Rozdział 14

123 8 0
                                    

          Nadal nie dochodziło do mnie to, co stało się w namiocie, przez co byłam lekko nieobecna, gdy siedzieliśmy wszyscy przy zgaszonym już ognisku. Próbowaliśmy wspólnie wymyślić jakiś plan działania na dzisiejszy dzień, a ja tylko bez zastanowienia im przytakiwałam, ponieważ w głowie nadal miałam smak ust Harrego. Nie potrafiłam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio ktoś mnie pocałował, kiedy ktoś w ogóle się mną zainteresował. Analizowałam to tak głęboko, że przez chwilę kompletnie się wyłączyłam z rozmowy.

        - Jakieś czterysta metrów na zachód jest strumień, zauważyłem go, kiedy poszedłem wczoraj szukać Lucy..- powiedział Harry w naszą stronę, po czym skinął głową w odpowiednim kierunku.

         Momentalnie poczułam, jak lekki rumieniec oblewa moje blade dotąd policzki. Cóż, poruszanie tematu wczorajszego wieczoru będzie dla mnie dość krępującą sprawą chyba już na zawsze, a wszystko przez to, że zachowałam się jak kompletna wariatka. Bądź co bądź miałam ku temu swoje powody, ale wciąż nie usprawiedliwiało to mojego idiotycznego postępowania. Naparłam na Louisa w najbardziej nieodpowiednim i niestosownym momencie, jak tylko było to możliwe. Nie zasługiwałam więc na żadną taryfę ulgową. Prędzej, czy później musiałam w końcu przeprosić za to chłopaka i wyjaśnić, że wcale nie chciałam postawić go w niezręcznej sytuacji przy dziewczynie i najlepszym przyjacielu. Niestety póki co nie miałam ku temu okazji, ponieważ wciąż gdzieś kręciła się pozostała dwójka naszych towarzyszy, a tym razem naprawdę chciałam dotrzymać całkowitej dyskrecji i załatwić tę sprawę tylko i wyłącznie między nami. Ostatnio nie najlepiej radziłam sobie ze stresem i problemami, a niepohamowane wybuchy złości zaczęły być dla mnie chlebem powszednim. Uznałam więc, że rozmowa na osobności to najbardziej racjonalne wyjście. Nie wiem, czy ktokolwiek poza mną był w stanie przyzwyczaić się do tego typu napadów mojej lekkomyślności, dlatego uznałam, że muszę jak najszybciej uporać się z tym okropnym nawykiem i pozbyć się go raz na zawsze. Zdecydowanie nie miałam zamiaru naskakiwać na wszystkich otaczających mnie ludzi, którzy w jakiś sposób mi się narazili.

          - Możecie pójść tam się orzeźwić, my z Tommo pójdziemy po was.- zakomunikował brunet, a ja spoglądając na niego nieprzytomnym wzrokiem skinęłam jedynie delikatnie głową, po czym zniknęłam z powrotem w namiocie, aby zabrać kosmetyczkę i jakieś odpowiednie rzeczy na przebranie.

          Kiedy w końcu udało mi się uporać z plecakiem i znalazłam wszystko czego szukałam, a moja postać nareszcie wyłoniła się z namiotu, Eleanor już na mnie czekała uśmiechając się przy tym szeroko. Rzecz jasna odwzajemniłam jej miły gest, a zaraz potem wspólnie ruszyłyśmy w stronę miejsca, w którym prawdopodobnie znajdował się strumyk, o którym wspomniał Harry. Nie do końca potrafiłam określić, jak sporą odległością jest czterysta metrów, ale mimo to byłam przekonana, że przypuszczania Stylesa nie były do końca trafne, ponieważ przeszłyśmy naprawdę dość spory kawał drogi, kiedy naszym oczom w końcu  ukazał się przejrzysty strumyk. Właściwie już kładłam swoje rzeczy na pobliskiej skałce, kiedy zerknęłam na El, która natarczywie rozglądała się po okolicy, a zaraz potem odezwała się przepełnionym satysfakcją i zadowoleniem głosem:

          - Lucy, zobacz! Tam jest ujście, będzie nam wygodniej.- wskazała dłonią na znajdujący się zaledwie kilka kroków od nas niewielki staw, wokół którego rozszerzały się skaliste ścianki, które w pewnych miejscach porośnięte były jasnozielonym mchem. Z jednej ze ścianek leniwie spływała krystalicznie czysta woda, w której raz po raz odbijały się wesołe promienie słońca z trudem przedzierające się przez gęste korony drzew ciasno rozsadzone nad naszymi głowami. Sceneria tego miejsca była naprawdę bajkowa, wręcz zapierająca dech w piersiach. Niemal od razu poczułam niesamowitą ochotę na namalowanie tego cudownego krajobrazu. Żałowałam, że nie wzięłam ze sobą chociażby szkicownika. Byłam pewna, że moi przyjaciele ochoczo zostaliby tu ze mną jeszcze na jakieś dwie godzinki, gdybym tylko ich o to poprosiła.

StabiliserOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz