie Taeyonga gwałtownie przybrało bardziej intensywnego widoku, a jego pewność siebie oddziaływała na podejmowane decyzję pracowników - Nie kierujcie się żadną radą, którą kiedykolwiek sprzedał wam Kim Doyoung. Jeżeli ujrzycie go, ostrzelajcie bez zabijania. - mówiąc to ruszył przed siebie, a jego niezapięta koszula rozwiała się na dwie strony.
Poły na chwilę odkryły klatkę piersiową, na której widniała podłużna blizna. Pracownicy jednak nie mając prawa do odezwania się i zaprzeczenia, skinęli jedynie głową. Pomimo, iż ich lider był tyranem i najgorszą osobą, z jaką przyszło im pracować, to w sytuacjach kryzysowych tylko jemu mogli ufać. Dlatego też bez zająknięcia informacja ostrzeliwanej rezydencji rozeszła się niczym świeże bułeczki wśród domowników. Oni założywszy kamizelki kuloodporne, zabrawszy bronie i najlepsze ostrza, ruszyli ku strychowi, a także lasu rosnącego wokół rezydencji.
- Ze mną zostaje John. - mężczyzna wchodząc do salonu, zauważył mężczyznę, o którym wspomniał.
Suh siedząc na kanapie spokojnie popijał kawę w drogiej porcelanowej filiżance. Jego spojrzenie błądziło w tekście gazety, a umysł pozostawał zagadką. Kiedy Yuta wraz z Kunem oddalili się od wejścia rezydencji i poszli do lasu na zwiady, Taeyong spoglądał bacznie w stronę Suha. W kilka minut od wydania rozkazów przez ciemnowłosego, pracownicy opuścili rezydencje, a między ścianami zapadła niezręczna cisza.
CZYTASZ
MY CLAN (jaeyong/markhyuck)
FanficW ogromnej rezydencji państwa Lee znalazło się miejsce dla nich wszystkich. Żyli tam i zajmowali się własnymi sprawami, będąc pod opieką wszechstronnego lidera Taeyonga. Pracując u tego faceta, ludzie mieli raj dany na dłoni. Jednak za jaką cenę? ...