Czas mijał mi nieubłaganie szybko, a czym bardziej zbliżał się ten długo wyczekiwany dzień, tym mniej potrafiłam się skupić na innych czynnościach. Nikt nie miał mi tego za złe, ponieważ zdawali sobie sprawę, w jakim stanie się znajduję. Mało jadłam, mało spałam, ale za to dużo rysowałam. Pomagało mi to jako tako przejść przez każdy dzień.
Po dwóch tygodniach emocjonującego wyczekiwania w domu w końcu nadszedł czas wyjazdu do Londynu. Byłam cholernie podekscytowana. Nie potrafiłam usiedzieć w miejscu i wciąż spoglądając na zegarek. W samochodzie usadowiłam się na tylnym siedzeniu i przez całą drogę słuchałam muzyki, która zdecydowanie nastrajała mnie pozytywnie na nadchodzące wydarzenia oraz po prostu trzymała mnie przy zdrowych zmysłach. Do tego zdawałam sobie sprawę, że nie jadę tam tylko po odbiór nagrody. Jadę tam także, aby spotkać się z moim przyjacielem.
Muszę przyznać, że cała podróż minęła mi dość szybko i sama się zdziwiłam, gdy Will wyłączył silnik i zaczął wyciągać nasze bagaże z samochodu. Nasz hotel nie był może pięciogwiazdkowy i nie można go w ogóle postawić obok tego, w którym nocowałam na urodzinach Lou, ale miał w sobie to coś. Z zewnątrz przypominał starą kamienicę, która zdecydowanie miała swój urok. Cała rozpromieniona skierowałam się do wejścia wraz z rodzicami.
- Louis!
Był pierwszą i właściwie jedyną osobą, jaką zauważyłam po wejściu do hotelowego holu. Cała reszta ludzi, która się tam znajdowała, mogła jak dla mnie w ogóle nie istnieć. Nie czekając na rodziców wypuściłam z rąk swój bagaż, po czym biegiem rzuciłam się w stronę swojego przyjaciela, aby zaraz potem wpaść w jego silne ramiona. Nie spodziewałam się, że będzie tu na mnie czekał, dlatego ciężko było mi się dziwić, że zareagowałam w taki, a nie inny sposób. Czułam, że się rozklejam, więc aby tego uniknąć szybko przycisnęłam swoją twarz do piersi Lou, aby nikt, nawet on, nie zauważył zbierających się w moich oczach łez. Nie widziałam go zaledwie dwa miesiące, a przeżywałam to bardziej niż jakąkolwiek inną rozłąkę. Przyjaźń z nim nie była łatwa. Z jednej strony dodawała mi skrzydeł i sprawiała, że chciało mi się uśmiechać, jednak z drugiej strony tęsknota, którą odczuwałam podczas dni, kiedy się nie widzieliśmy, była nie do zniesienia. Wyniszczała mnie od środka, a ja nie byłam w stanie tego ignorować. Zdałam sobie wtedy sprawę z tego, jak bardzo uzależniłam się od Tomlinsona. Był osobą, dla której chciało mi się wstawać i według której układałam sobie cały plan dnia. Codziennie musiała znaleźć się chociaż chwila na rozmowę z nim, inaczej chyba bym zwariowała.
- Fajnie, że jesteś. Jestem z ciebie strasznie dumny.
Powiedział, kiedy w końcu się od niego oderwałam, a ja posłałam mu szeroki, szczery uśmiech. Zapowiadał się naprawdę świetny weekend, którego tym razem nie był w stanie zniszczyć nawet Stan i jego niedorzeczne pretensje pod moim adresem. Miałam obok siebie najważniejsze osoby w życiu i to z nimi mogłam podzielić się tym niesamowitym doświadczeniem. Nic nie było w stanie popsuć mojego humoru, ani odebrać mi tego uczucia, że w końcu udało mi się coś osiągnąć.
Tego dnia wszystko robiłam w biegu. Po samym przyjeździe nie mieliśmy zbyt wiele czasu na przygotowanie się na przyjęcie z okazji rozdania nagród, dlatego kiedy tylko weszłam do pokoju, zaczęłam się szykować. Musiałam odświeżyć swój makijaż, poprawić włosy i co oczywiste- przebrać się w coś porządnego, co jak zwykle sprawiło mi największy problem. W między czasie Lou opowiadał co u niego, jak zespół i jak cieszy się, że w końcu mają kilka dni wolnego. Prawdę mówiąc taka rozmowa, podczas której miałam do zrobienia kilka rzeczy, nie była zbyt wygodna, jednak nie chcieliśmy tracić ani minuty mojego pobytu w stolicy.
CZYTASZ
Stabiliser
Fanfic"Jednak samotność miała też swoje plusy. Dzięki niej zaczęłam odkrywać siebie samą. Dogłębnie analizować swoje zachowania, nawyki i tą cholerną niezdolność to bycia szczęśliwą. Odnalazłam w sobie pasję, której nigdy wcześniej nie dostrzegałam. Zawsz...