Hinata złapał zielony listek pomiędzy palce i obejrzał go dokładnie z każdej strony uśmiechając się do siebie pod nosem. Niebo było zasłonięte przez szarawe chmury, ale nie odebrało mu to wyjątkowo dobrego nastroju. Przysunął listek do twarzy i delikatnie powąchał, żeby przypadkiem nie uszkodzić rośliny. Normalnie ludzie wolą zaciągać się zapachem kwiatów, świeżo skoszonej trawy lub dopiero co rosnącej mięty mając ochotę powracać do tych rzeczy wciąż i wciąż. Shouyou w odróżnieniu od nich wolał zachwycać się czymś co widzi się na co dzień przez co może nie być to już takie wyjątkowe i niepowtarzalne, ale chłopiec uważał, że wszystko zasługiwało na odrobinę uwagi. Liść, który zerwał miał krągły kształt kropli i pachniał naprawdę śliczne. Poszedł dalej wciąż trzymając drobną roślinę w dłoni (w taki sposób, aby przypadkiem się nie pogniotła).
W jego głowie już od początku tej wiosny kłębiła się myśl, aby założyć zielnik, ale ciągle było coś co nie pozwalało mu przystąpić do realizacji tego pomysłu. Poza tym nie był też co do niego przekonany, bo wolał widzieć tą całą zieleń gdzieś w trawie, kołyszącą się spokojnie na wietrze, a nie martwą i ususzoną na kartce zeszytu. Ludzie mieli dziwną tendencję do zatrzymywania przy sobie tego co uważali za piękne. Czasem trzeba było wyjaśnić im na spokojnie, że niektóre rzeczy lepiej jest zostawić tak jak są i nie zakłócać ich spokoju. Owszem, Hinata również był człowiekiem i miał nieodpartą ochotę czasem zerwać kwiaty i zrobić z nich wianek lub gonić za nic nie winiącym motylem, ale powstrzymywał się od tego. Odpychał od siebie tą chęć i po prostu obserwował jak wszystko w naturze idzie swoim rytmem.
Po tym jak Kageyama znów wstąpił do jego życia chłopiec miał dużo czasu na przemyślenie rzeczy, które wcześniej nawet nie przychodziły mu do głowy. Zwyczajnie nie miał na nie czasu, był zbyt zaślepiony swoimi problemami, aby być w stanie myśleć o czymś innym niż to co mógłby w sobie poprawić, aby było lepiej. Jednak teraz, gdy był szczęśliwy do rozpuku jego oczy brały pod uwagę każdą najmniejszą pierdołę, która zwyczajnie sprawiała chłopcu radość. Hinata czerpał z życia i był dumny z tego, że udało mu się wybrnąć z dołka. Wiedział, że inni ludzie mogą nie mieć tyle szczęścia co on i gdzieś na świecie jest ktoś kto właśnie kopie pod sobą swoją własną dziurę zmartwień, ale rudy nie miał zwyczajnie jak im wszystkim pomóc. Do tego trzeba po prostu dojść samemu i nawet gdyby Kageyama nie wrócił to musiałby sobie jakoś poradzić.
Co do psychologa to został z niego wypisany jak również brał mniejsze ilości słabszych leków. Choroba nie wyparowała z niego z dnia na dzień i może z dwa razy zdarzało mu się jeszcze mieć pomniejsze halucynacje, ale było zdecydowanie lepiej dlatego za rok Hinata na pewno już na dobre wyzdrowieje. Jego mama jak i ojciec wiedząc, że z ich synem wreszcie wszystko w porządku zaczęli martwić się o jego studia bardziej niż on sam. Shouyou wciąż powtarzał, że da sobie radę i, żeby zajęli się teraz Natsu, bo dziewczynka jest jeszcze mała i jest wiele rzeczy w których muszą ją wesprzeć co oczywiście wzięli sobie do serca, ale wciąż nie przestali się przejmować jego edukacją po liceum. Jeśli chodzi o plany na przyszłość to nic się nie zmieniło od kiedy był dzieckiem. Wciąż był tym samym maniakiem siatkówki, którego celem jest pewnego dnia pokonanie Kageyamy stojąc ponownie po drugiej stronie boiska jak za czasów gimnazjum. Tylko, że tym razem będzie o wiele bardziej doświadczony i nie da się tak łatwo wykiwać.
Usiadł na ławce i zaczął rozglądać się dookoła nie mogąc nigdzie zobaczyć swojej drugiej połówki. Już jutro mieli wyjechać całą drużyną na turniej wiosenny dlatego będą musieli skupić się bardziej na siatkówce niż na samych sobie. Chcieli spędzić jeszcze ten ostatni dzień razem. Nie mieli planów co do tego co będą robić. Może potrenują, może potańczą, a może po prostu położą się spać. Było im to szczerze obojętne, bo czego by razem nie robili to zawsze będzie tak samo przyjemne uczucie.
Wzdychnął cicho i zmarszczył nos, gdy na twarz skapnęła mu kropelka wody. Uniósł swój wzrok ku górze mrużąc nieco oczy od jasnego światła przenikającego gdzieniegdzie pomiędzy szarością. Shouyou nie wiedział co to znaczy, że pogoda jest brzydka, lub zła. Każda była wyjątkowa na swój własny sposób tylko były rzeczy, które społeczność uznała za ładne, więc za takie właśnie są postrzegane. Chłopcu nie potrzebne było do szczęścia wiele dlatego, gdy kropel deszczu zaczęło skapywać coraz więcej on zwyczajnie się roześmiał trzymając się dłońmi za brzuch. Podobało mu się to jak wygląda dzisiejszy dzień. Był podobny do tego kiedy wreszcie wrócili do siebie z Kageyamą.
- Cześć. - Powiedział krótko Tobio podbiegając do chłopca i bezcelowo zasłaniając swoją głowę jedną ręką.
Hinata wyprostował się jak struna i popatrzył na niego jednak po chwili ponownie się wyszczerzył.
- Hej Kageyamaaa. - Przywitał się przeciągając ostatnią samogłoskę w jego nazwisku i wstając z ławki. - Nie uważasz, że ładna dziś pogoda? - Zapytał podskakując nisko z podekscytowania.
- Nie za bardzo. - Odpowiedział mu wyższy marszcząc brwi i zawieszając swój wzrok na zdobionym przez krople asfalcie.
- Oj, no weź, deszcz nie jest taki zły. - Powiedział Shouyou i złapał chłopaka za dłoń, którą ten próbował się osłonić.
- Przeziębisz się. - Stwierdził niebieskooki tym razem spoglądając jak po gołym ramieniu rudego spływają krople wody.
- Co jak co Kageyama, ale nie mam tak kruchej odporności. - Odpowiedział mu niższy zaczynając iść w nieznanym sobie kierunku.
Czarnowłosy już nic nie odpowiedział i po prostu podążył szlakiem, który wyznaczył mu jego chłopak. Tak jak zawsze to z nim bywało mógł wejść za Hinatą nawet w największe bagno byleby tylko móc za nim stać i zaoferować pomoc. Nie przepadał zbytnio za deszczem dlatego czuł się strasznie niekomfortowo i miał ochotę zwyczajnie wrócić do domu i patrzeć na to wszystko przez okno siedząc spokojnie na swoim łóżku gdzie jest sucho i ciepło. Nic jednak nie poradził na to, że nie potrafił odmówić temu małemu promykowi słońca, którego uśmiech tak bardzo ocieplał jego serce.
Shouyou nagle puścił rękę Kageyamy i zaczął zdejmować swoje buty wraz ze skarpetkami.
- Co... ty robisz? - Zapytał wyższy nie rozumiejąc zbytnio co się w tym momencie dzieje.
- Zdejmij buty, a się dowiesz. - Odpowiedział, a w jego głos wręcz ociekał ekscytacją.
Tobio nie był przekonany co do tego pomysłu, ale ufał rudemu dlatego również zdjął jedną część swojej garderoby i patrzył na dalsze poczynania chłopca.
Niższy złapał go za obie dłonie i zaczął kręcić się z nim w kółko mając nadzieję, że Kageyama złapie aluzję, ale chyba potrzebował czegoś więcej, aby go oświecić. Stanął na palcach i podniósł jedną dłoń do góry (która wciąż była złączona z tą Kageyamy) wykonując dość płynny piruet. Tobio zrozumiał o co chodzi i prychnął pod nosem nie wierząc w ten absurdalny pomysł, ale przyłączył się do tego szalonego tańca. Odbijające się od nich krople deszczu i powoli meczące oddechy tworzyły dla nich wystarczającą muzykę, aby byli w stanie skoordynować swoje ruchy. Oczywiście nie raz i nie dwa zdarzyło im się nie grać, ale przecież byli tylko ludźmi. Nie musieli robić niczego idealnie i wcale nie sprawiało im to smutku, a wręcz przeciwnie.
Cienka powierzchnia wody zaczęła spływać po asfalcie i podskakując przy wtórze plaśnięć gołych stóp nastolatków. Ich śmiechom i wpadkom nie było końca. To była jakaś nowa rzecz. Coś czego jeszcze nigdy żaden z nich nie próbował. I może właśnie dlatego sprawiało im to tak wiele frajdy. Wiosna była porą roku, która sprawiała, że po zimie wszystko zaczyna na nowo się rozwijać i powracać do życia. I tak jak pąk kwiatu zaczyna rozkładać swe liście tak też i miłość dwóch licealistów rozrastała się powoli tworząc coś pięknego.
Miłość jest jak roślina o którą trzeba dbać i pielęgnować, aby mogła urosnąć w pełni zdrowa i piękna, a Kageyama i Hinata dopiero od niedawna zdali sobie z tego sprawę.
-----------------------------------------------------------
Słów: 1291
CZYTASZ
Sunshine |Kagehina|
Hayran KurguRzeczywistość? A może to tylko ślepa iluzja? Hinata Shouyou nie jest już chyba pewny czy całe jego życie przez cały ten czas nie było jedną wielką iluzją. W jego oczach te dwa różne światy zlewają się w jeden bez opcji rozdzielenia.