Dzień 3, w którym zaczynam rozumieć co mam a czego nie.

1.9K 93 3
                                    



To jest chyba najgorszy fragment, jaki napisałam w życiu ;_;

Wczorajsza Wigilia była bardzo prosta. Wszystko działo się według powszechnie znanego schematu, co w sumie mnie ucieszyło. Kocham moją rodzinę, a najbardziej kuzyna Loko, który jest rok starszy i przynajmniej zna się na życiu. Na moim życiu. Rozumie mnie. Ja go też.

Co do prezentów; nic specjalnego. Książka, płyta i perfumy, czyli standardowy coroczny zestaw. Nie powiem, żeby było to niemiłe. Prezenty zawsze są miłe.

Skończyło się bardzo szybko. Około 22 wszyscy rozjechali się do domów. Oprócz dziadka pierwszego wraz z babcią. Oni zostają do jutra, z czego się bardzo cieszę. Nie wiem dlaczego Wigilia zakończyła się zaraz po obejrzeniu prezentów. Taka tendencja chyba; im dłużej żyje, tym święta traktowane jako coś „do odhaczenia". Chyba nikt z mojej rodziny nie traktuje tego poważnie. Takie czasy.

-I co ty zrobisz z tym wolnym?- zagadnął mnie tata, nie spuszczając wzroku z gazety- Spotkasz się z kimś?

-Z rodziną?

-No dobra, a po świętach?

-A może Majka?Dawno się nie widziałyście-wtrąciła mama.

Bo może nie chcę jej widzieć, dodałam w myślach.

-Nie mam przyjaciół- odburknęłam.

-A życie jest do niczego i wszyscy umrzemy- dodali chórem.

Wywróciłam oczami. Udałam się do mojego pokoju na piętrze i opadłam na duże łóżko przykryte kremową narzutą. Głowę przycisnęłam do poduszki i czekałam aż ten dzień się skończy.

Niestety, moje kulturalne wypoczywanie przerwał mój tata, który oznajmił, że czas na obiad. Miał nas odwiedzić brat taty, a co dla mnie było najważniejsze- miał przyjechać Loko.

-Nie chcę mi się- mruknęłam prosto w poduszkę.

-Mi też się nie chce.

Wstałam i ubrałam się w czyste ubrania, po czym zeszłam na dół, by napotkać gości w przedpokoju. Rozpromienili się na mój widok, a ja na ich. Był to uśmiech w rodzaju „muszę się uśmiechnąć, by nie zrozumieli jak bardzo nie chcę mi się tu siedzieć i chcę iść spać". Podeszłam bardzo ożywiona z nieschodzącym uśmiechem, który powodował na moich policzkach dołeczki, których swoją drogą szczerze nienawidziłam.

-Loko!- zawołałam i rzuciłam się chłopakowi na szyję- Dobrze, że chociaż ty jesteś.

Ubrany w bordowy sweter, spod którego wystawał czarny kołnierzyk, ciemne jeansy z ogromnym uśmiechem, który naprawdę kochałam. Zwykle jego palce u stóp schodziły się ku sobie, robiąc wrażenie jakby miał okropnie krzywe nogi. Nie miał. Tak myślę. Nie powinnam chyba oceniać jego nóg. Miał burzę ciemnobrązowym loczków na głowie, skąd wzięło się jego przezwisko. Zawsze układały się inaczej, czyniąc jego osobę jeszcze bardziej jedyną w swoim rodzaju.

Puścił mnie, a ja podeszłam do jego rodziców, by się przywitać. Byli najwyższymi ludźmi, jakich znałam. Wujek, gdy wchodził do naszego domu, zawsze lekko uchylał głowę, by nie zahaczyć o górną część framugi. Ciocia zresztą to samo.

Usiedliśmy przy jednym stole. Jak zwykle nie tknęłam jedzenia, za co dostałam naganę od rodziców, dziadków i cioci, po czym otrzymałam zgodę oddalenia się do sypialni. Po chwili dołączył do mnie Loko i rozsiadł się na łóżku.

-I co tam, młoda?

-W porządku, a u ciebie?

Roześmiał się i wyciągnął, dotykając swoimi długimi kończynami drugiego końca łóżka.

Stockholm Syndrome⛅️/lh ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz