I will be next, just wait for me...
Love, Renjun
Odklejanie rzepa zazwyczaj pozostawiało w uszach ten charakterystyczny dźwięk i tak było również tym razem. Mężczyźni pociągali za materiał z przyszytymi plastrami rzepów, dopinając kurtki kuloodporne po raz ostatni. Kołnierze drapiące ich w szyję wywinęli na drugą stronę, podobnie jak podwijali mankiety koszulek, w miejsce nagie skóry zapinając zegarek. Nadgarstki odziane w odpowiednie urządzenie, w uszach mała słuchawka wraz z mikrofonem, jak i doczepiona kamera o okularów miały posłużyć za lepszy kontakt w terenie. Kolejna próba była już zdecydowanie ostateczną i generalną - ze względu na czas, który kończył im się nieubłaganie, podobnie jak niewiedza o ruchach Lucasa Wonga.
Jaemin przeglądający odpowiednie programy, po raz kolejny był pouczany przez Chenle co powinien wykonywać podczas misji. Bowiem, jako jedyny miał nie iść na ostrze noża, a jedynie siedzieć przed całą siecią ekranów i monitorować słyszane słowa, jak i stany mężczyzn z klanu, w którym znajdą się. Sytuacja stawała się jeszcze bardziej poważna, ponieważ kelner jako jedyny nie miał doświadczenia z bronią w dłoni, dlatego też odpowiedzialny był za sekcję komputerów. Jaehyun Jung w ostatniej chwili zrzekając się z roli nadzorującego, złapał za broń i pod bacznym spojrzeniem Taeyonga sprezentował swoje umiejętności. Jaemin nie do końca rozumiał czemu ktoś doświadczony z bronią podobnie, jak on idzie na śmierć wprost do paszczy lwa. Dopiero kiedy ujrzał jak jego szef pociąga za rękaw koszuli doradcy, prowadząc go w bardziej odludny pokój z zaniepokojonym spojrzeniem pod długimi rzęsami, zrozumiał co właściwie miało miejsce. Podobnie jak uzmysłowił sobie, że kiedy i jego kochankowie wyruszą w misję, będą starać się w pierwszej kolejności ochronić klan i jego tajemnice. Właściwie każdy będzie miał zadanie chronić głowy - Taeyonga Lee, który w ostatecznym rozrachunku odpowiednio policzy się z wrogiem. Jaemin również chciał jakkolwiek pożegnać się z członkami klanu, na których najbardziej liczył. Obserwując jak doradca z szefem opuszczając pokój, w którym wszyscy mężczyźni jeszcze raz sprawdzali sprzęt i szykowali się, kelner podziękował Chenle, po czym skierował się w stronę dwójki, która obchodziła go najbardziej. Czując jak myśli w głowie z ogromną siłą rozsadzają mu umysł, spróbował zniszczyć wszystkie obawy biegnące za zaginionym Donghyckiem, jak i zmartwieniem dotyczącym dwóch kochanków. Dziwnym trafem do jego myśli przedostały się emocje, a patrząc na Renjuna, który pomagał w zapięciu kurtki Jeno, dodatkowo ścisnęło gardło. Jednak posuwistym krokiem przeszedł między sznurkiem morderców, aby stanąć przy dwójce mężczyzn, którzy porozumiewali się bez słów. Jaemin nie wiedział kiedy, ani dokładnie jak oboje zbudowali taką relację by w danym momencie bez przeszkód z tego korzystać. Kelner nie miał pojęcia, że za każdym głębszym i bardziej odważnym krokiem stał jego największy autorytet Huang Renjun.
- Będziemy mogli potem porozmawiać na osobności? Cała trójka? - przełykając nikły stres zbudowany przez zmartwienia i niepewność odnosząca się do zbiegu wydarzeń.
Żaden mężczyzna stojący w owym pomieszczeniu nie miał pojęcia co przyniesie mu kolejny dzień, a raczej wojna jaką musieli w końcu skończyć. Już dawno powinni wrócić do swoich codziennych czynności, wdrażając w to płatne zlecenia i rajskie wieczorne przyjemności. Wiecznie wolni strzelcy nie mieli innych aspiracji, po prostu nie chcieli zostać całkowicie osamotnieni.
- Coś się stało? - przejęcie można było ujrzeć na twarzy Jeno, przez co Renjun momentalnie odsunął się od jego ciała, na nowo czując się ogromnie zdradzony przez kochanka, którego jako jedyny darzył głębszym uczuciem.
Jednak znając owe koło, ono zamykało się przy Jaeminie, który wpatrzony niczym obrazek w Huanga, darzył uczuciem osobę podkochującą się w dawniejszym kumplu blondyna - Jeno. Jeno oddając swoje serce na tacy kelnerowi z trudem wytrzymywał klejącego się do ciała pracownika Marka Lee. W końcu cała trójka trwała w układzie, na który świadomie zgodził się każdy z nich osobna.
- Po prostu, powinniśmy porozmawiać, nie sądzicie? - nie oglądając się już za siebie, Jaemin odwrócił się na pięcie, zmierzając ku wolnym pokojem jeszcze na parterze.
Dwójka pracowników spojrzawszy po sobie, bez większego zastanowienia ruszyła za kelnerem, chcąc zostawiając niezbędne przedmioty do wykonania misji w pomieszczeniu. Podążając powolnym, niemalże leniwym krokiem za Jaeminem, oboje mężczyzn spoglądało po sobie od czasu do czasu. Huangowi pasowało to ogromnie, chociaż liczył się z faktem, iż pod koniec Jeno wcale nie wybierze jego. Zagorzałego katolika z licznymi morderstwami na końce, obrzydliwym zboczeniem bycia poniżanym przez dłoń Jeno, który kochał platonicznie - ponieważ Renjun naprawdę uwierzył we wszystkie bajki o tym okropnym uczuciu, a przynajmniej chciał być w takiej chmurze emocji przed misją.
Głośny trzask drzwi ocucił pracownia Marka Lee, który wzdrygnął się na myśl o nieprzyjemnej rozmowie. Nadal wpatrzony w nic nie zauważającego Jeno, zacisnął szczękę dosyć mocno. Jego żeby zgrzytnęły, a on poczuł ogromny ból w tyle linii zębów. Podobnie jak kostki dłoni zaciśniętych w pięści pobielały, gotowe do wyskoku ze stawu.
- Chciałbym prosić was, abyście w razie sytuacji kryzysowej odwrócili się od grupy i uciekli.
Zazwyczaj zachcianki Jaemina były spełniane niemal natychmiast. Ze względu, że był oczkiem w głowie Lee, to Renjun godził się na każdą dogodność, jednak w tak kluczowym momencie nie potrafił pozwolić osobie, tak niedoświadczonej w terenie, na tak bezwstydną prośbę. Najwyższy mężczyzna musiał pomyśleć podobnie, ponieważ niemal natychmiast zmarszczył brwi, ukazując już jak ten pomysł nie podoba mu się.
- Dobrze wiesz, że nie możemy tego zrobić. - Lee podnosząc nieco głos, po raz pierwszy nie spłoszył kelnera, ani nie sprowokował go do przeprosin.
Renjun obserwując ową sytuację, począł zastanawiać się czy faktycznie nadal chce brnąć w tej sprawie. Jego koniec i tak był blisko, a Bóg już otwierał mu drogę do czyśćca, bez względu na ilość krwi rozlanej po jego dłoniach. Przynajmniej Huang posiadał nadzieję, iż największy jego mentor przebaczy mu. W końcu zabijał jedynie złych ludzi. Mężczyzna jednak zapomniał o tym, jak wraz z przedstawieniem układu Jaeminowi, ukrócił jego wyidealizowane myśli o związku z ukochaną nad życie osobą.
- Kończę z tym. - Renjun powiedział jedynie, po czym odwrócił się na pięcie, a chcąc już podejść do drzwi, poczuł na ramieniu mocny uścisk.
Mężczyzna naprawdę nie musiał oglądać się na osobę, powstrzymująco go od odejścia. Właściwie po chwili pojawiła się druga, nieco mniejsza, dłoń na ramieniu obok, a zapach na nowo zmieszał się. Huang zdołał uwierzyć w fakt, iż Lee miał ochotę go zatrzymać, jednak dodanie do tego obecności Jaemina niezbyt pasowało mordercy. Ten układ już nie był tak piękny, jak na samym początku.
- Nie możesz skończyć. - cichy szept, jakby desperacki, uciekł spomiędzy warg kelnera, doprowadzając Renjuna do uwolnienia pokładów irytacji i wściekłości.
Bowiem umysł Huanga powoli nie mieścił wszystkich swoich myśli, a ciało drżało na samo wspomnienie o toksycznym układzie. Jeżeli miał to zakończyć, to chociaż przed misją, z której nie był pewnie czy faktycznie wróci. Mężczyzna jak zawsze był pewien swoich możliwości, jednak równie mocno świadomy kim był. Chcąc uspokoić się, przymknął powieki, pod którymi niespodziewanie pojawiły się łzy. Z chwilą gdy próbował jedną zetrzeć, Renjun poczuł jak wewnątrz jego ciała coś rozpada się na kawałki, a całe życie leci w dół. Tak prędko runąwszy na samo dno, nie zdążył złapać się czegokolwiek. Poległ i nie miał nic do stracenia.
- Nie kocham cię Jaemin. Nigdy nie czułem czegoś mocniejszego, pożądanie nawet nie było wywołane tobą. Zrozum, to koniec. - mówiąc owe słowa brzmienie głosu mężczyzny było naprawdę chłodne i nie akceptujące innych zdań w tym temacie.
Szybki układ, szybki koniec, rana na całe życie - tak to odczuł Jaemin, który łapiąc się za centrum serca, nie potrafił złapać oddechu poprawnie.
Renjun nie miał możliwości ujrzenia rozgoryczonego spojrzenia, wąsko zaciśniętych ust, załzawionych oczu i gorących od żalu i rumieńców policzków. Jego pożegnanie nie trwało długo, a akceptacja czynu i sytuacji, do jakiej sprowadziła, sprowadziła go do wprost w sidła pułapki Lucasa Wonga. Jednak na opis tego jeszcze nie czas, przynajmniej nie w dalej chwili, gdy Taeyong Lee prowadząc swojego doradcę wgłęb korytarza, czuł jak jego serce dzieli się na pół.
Taeyong powoli szedł przed siebie, co jakiś czas mocniej zaciskając smukłe paliczki dłoni. Właściwie drogę jaką pokonali, nie pamiętał dokładnie, ponieważ tuż po przejściu progu ich wspólnej sypialni, lider pchnął kochanka na drzwi wejściowe do pokoju. Jego drobne, jak na mężczyznę dłonie, posunęły od barków Jaehyuna po pas, aby docisnąć paznokcie do bioder. W tej samej chwili, niemalże równocześnie spragnione ciepła i dotyku wargi przyległy do miękkich i ogromnie jędrnych usta Junga. W końcu mogąc westchnąć w wargi młodszego mężczyzna Taeyong opadł klatką piersiową na tors doradcy. Doradcy, który nie do końca rozumiał co się działo. Zaskoczony złapał biodra lidera i niemalże zaborczym uściskiem, poruszył się powodując zmianę miejsc. Pchnąwszy Taeyonga na drzwi, usłyszał głuchy huk, jednak podobnie nieprzejęty, jak i szef, kontynuował pocałunki. Tym razem one nie należały do grzecznych, a tym bardziej Lee nie zachowywał się tak niewinnie jak poprzednio. Ewidentnie podniecając Jaehyuna, posuwał dłonią wzdłuż torsu kochanka, aby dotrzeć do podbrzusza i niegrzecznie, dodatkowo bez pozwolenia, złapać za pobudzoną już męskość doradcy. Obejmując ją dłonią, niemal stęknął w jego usta, przez co Yoonoh musiał użyć ogromnych pokładów cierpliwości, aby swoją porywczością nie zrobić krzywdy mężczyźnie, który nareszcie stał się jego. Taeyong bez krępacji łapał między zęby dolną wargę doradcy i mrucząc w jego wargi pozwalał sobie na zniewolenie jego ciała. Miał wizję, ogromnie działającą na jego męskość, która przebijała się swoim kształtem uwypuklając kształt spodni. Przeszkadzający mu rozporek od razu został rozpięty, a ciepła dłoń drugiego mężczyzna złapała na trzon leniwie zaczynając uwalniać Taeyonga od spięcia i irytacji.
Nie minęła nawet chwila, a hormony zaczęły działać, podnosząc im temperaturę ciał, gdy zrzucali z siebie ubrania. Z ogromną namiętnością wymieniali się pocałunkami, dotykali klatki piersiowej, pieścili sutki, a także pociągali za kosmyki włosów. Nie potrafiąc powstrzymać się, Taeyong z niemałym trudem odbił się od drzwi, sam prowadząc Jaehyuna do łóżka. Wtedy pozbyli się całkowicie koszul, a wraz z upadkiem w chłodną pościel i miękkie poduchy, gwałtownie zrzucili z siebie dolne części ubrań. Bez słów, bez zbyt długich spojrzeń, bez smutku i cierpienia, poddali się silnym emocjom, spełniając w każdym calu, a co najważniejsze redukując porcję zaserwowanego im stresu przez Lucasa Wonga.
Zupełnie w innej sytuacji tkwił Mark Lee, który po swoim krótkim aczkolwiek intensywnym zawodzie za kochankiem, który nadal nie dawał znaku życia, stał przed trójką gości. Wprowadzając, mężczyźni potrzebowali zaledwie kilka minut, aby poczuć się jak u siebie. Ich persony mocno zdziwiły członków klanu młodszego Lee, jednak żaden pracownik nie skomentował pojawienia się trójki mężczyzn, którzy posiadali dosyć mocno zawiłą historię z Papą.
- Nie pozmieniało się za wiele. - zdejmując czapkę z głowy, jeden z nowoprzybyłych pokręcił energicznie głową na boki, chcąc strzepnąć ze swoich włosów mżawkę jaka opadłą na kosmyki.
Dwójka młodych osobników stojących obok zmarszczyła brwi i wygięła usta w zdegustowaniu, odsuwając się o dwa kroki od środkowego przybysza. Jednak nie skomentują zachowania mężczyzny, głównie z tego względu iż gonił ich wszystkich czas, który był największym przeciwnikiem Lucasa Wonga. Owszem, owa trójca przybyła na wezwanie Marka Lee w formie odsieczy i heroicznej pomocy.
- Oj, ty nie wiesz ile się pozmieniało. - lider tutejszej grupy z lekko prześmiewczym gestem dłoni odezwał się do trójki nowych gości, jednak po chwili przypominając sobie o byłym kochanku widocznie zmarniał.
Dokładnie w tej samej chwili jeden z młodych mężczyzn wyszedł na prowadzenie i stanął przed ciemnowłosym Lee, chcąc dostrzec wyraz twarzy, którego nigdy u starszego nie widział - szczególnie świadomego poczucia winy. Wiadomo już kim była, która ośmieliła się spojrzeć Markowi w oczy, ostentacyjnie bez zapowiedzi ani ostrzeżenia. Uśmiech nowoprzybyłego był widoczny, pojawił się znienacka był szeroki i ewidentnie mężczyzna odczuł ogrom satysfakcji.
- Ten koleś go rzucił, a ich sprzeczka musiała być naprawdę ostra. - niski, ochrypły głos rozniósł się do uszu gości, jak i niektórych pracowników pozostałych w salonie.
Mężczyzna nie był tak wysoki jak Mark Lee, ani nie posiadał tak zaciętej miny, aczkolwiek miał opływową sylwetkę ciała i równie wpadające w oczy włosy co starszy szef klanu. Ciemnowłosy lider mocno zdenerwował się, słysząc jak Xiao Jun porusza jego prywatną sprawę. W dodatku nie rozumiał jak informacja o Donghyucku mogła dotrzeć do kuzyna, chociaż powinien był to przewidzieć. Kartele narkotykowe wbrew pozorom to świetne miejsca na wymienienie plotek, a ostatnimi czasy ludzie szukający byłego kochanka, mogli być sprawcami rozgadywania tajemnic Marka Lee. Lider nie był również powiadomiony o fakcie, iż młodszy zdołał poznać jego przybladłe słoneczko i wymienić z nim parę słów.
- Skończyłeś? - Mark wywracając oczami ostatkami spokoju i, o dziwo, rozsądku zacisnął szczękę, powstrzymując się od słów, które utorowałyby jego drogę do sukcesu - Proszę was o pomoc - spoglądając w stronę bliższej mu osoby niż pozostałe dwie, momentalnie podniósł ramię aby powstrzymać otwierające się usta, syczące jadem - i nie komentowania niczego. - wraz z ostatnim zdaniem Xiao Jun zamknął przymknął swoje usta, pozostawiając dwójce przybyłych do myślenia.
Bowiem cała trójka poczęła słuchać Marka, który dosyć prędko i zgrabnie zarysował im sytuację, w której znalazł się wraz z współtwórcą planu - Taeyongiem Lee. Całkowicie pomijając fakt jego nieudanego pierwszego związku, które nie miało odpowiedniej namiastki zdrowej miłości, ani skończonego beztroskiego życia, naprowadził całą trójkę nowoprzybyłych na cel. W towarzystwie znalazł się dosyć dobry kompan na akcjach i wszelkiego rodzaju krwawych misjach Xiao Jun. Dwójka jego znajomych była jednak na tyle ugodowa aby wejść z nim w spółkę, która przynosiła im o wiele więcej profitów niż samotne błądzenie po podziemnym świecie morderców, szajek mafii i innych ganków narkotykowych. Owa grupa zwana była Trojaczkami, a samo ich nazewnictwo łączyło się z ogromną więzią jaka wybuchła między nimi, również pozwalająca im na porozumiewanie się bez słów. W grupie co prawda Xiao Jun nie przewodził, ponieważ robił to nijaki Yang Yang. Trzecim z współzawodników w tej grze okazał się być najcichszym i najbardziej tajemniczym - Hendery. Nie każdy był godzien poznać jego imienia i chociaż Mark Lee wiedział tę informację, to wiedział, że nie warto prowokować ducha ekipy.
- Czyli mamy wraz z tobą pojechać na rzeź, przy okazji swoich ludzi pod nami spisać na tragiczny koniec? - Mark wraz z Yang Yangiem przenieśli się do salonu, aby nalać sobie odrobiny soju, dla lepszej rozmowy.
Spoglądając na siebie od czasu do czasu, obserwowali reakcje ciał, podobnie jak dwójka pozostałych siedzących obok lidera z grupy Trojaczków. Przybyli goście wpatrywali się w ciemnowłosego Lee z niemałym podziwem, jak i zaskoczeniem. Wieczne nocne przygody, alkohol i narkotyki szczególnie Xiao Juna upewniały w przekonaniu, że mężczyzna nigdy nie wstanie na nogi samodzielnie. Ten natomiast nie dosyć, iż przeżył rozstanie, które zadało mu ogrom cierpienia, to dodatkowo był w stanie trzeźwo myśleć, a ze swoim absurdalnym podejściem do sprawy - nawet i zwyciężyć w te bitwie.
- Jak nie ująłbym tego tak poetycznie. - Mark pewny co do swojego zdania i decyzji, uśmiechnął się wbrew pozorom ironicznie, obserwując trójkę zebranych.
Trojaczki już od wyjścia trzymały dłonie na broniach, a place blisko spustów, nie mając pojęcia co mogłoby się im stać, gdyby stracili czujność chociaż na moment.
- Ty nie jesteś twórcą. - w obronie Xiao Jun podniósł nieco głos na lidera przeciwnej drużyny, który zacisnął wargi chcąc porzucić owe rozbawienie, które zagościło mu w umyśle tak znienacka.
- Mówi to osoba, która jeszcze jakiś czas temu chciała mnie odwiedzić i kwilić o pomoc. Mamy się posprzeczać Xiao Jun? Czy jednak wolisz nie mówić prawdy swoim współpracownikom? - Lee mając dość cięty język, pozostawiał po sobie jedynie popiół, paląc wszystko doszczędnie i niemiłosiernie boleśnie na swojej drodze - Cudownie, że się rozumiemy. - pozostawiając młodego mężczyznę ze wzrokiem wbitym w stopy i okropnie żrącym poczuciem winy, prychnął pod nosem, przerzucając spojrzenie na Yang Yanga.
Lider Trojaczków wyzbyty przyjemności słuchał słów Marka Lee, również tych o załamaniu Xiao Juna. Jednak młody mężczyzna nie miał zamiaru tego komentować, nie chcąc aby sytuacja między nimi pogorszyła się mimo zbudowanych ogromnie mocnych więzi. Kiwając głową odebrał drobny spodek z alkoholem, wypijając jednym łykiem całą zalaną powierzchnię naczynia.
- Przystanę na twoje warunki. Jednak dlaczego mam wysłać ochroniarzy w miejsce, które nie jest otoczone członkami gangu Wonga? - Yang nie mając zamiaru wyprowadzić się z równowagi, przez ostentacyjną prowokację Marka Lee.
- Muszę chronić pewną osobę, aż do zakończenia ekscesów związanych z Lucasem. Z tego co wiem pracownicy Wonga chcieli go pojmać, gdy dowiedzieli się, że zmienił parcele. - ściągając usta w ciup, ciemnowłosy wskazał dłonią na swojego doradcę.
Chenle nigdy nie miał w zwyczaju ukazywać swojej persony, jednakże zdziwiony był iż jego szef zaważył sylwetkę doradcy kątem oka. Szczególnie kiedy oboje mężczyzn poruszyli temat, nadal dotykający Marka Lee. Oboje jednak nie mieli zamiaru podchodzić do spraw tak porywczo, jak niegdyś ciemnowłosy Lee.
- Podam dokładne dane pobytu tej osoby. - Chenle delikatnie kłaniając się w stronę drugiego lidera, spojrzał kątek oka na swojego szefa.
Chłodny wyraz twarzy, ciemnie włosy kontrastujące z bladą, nieco poszarzałą przez stres i tęsknotę cerę, a także czarne wręcz oczy posyłające pewne spojrzenie. To był moment, kiedy doradca zrozumiał iż jego lider wydoroślał na tyle, aby przyjąć sumiennie własne błędy i nie poddać się a brnąć odpowiednią drogą dalej. Mark Lee tak jakby słyszał myśli swojego kompana podniósł wyżej brodę, a poza w jakiej zastali go goście wydawała niemal zbyt majestatyczna - właściwie idealna dla niego.
- Jeżeli posiadamy dogadane szczegóły, to zapraszam wszystkich na przedstawienie! - Lee nie mając zamiaru w tak poważnej chwili wycofać się, rozpostarł po swoich wargach szeroki uśmiech, a wstając zarzucił na ramiona kurtkę kuloodporną.
Mark Lee szykował się na jatkę stulecia, mając nadzieję iż nie wyjdzie z tego bez odpowiedniego trofeum. Również Yang Yang wstał, podchodząc bliżej drugiego lidera, aby uściskać z nim dłoń na cześć ustalenia nowych zasad. W tym samym momencie z góry budynku Marka zdołał zejść Taeyong Lee. Taeyong, który w ostatniej chwili pozwolił sobie na przeczesanie włosów przez Jaehyuan Junga, doradcy, który kroczył zadowolony tuż obok niego. Oboje przybyłych spojrzało po nowych twarzach i znając już skutki spotkania, skinęli głowami w stronę zwolenników anarchii.
- Oh! Aż tutaj czuć jak Jae pieprzył cię w tą wąską dziurkę! - Mark Lee krzyknął nagle, ściągając na Taeyonga zawstydzenie, o które w dzień było ogromnie trudno, co jeszcze bardziej potwierdzało jego teorię - Kończymy gay party! Jak już każdy się zaliczył, tak wiem Chenle o twoim skradaniu się do Jisunga, to idziemy na misję! Mnie akurat chuj nie świerzbi, ale jak wyjdę z tego żywy to z chęcią odwiedzę Donghyucka!
Towarzystwo było jednak najbardziej zdezorientowane postawą szefa, wiadomo iż był zadziorny, w większości czasu niepoprawny, jednak nikt nie sądził, że zacznie wypominać romanse każdego z osobna. Jako obserwatorzy, mogliśmy stwierdzić, że dobrze stało się jeżeli na myśl nie przyszli mu Jeno, Jaemin i Renjun. Tutaj sprawa zaczęłaby się komplikować. Mimo wszystko Mark wyrzucił w górę wytatuowane ręce, przepięknie, szeroko i dosyć komicznie uśmiechając się. Podchodząc do powłoki drzwi, jego śmiech było słychać nawet na piętrze. Właściwie, czy Lee miał coś do stracenia, po tym jak pierwsza miłość zaprzepaścił?
- Otwórzcie Papie wrota, idzie podbić świat!
To był ostatni jego dzień, w którym myślał, iż może wszystko. Również tego samego dnia czekał go wyrok. Jednak kim byłby Mark Lee bez swojego wariatkowa w głowie? Moglibyśmy docenić go nieco bardziej.
Chciałam Was uświadomić i przygotować na jedną rzecz... jest to jeden z ostatnich wpisów (mówię o tym na samym początku, pisane pochyłą czcionką). Jest 2:35, idę myć zęby XD
CZYTASZ
MY CLAN (jaeyong/markhyuck)
FanficW ogromnej rezydencji państwa Lee znalazło się miejsce dla nich wszystkich. Żyli tam i zajmowali się własnymi sprawami, będąc pod opieką wszechstronnego lidera Taeyonga. Pracując u tego faceta, ludzie mieli raj dany na dłoni. Jednak za jaką cenę? ...