Od momentu upicia się Geralta minęła godzina. Jaskier poprosił jednego elfa, aby pomógł mu przenieść Wiedźmina do jego pokoju, bo sam nie miał na to siły. Dalej bard sam postanowił się nim zająć, mimo złamanej nogi, w której ból wciąż nie chciał ustąpić. Kiedy położył Geralta na łóżku, usiadł obok niego i zaczął się wpatrywać w jego twarz.
- Co cię doprowadziło do takiego stanu Geralt? Nigdy się tak nie upijałeś. - Mówił w stronę Wiedźmina, który nieprzytomny nie mógł go usłyszeć. - Pytałem się kogoś ile udało ci się wypić, powiedzieli mi że aż osiem dużych kufli. Nawet ja tyle nigdy nie wypiłem... - Jaskier popatrzył się w stronę podłogi i zaczął bawić się swoimi dłońmi. - Wiesz, niektórzy piją żeby zapomnieć, albo aby chociaż na chwilę uwolnić się od dręczących ich problemów. Wiem co cię dręczy Geralt, ale ty zawsze starasz się tego nie pokazywać. - Jaskier jeszcze chwilę wpatrywał się w Wiedźmina, poczym podniósł się ze skrzypiącego łóżka i stanął nad przyjacielem.
- Wiem że i tak mnie nie usłyszysz, ale jutro będziemy musieli stąd wyjechać...to pilne. - Przykrył Geralta leżącym obok niego kocem, zdmuchnął palące się świeczki i skierował się w stronę wyjścia. - Dobranoc Geralt. - powiedział i zamknął powoli drzwi.
***
Była ósma rano, kiedy Jaskier zdołał się przebudzić, zabrać ze sobą swoją lutnie, wyszykować się i z powrotem powrócić do pokoju Wiedźmina. Kiedy tam wszedł, nie zobaczył jednak swojego przyjaciela. Postanowił więc wyjść na zewnątrz i sprawdzić czy nie poszedł zająć się Płotką, co było jego poranną rutyną.
Wyszedł przed karczme, gdzie oczekiwał zobaczyć Płotke wraz z Geraltem, jednak zawiedziony, nie zobaczył tam ani jednego z nich. Zaczął się denerwować, myśląc że Geralt wyjechał bez niego, ale nie z powodu że usłyszał jego wczorajsze powiedziane mu plany, tylko sam z siebie. Nie wiedział co robić, a więc postanowił znowu wejść do środka i spytać się właściciela karczmy.
- Dzień dobry, nie widział pan może wychodzącego stąd Wiedźmina?
Gospodarz, stojący przy barku, odłożył szmate, którą wycierał drewniany blat i spojrzał na przejętego barda.
- Wiedźmina? Chyba widziałem jednego... niech czeka, muszę se przypomnieć. - Stał tak przez chwilę zamyślony aż w końcu odpowiedział Jaskrowi. - Taaa, już pamiętam. Jakieś piętnaście minut temu zdąrzył się wymeldować. Wziął klacz i podążył w stronę bramy.
- O nie, nieee, co ja teraz zrobię. - Jaskier zaczął się coraz bardziej denerwować, aż w końcu wpadł na pomysł i skierował wzrok na gospodarza, który znowu zaczął czyścić blat. - Chwila, czy mógłbym pożyczyć od pana konia? - Starszy mężczyzna popatrzył się w jego stronę, przyglądając mu się od góry do dołu.
- Jak pożyczyć?
- Nooo, gdyby mógł mi pan pożyczyć konia tak z dobrego sercaaa...
- Hahahahaha - Śmiejąc się, podszedł do jednego ze stołów i zaczął z niego ścierać okruchy.
- Proszę, to bardzo ważne.
- Haha, uhuhuhu... jasne, bierz pan go. Z tyłu karczmy znajduje się stajnia, są tam trzy konie, ten pierwszy od prawej jest twój. - Jaskier zaczął się uśmiechać od ucha do ucha i ignorując ból nogi, szybko skierował się do wyjścia.
- Dziękuję! - Wykrzyknął zanim zdąrzył wyjść z pomieszczenia.
Skierował się na tyły chaty, gdzie ujrzał małą stajnie.
CZYTASZ
Ani Słowa
Kurt Adam♪ W dużej sali duży stół, a przy nim niewiast tłum, gospodarz zgięty wpół, bije łycha w szklanę. Cicho chciałbym toast wznieść, jak można to na cześć, Wiedźmina, którego miecz uratował życie naszeeeeheeeej! ♪ ♪ Racja brachu! Wypi...