I am your blessing
Każdego tygodnia przynajmniej raz przyjeżdżał w dobrze znane mu miejsce. Budynek piął się ku szczytom gór otaczających go, co od pierwszego wejrzenia spodobało mu się. Nie minęło kilka dni, a posiadłość zyskała nowego właściciela. Mężczyzna każdy kupiony teren dobierał zgodnie ze swoimi oczekiwaniami.
Przez lata zapełniał go, prowadził wiele interesów na jego przestrzeni. Członkowie interesu raz dołączali, czasem odchodzili. Miejsce stanowiło schronienie, mieszkanie dla wielu osób, a także budynek, który nie był oznaczony na mapie. W rzeczywistości teren ten nie był wcale zabudowany, jedynie rezydencję otaczał rosnący tam las przez kilkadziesiąt ostatnich lat.
Było to idealne miejsce, dla takiego człowieka, jak Taeyong. Obrotnego, przyszłościowego szefa mafii, znanego pod wizerunkiem wielkiego przedsiębiorcy. Już w młodym wieku chłopak naprawdę wyróżniał się. Jego pomysły były ponad wyobraźnię innych, w dodatku kończąc swoje dziewiętnaste urodziny naprawdę wyprzystojniał. Był chodzącą bronią rodzinnych interesów.
Od początku przejęcia firmy radził sobie wyśmienicie. Jego ludzie wykonywali rozkazy, a tych mniej posłusznych po prostu usuwał. Wszystko miało miejsce w tej wielkiej, kilkupiętrowej rezydencji, która z zewnątrz przypominała pałac. Posiadała swoją historię, którą Taeyong miał zamiar przerwać tworzą własną.
Dokładnie pod koniec sierpnia odliczał pełne dziesięć lat życia w danym miejscu i pełnienia tam interesów. Przetrzymywał w budynku także swoich pracowników, którzy jak dotąd byli zadowoleni warunkami.
Tego dnia pogoda przypominała bardziej jesienną, niż pełną słońca letnią porę na zabawy. Mężczyzna blisko swoich trzydziestych urodzin, siedział na tarasie na tyle pięknej rezydencji, wpatrując się w nowo wybudowaną fontannę. Tam gdzie trawa jeszcze nie porosła, posadził wielkie krzewy, a przy delikatnych muśnięciach promieniami słońca, mogły pięknie rozwijać się. Popijając swoją gorzką herbatę z porcelanowej filiżanki, założył nonszalancko nogę na nogę, uważając by nie pobrudzić nowo szytych na miarę spodni od garnituru. Podziwiał jak dwa zamurowane smoki rywalizują o miejsce na tronie.
Z zamyślenia dopiero wyrwał go kamerdyner, który swoje przyjście ogłosił delikatnym, kilkakrotnym puknięciem kosteczkami w powierzchnię drzwi. Mężczyzna słysząc to, jedynie zamrugał kilkakrotnie, ze spokojem dopijając herbatę. Ważnym faktem było to iż dodatkowo zaprawiał ją ostrym alkoholem.
- Panie Lee, doradca przyszedł. - kamerdyner mianowany na swoją posadę dokładnie dziesięć lat temu delikatnie ukłonił się i z grzeczności odwrócił wzrok od szefa, wiedząc iż ten nie lubi zbytniego adorowania.
- Każ mu czekać. - Taeyong nie przerwawszy swojego wpatrywania w nowo wybudowaną fontannę, machnął delikatnie dłonią w powietrzu, bardzo nie przesadzając z dynamiką ruchu.
Kamerdyner oczywiście pokiwał głową na znak przyjęcia rozkazu i cofnąć się bez słów w głąb wielkiego salonu. Lee, właściciel posiadłości, uciął sobie jeszcze kilku minutowy, spokojny moment na tle przepięknego, pełnego czerwieni ogrodu, po czym znudzony postanowił powrócić do swojego gabinetu.
Nie śpieszył się na umówione spotkanie. Podziwiał mury zamczyska, uświadamiając sobie iż jest z nim już dziesięć lat. Taeyong zbliżał się do swoich trzydziestych urodzin, dlatego też szukał odpowiedniego domu dla swoich dzieci, które planował mieć w przyszłości. Jego narzeczona również szukała dla nich posiadłości, jednak Lee przez myśl ciągle przechodził pomysł by zamieszkali właśnie w tym miejscu. Między pokojami morderców, najlepszych graczy i pracowników w swoim rodzaju. Byliby bezpieczni pod okiem Taeyonga i jego załogi.
CZYTASZ
MY CLAN (jaeyong/markhyuck)
Fiksi PenggemarW ogromnej rezydencji państwa Lee znalazło się miejsce dla nich wszystkich. Żyli tam i zajmowali się własnymi sprawami, będąc pod opieką wszechstronnego lidera Taeyonga. Pracując u tego faceta, ludzie mieli raj dany na dłoni. Jednak za jaką cenę? ...