W tym roku zima wyjątkowo dawała nam popalić i temperatury wahały się z dnia na dzień. Jednego dnia mogłam spokojnie siedzieć w parku i rysować, innego ledwo potrafiłam wytrzymać z zimna. Odkąd tydzień temu wróciłam z Londynu, starałam się jakoś produktywnie spędzać każdą chwilę, dlatego zapisałam się na dodatkowe godziny rysunku. Idealnie komponowały się one z moim planem zajęć, a do tego rodzice byli ze mnie dumni, bo nie przesiadywałam sama w pokoju. Miałam ogromne chęci otworzyć się na ludzi, jednak nie przychodziło mi to łatwo i wiedziałam, że nie zmieni się to za mrugnięciem oka, więc dałam sobie czas. Coraz częściej nawiązywałam krótkie konwersacje z innymi nastolatkami na zajęciach, uśmiechałam się do przechodniów, a nawet dałam jednej dziewczynie swój numer telefonu. Co prawda jeszcze do mnie nie zadzwoniła, ale liczy się fakt, że o niego poprosiła.
Jak co wtorek po lekcjach kierowałam się na zajęcia z rysunku. Ogromna czarna teczka, którą ciągnęłam ze sobą utrudniała moje ruchy, ponieważ co chwila obijała się o moje kolana. Mamrotałam wtedy do siebie pod nosem, próbując dać sobie z nią radę. Byłam podekscytowana tym, że w końcu mogę pokazać nowe prace panu Nesbittowi. Zdecydowanie wolałam zajęcia z nim, niż z panią McCordy, która moim zdaniem nie miała takiej pasji do sztuki. Znała się na niej, jednak nie wkładała w nią całego serca, jak robił to profesor Nesbitt. On skupiał się na przekazie, potrafił odgadnąć, w jakim humorze był artysta, gdy rysował dane dzieło po pociągnięciach pędzla. Dla niego każda kropka, kreska oraz plama miały znaczenie i symbolizm. Oprócz suchych informacji na temat sztuki i stylów, przekazywał nam pasję. Gdy rysowałam, czułam się spełniona. Na płótnie to ja nadawałam rzeczom kształtów i mogłam z nimi robić, co tylko mi się podoba. Dlatego tak chętnie zatapiałam się w tym hobby.
Z niecierpliwością czekałam, aż profesor Nesbitt w końcu skomentuje jakoś moje nowe prace, jednak on stał i przyglądał im się szczegółowo. Gdy myślałam, że nareszcie coś powie, po raz kolejny zabierał do ręki rysunki i na nowo je badał. Stałam obok niego i nerwowo bawiłam się dłońmi.
- Lucy, nie wiem, jak mam ci to powiedzieć – zaczął, ściągając okulary i patrząc mi prosto w oczy – Rzadko kiedy to mówię uczniom, szczególnie tak młodym.
Wpatrywałam się w niego i próbowałam go rozgryźć. Co miał zamiar mi powiedzieć? Moje pracy były żenujące i powinnam się za nie wstydzić? Serce przyspieszyło, gdy odwrócił wzrok w stronę okna.
- Jesteś jeszcze młoda, ale nie brak ci talentu. Powinnaś go rozwijać. Te prace są naprawdę dobre. Jak dopracujesz jeszcze swój styl, który niewątpliwie się tutaj przebija, pomyślimy o czymś poważnym.
Kąciki jego ust powędrowały do góry, a ja odwzajemniłam uśmiech. Byłam przeszczęśliwa! W końcu coś w życiu mi wychodzi i inni ludzie to doceniają. Do samego zaśnięcia nie potrafiłam przestać się uśmiechać. Radość, która owładnęła moje serce wraz z słowami pana Nesbitt'a rozpierała mnie i nie uchodziła nawet na moment. Mężczyzna w bardzo przyjemny, nie do końca znany mi wcześniej sposób, połechtał moje ego, przez co nabrałam wiary w siebie, a zarazem motywacji do dalszego działania. Nie mogłam go teraz zawieść i to właśnie ta myśl sprawiała, że nie rozstawałam się ze swoim szkicownikiem nawet na chwilę. Starałam się pracować nad swoją techniką. Rysowałam w każdym możliwym miejscu, o każdej porze i ile się dało, kiedy tylko miałam taką okazję. Chodziłam późno spać, za to wstawałam bardzo wcześnie, a mimo to nie czułam się zmęczona. Sztuka była moim olejem napędowym. Dzięki niej czułam się lepiej niż kiedykolwiek. Chwilami zastanawiałam się, jak mogłam bez niej żyć, funkcjonować. Kiedyś nie znaczyła dla mnie kompletnie nic, natomiast teraz stała się czymś priorytetowym, ważniejszym od wszystkiego innego. Gdyby ktoś zabrał mi możliwość obcowania z nią, jestem pewna, że uczucie, które by mi wtedy towarzyszyło, mogłabym porównać do odcięcia mnie od tlenu.
CZYTASZ
Stabiliser
Fanfiction"Jednak samotność miała też swoje plusy. Dzięki niej zaczęłam odkrywać siebie samą. Dogłębnie analizować swoje zachowania, nawyki i tą cholerną niezdolność to bycia szczęśliwą. Odnalazłam w sobie pasję, której nigdy wcześniej nie dostrzegałam. Zawsz...