Pod presją nadchodzących wydarzeń nie miałam czasu na ciągłe rozmyślania na temat Stana i jego orientacji. Dokładając do tego moje przygotowania do rozmowy kwalifikacyjnej do Akademii Sztuk Pięknych, mój umysł dodatkowo nie przejmował się rozterkami miłosnymi zwanymi Harry Styles. Starałam skupiać się na nauce, ale przede wszystkim na przygotowywaniu portfolio. Egzaminy końcowe nadchodziły wielkimi krokami, a co za tym szło, również moje spotkanie z komisją. Czasami miałam wrażenie, że nie zachowuję się jak typowy uczeń ostatniej klasy, ponieważ pisemne sprawdzanie mojej wiedzy w ogóle mnie nie stresowało. Sprawa wyglądała zupełnie inaczej w przypadku mojej wizyty w Akademii. Wiedziałam, że testy pójdą mi raczej gładko, ponieważ z braku laku i tak przez całe ostatnie lata przykładałam się do nauki dużo bardziej niż moi rówieśnicy, którzy woleli balować, niż przysiąść do książek.
Ostatnie dni przed wyjazdem do Londynu minęły mi w zadziwiająco szybkim czasie. Pomiędzy pomaganiem Cassie w nauce, rysowaniem i zwykłymi codziennymi sprawami nie zabrakło mi miejsca na rozmowy z moimi przyjaciółmi z Londynu. Louis dzwonił do mnie średnio dwa razy na dzień i zajmował mnie swoimi szalenie „ciekawymi” opowieściami o chłopakach z zespołu. Lubiłam te nasze luźne konwersacje. Dzięki nim czułam jakbym wciąż była obecna w jego życiu. To było naprawdę miłe. Z Harrym natomiast najczęściej wymieniałam po kilkanaście smsów na dzień. Były one z reguły jałowe i tak naprawdę nie wnosiły nic nowego do naszej relacji. Miałam świadomość, że nie jest to wina Harrego, a jednak mimo to coraz częściej przyłapywałam się na tym, że jestem w stosunku do niego oschła i opryskliwa. Bolało mnie, że nie było nam dane porozmawiać jak ludzie i jedyne na co możemy sobie pozwolić to krótkie telefoniczne pogawędki. W taki sposób zdecydowanie nie dało się wyjaśnić tych wszystkich niedomówień, które pojawiły się między nami i właśnie ta świadomość doprowadzała mnie szału. Nie chciałam być nieprzyjemna dla Hazzy, ale ta cholerna bezsilność sprawiała, że zachowywałam się jak wariatka. Pewnie gdyby nie fakt, że miałam na głowie dużo ważniejszych spraw, bezustannie zamartwiałabym się i świrowała z tego powodu. Niespodziewane wiadomości od Eleanor coraz częściej poprawiały mój nastrój. Dziewczyna pisała do mnie w najbardziej nieoczekiwanych momentach, jednak najfajniejsze było w tym to, że poruszała niezobowiązujące, przyjemne tematy, które odciągały moje myśli od stresujących spraw wokół mnie.
Od samego rana biegałam jak poparzona, nie mogąc znaleźć swojej ulubionej marynarki, którą planowałam założyć na tą ważną okazję. Przeszukałam dosłownie cały swój pokój, lecz nigdzie jej nie było, zupełnie jakby wyparowała. Byłam już bliska płaczu, kiedy całkiem przypadkiem zerknęłam w stronę zapakowanej walizki, która stała tuż obok drzwi. Poczułam się jak kompletna idiotka, zdając sobie sprawę z tego, że marynarka, której szukałam przez cały ten czas, najzwyczajniej w świecie tam sobie leży, spakowana i gotowa do tego, aby założyć ją na dzisiejsze spotkanie. Uderzyłam się z otwartej ręki w czoło, po czym śmiejąc się cicho pod nosem do samej siebie, mruknęłam:
- Lucy uspokój się, dasz sobie radę.
Mówiąc to, chwyciłam za rączkę swojego bagażu, po czym ciągnąc go za sobą, ruszyłam w stronę schodów. Nie miałam jednak okazji na zbytnie przemęczanie się, ponieważ niemal od razu doskoczył do mnie Will i zabrał ode mnie walizkę, tłumacząc, że nie powinnam tyle dźwigać. Poczułam się jak kobieta w ciąży, o czym nie omieszkałam mu powiedzieć.
- Daj mi sobie pomóc póki tutaj jesteś, kiedy będziesz w Londynie, nie będę miał do tego okazji- mężczyzna uśmiechnął się ponuro, a ja poczułam nieprzyjemny uścisk w gardle.
CZYTASZ
Stabiliser
Фанфик"Jednak samotność miała też swoje plusy. Dzięki niej zaczęłam odkrywać siebie samą. Dogłębnie analizować swoje zachowania, nawyki i tą cholerną niezdolność to bycia szczęśliwą. Odnalazłam w sobie pasję, której nigdy wcześniej nie dostrzegałam. Zawsz...