Rozdział 7

985 70 39
                                    

Rano długo siedziałam na łóżku, trzymając w dłoniach bluzę Kostka. Tuliłam ją do siebie mocno i wdychałam jej zapach. Myślami znowu byłam w jego ramionach. Starałam się ze wszystkich sił nie zaprzątać sobie nim głowy, ale byłam za słaba. Już dawno nikt nie poświęcił mi tyle uwagi, nie troszczył się i nie martwił. Ale czy to coś znaczyło? Dla takiej żałosnej idiotki bardzo wiele, a dla niego? Był miły, bo było mu mnie żal?

A ja, głupia, zachłysnęłam się chwilowym poczuciem szczęścia.

Odłożyłam bluzę i przygryzłam wargę, aby się nie rozpłakać.

***

Siedziałam na plaży i próbowałam rysować. Nie potrafiłam się na niczym skupić, więc kartka była cała pokreślona. Gdzieś na środku patrzyło na mnie jedno oko, bo zanim namalowałam drugie, uświadomiłam sobie, kto jest ich właścicielem. Nie chciałam narysować Kostka, bo to by oznaczało, że zajmuje ważne miejsce w moim życiu, a przecież tak wcale nie było.

– Cześć!

Zamknęłam szkicownik i wrzuciłam go do torby, a moje serce zwariowało. Obok mnie usiadł uśmiechnięty Kostek. Miał na sobie szary dres.

– Hej – mruknęłam niepewnie.

– Rysujesz? – zapytał, patrząc znacząco na wystające kartki.

– Trochę.

– Trochę? – Uniósł brew. – Czyli narysowałaś jedną linię i tyle?

Spojrzałam Kostkowi w oczy. Z szarych tęczówek nie bił chłód, tylko coś zupełnie innego.

– Nie potrafię się skupić na rysowaniu – odpowiedziałam szczerze.

– Dlaczego?

Wzruszyłam ramionami, przenosząc wzrok na spokojne morze.

– Dziś tego nie czuję.

– Hm... Dlaczego?

Zerknęłam na niego kątem oka i zauważyłam krzywy uśmiech.

– Chaotyczne myśli nie pomagają w skupieniu się na jednym obrazie.

– Rozumiem, że nie lubisz o tym rozmawiać i tu rodzi się moje trzecie pytanie... Dlaczego?

Zaśmiałam się, chociaż nie podobało mi się, że tak bardzo drążył ten temat.

– Nie jestem zadowolona ze wszystkich swoich prac.

Kostek pokiwał głową.

– To raczej normalne, prawda? Byłoby nudno, gdyby każdy twój rysunek był dziełem sztuki.

Miał rację, przynajmniej częściowo.

– Żaden nim nie jest – szepnęłam, podciągając kolana pod brodę. Oplotłam ciasno rękami nogi i westchnęłam cicho. – Dużo mi brakuje do...

– Nie za dużo tej samokrytyki? – wpadł mi w słowo i zmierzył spojrzeniem pełnym niezrozumienia. – Rozwijasz umiejętności, poszerzasz horyzonty... Spróbuj myśleć pozytywnie.

Pokręciłam głową z niedowierzaniem.

– Na studiach nie maluję tego, co mi się podoba, ale to, co jest wymagane – wyjaśniłam. – Tam jest naprawdę mnóstwo utalentowanych osób, ciężko się wyróżnić.

– A czy ktokolwiek powiedział ci, że nie masz talentu?

Zarumieniłam się, przygryzając dolną wargę.

– Nie – szepnęłam cicho.

– A co mówią? – drążył.

Obróciłam głowę. Kostek patrzył mi prosto w oczy bez żadnego skrępowania. Wyglądał tak, jakby traktował bardzo poważnie naszą rozmowę. Olga nigdy nie dyskutowałaby ze mną o malarstwie.

Perseida [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz