Chapter VI

707 53 22
                                    

Trener klubu siatkarskiego Karasuno stanął jak wryty, gdy usłyszał słowa wypowiedziane przez Hinatę i Kenmę zaraz po wejściu na sale. Dwaj licealiści natomiast patrzyli w ziemię cierpliwie wyczekując na odpowiedź. Oczywistym było, że Ukai nie ma nic tutaj do gadania, bo jeśli chcą odejść to mogą to zrobić dobrowolnie jednak nie ukrywali, że bali się trochę jego reakcji.

- Jesteście tego pewni, chłopcy? - Zapytał blondyn krzyżując ręce na piersi.

Dwaj siatkarze spojrzeli tylko po sobie. Hinata wyglądał bardzo niepewnie w porównaniu do obojętnego na wszystko Kenmy. Bo tak jak dzisiaj od samego rana planował już to, aby zawitać dzisiaj na sali gimnastycznej z taką prośbą tak teraz już sam nie wiedział czy na pewno tego chce. Rudy ostatnio nie był przekonany co do niczego o czym pomyślał. Miewał coraz to większy problem ze skupieniem się przez wieczne zamieszanie w swoim umyśle. Zaczął zastanawiać się czy chwilową odskocznią od tego nie byłaby właśnie gra w siatkówkę. Mógłby to być jego punkt odstresowania się od tego wszystkiego i choć na moment skupić całą swoją uwagę na piłce. 

Szybko jednak wybił sobie ten pomysł z głowy. Przecież to nie od tego był sport. Siatkówka wymagała pełnego zaangażowania oraz owocnej współpracy z innymi członkami drużyny, a Shouyou obawiał się, że w tym momencie nie jest w stanie spełnić tych warunków. Dlatego też kiwnął porozumiewająco głową do farbowanego blondyna i odpowiedzieli tak samo pewnie i synchronicznie.

- Tak. - Była to odpowiedź krótka, ale wiele zmieniająca w życiu obu chłopaków.

Trener Ukai wzdychnął tylko na to słowo i oparł się spokojnie o framugę. Hinata mógł przysiąc, że widział jak powstrzymuje się od wyciągnięcia paczki papierosów ze swojej kieszeni. Nie wolno mu było palić podczas treningów, a tym bardziej meczy.

- W takim razie nic nie poradzę, przyniosę wam na jutro kartki, które muszą zawierać waszą zgodę pisemną oraz rodzica lub opiekuna prawnego. - Odparł przymykając oczy jakby w zamyśleniu.

Chłopcy skinęli głowami na potwierdzenie tego, ze zrozumieli i odwrócili się na pięcie kierując się w stronę domów.

- A, i Hinata. - Powiedział jeszcze na co wspomniany licealista spojrzał na niego zza ramienia. - Pamiętaj, że drzwi dla was zawsze będą stały otworem. Wiem, że przeżywasz teraz trudny okres ze względu na to co się stało i jestem w stanie to zrozumieć. Myślę, że reszta drużyny również. Dlatego jeśli ochłoniesz i jednak zmienisz decyzję to możesz wrócić razem z Kenmą jeśli tylko będziecie chcieli.

Shouyou zacisnął tylko wargi i poczuł jak momentalnie zaszkliły mu się oczy. Na jego ustach zagościł krzywy uśmiech.

- Dziękuję! - Wykrzyczał głośno.

|-|

Mocny podmuch wiatru rozwiewał jego włosy, które złośliwie wpadały mu przez to w oczy. Biorąc jeszcze pod uwagę, że zjeżdżał z górki zrobiło mu się naprawdę chłodno mimo, że miał na sobie ciepłą, białą bluzę i nałożony na nią mundurek. Kolorowe liście, które wiatr bezczelnie porywał z gałęzi drzew wpadały w jego rudą czuprynę przez co wyglądał jak jakiś krasnoludek mieszkający w lesie, ale Hinata się tym nie przejmował. Nie dbał zbytnio o swój wygląd, bardziej skupiał się na szlifowaniu charakteru. Chciał być dobrym i zaufanym przyjacielem, aby móc budować zdrowe dla niego relacje zamiast wchodzić w ociekającą toksycznością przyjaźń. I nawet nie starał się jakoś bardzo, aby taką właśnie osobą być. Po prostu był sobą. Nie rozumiał jak niektórzy mogą mieć z tym problem. Nigdy nie próbował wpasować się do społeczeństwa. Nie miał problemów przez to, że jest kim jest, a nawet gdyby miał to raczej nie dał rady by się zmienić. 

Drastyczną zmianę w swoim zachowaniu zauważył od wypadku, który wydarzył się tego lata. Na samo wspomnienie przetarł oczy trzymając w jednej ręce kierownicę od roweru, ale nie chciał przypominać sobie znów o tym na środku ulicy. Wolał pomyśleć o tym sam, w swoim pokoju. Pomimo tego, że bardzo wpłynęło to na jego osobę wciąż starał się był tym Shouyou, którego wszyscy znali i kochali. Swoje rozszalałe emocje wyładowywał zazwyczaj w domu pod warunkiem, że nikogo w nim nie było. Nie chciał, aby przyjaciele widzieli go w takim stanie i niepotrzebnie się tym zamartwiali. Mieli pewnie wiele własnych problemów, a jego samego i tak wystarczająco wspiera własna rodzina, którą kochał z całego serca. Nawet po wczorajszej sytuacji w jego pokoju jego rodzice wciąż patrzą na niego z tą samą miłością w oczach, a nie strachem czy też obrzydzeniem, których spodziewał się zobaczyć, gdy zaczął mu doskwierać jego problem ze stanem psychicznym. 

I to właśnie trzymało go przy tych bardziej optymistycznych myślach (co nie zmienia faktu, że wciąż gdzieś w jego głowie kłębiły się te pesymistyczne) oraz pozwalało wciąż cieszyć się z małych i dla innych często nic nieznaczących rzeczy. Hinata potrafił każdego roku ekscytować się spadającymi z nieba płatkami śniegu, lub motylkiem, który postanowił zrobić sobie przerwę siadając na jednym z kolorowych kwiatów. 

Przez swoje rozmyślania Shouyou nie zauważył nawet, gdy koła jego roweru natrafiły na rów co spowodowało dość bolesny upadek. Jęknął z bólu i zrzucił rower ze swoich pleców. Spojrzał na spodnie od swojego mundurka na których były widoczne bardzo intensywne zielone ślady. Całe szczęście miał ich jeszcze dwie pary w domu, ale wiedział, że nie będzie tego tak łatwo doprać. Mimo, że jego mama powtarzała mu, że będzie mu prać ubrania ten upierał się i, aby zaoszczędzić jej pracy w domu sam postanowił się tym zająć. Przez wizyty u lekarza oraz zakup leków jego rodzice pracowali naprawdę ciężko w domu jak i poza nim dlatego też licealista robił wszystko, aby im to ułatwić. Czasem nawet zdarzało mu się sprzątać w weekendy razem ze swoją młodszą siostrą Natsu.

Nim podniósł rower zauważył coś co przyciągnęło jego uwagę.

To był złoty pył.

Ten sam, który widywał podczas spotkań z Kageyamą. Dokładnie ten sam, który pomagał mu znaleźć drogę do niego, a jednocześnie sprawić, że całe jego szczęście rozsypie się w milion małych drobinek. Walczył w środku z ogromnym pragnieniem podążenia za nim, ale słońce na niebie powoli zaczynało zachodzić, a bał się wracać w ciemnościach. Była jesień i dzień zaczynał robić się coraz to krótszy. Świecące ziarenka otarły się przyjemnie o jego policzki wręcz zachęcając, aby wstał i za nimi ruszył. Chłopak podniósł się na równe nogi i zapragnął dotknąć je dłonią, jednak uciekły mu sprzed nosa ruszając dalej. Zrobił krok w ich stronę aż nagle poczuł na sobie kolejny, potężny podmuch wiatru, który sprawił, że jego kaptur wylądował na rudej czuprynie. Otrząsnął się szybko, zacisnął oczy i podniósł rower wynosząc go z rowu.

Nie może znowu martwić swoich rodziców.

-----------------------------------------------------------

Gdyby ktoś zauważył jakieś błędy byłabym wdzięczna za ich poprawienie. Dziękuję i Miłego Dnia! <3

-----------------------------------------------------------

Słów: 1086

Sunshine |Kagehina|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz