Dzień 34, w którym bardzo chciałabym zamknąć oczy; raz na zawsze.

385 40 2
                                    

        Obudziłam się. Ja żyłam. Nie pamiętałam nic z poprzedniego wieczoru. Nie chciałam pamiętać. Obejrzałam swoje nadgarstki i dostrzegłam nacięcia. Kiedy ja to zrobiłam? Rodziców wciąż nie było. Nie spojrzałam w lustro. Nie chciałam widziec swojej opuchniętej twarzy.

            Sięgnęłam po telefon, by wciąż drżącymi dłońmi, odblokować ekran i sprawdzić czy naprawdę rozmawiałam wczoraj z Andersem. Modliłam się, aby to był jedynie koszmarny sen. Miałam jedna nieodebraną wiadomość. Przełknęłam ślinę i, wstrzymując oddech, przeczytałam:

            ”Idę do ciebie”.         

            Adrian. Adrian tu idzie.

            Przypomniało mi się nasze ostatnie spotkanie i łzy w moich oczach, gdy widziałam jak bez słowa opuszcza mój dom. Potwierdza się moja teoria o tym, że jestem potworem. Wszystkich ranię, bez wyjątku.

            Pomyślałam, że poczekam na Adriana przy drzwiach. Nawet nie zawracałam sobie głowy, by sprawdzić o której napisał wiadomość. Usiadłam na wycieraczce i poczułam jej twarde, szorstkie włosy wbijające się w moje gołe nogi. Nie odsunęłam się. Powinno boleć. Z rozmysleń wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Słyszałam kroki chłopaka. Powoli wstałam, poprawiając bluzę i otworzyłam.

            Stał w skórzanej kurtce. Dłonie splótł za plecami i nerwowo ruszał palcami. Spojrzał na mnie. Niec nie mówiąc, zaprosiłam go do środka gestem dłoni. Posłusznie wszedł, zdjął buty. Ukłuła mnie atmosfera, jaka między nami panowała. Jeszcze parę dni temu rzuciłabym mu się na szyję, a on objąłby mnie swoimi rękamiw  talii, gładząc moje plecy delikatnie kciukiem i łaskocząc oddechem w szyję.

            -Marta, ja cię przepraszam.

            Powiedział to ledwo słyszalnie, jednak do moich uszu doleciały te słowa wraz ze wszystkimi ukrytymi emocjami. Stał przede mną taki bezbronny, jak zwykle nieśmiały. Trzymał wciąż ręce za plecami.

            -Chodź do mnie do pokoju.

            Mówiąc to, odwróciłam się na pięcie i podążyłam na górę. Starałam się iść szybko, ale ze zdenerwowania, które nagle zawładnęło moim ciałem, nogi mi się plątały. Trzymałam się kurczowo barierki, rozładowując na niej swoje emocje.

            Weszliśmy do pomieszczenia. Nie wiem dlaczego, ale usiadłam na dywanie, a nie na łóżku. Lekko zdziwiony chłopak zrobił to samo. Siedział około metra ode mnie. Niby jedno wyciągnięcie dłoni i mogłabym położyćjego głowę na moich kolanach, ale w tamtej chwili to była autentyczna przepaść. Nawet nie wiedziałam jak z nim rozmawiać.

            -Nie powinienem cię zostawiać wtedy, przecież nie mogę być na ciebie zły- lekko się rozluźnił i przeczesał włosy- bo ktoś ci się podoba. Przyjaźnimy się, powinienem cię wspierać.

            Uśmiechnęłam się pod nosem i zmusiłam się, by na niego spojrzeć. Dałam mu znak, że naprawdę nie ma mnie za co przepraszać.

            -Hej, wszystko gra.

            -Między nami może być znowu okej?

            -Tak, bardzo bym chciała- odparłam i się roześmiałam. Może nie był to najszczerszy śmiech, ale rozładowywał napięcie- Ty też byś chciał?

            Pokiwał głową i wyciągnął w moim kierunku dłoń. Nie wiedziałam zbytnio co chce z nią zrobić, ale również podniosłam swoją.

            -Uścisk prezesa na pojednanie.

            Ścisnął moja rękę i nią potrząsnął. Nie spuszczał wzroku z mojej twarzy. Był taki serdeczny, że aż uwierzyłam, że naprawdę będzie dobrze.

            Nagle podniósł drugą dłoń z kolan i podwinął rękaw mojej bluzy. Chciałam wyrwać się, ale trzymał mnie kurczowo. Bez żadnego słowa ostrzeżenia dotknął ran palcami.

            -Wiedziałem- powiedział bardziej do siebie niż do mnie- Tylko dlaczego?

            Szarpnęłam mocno i schowałam obie ręce za plecami. Poczułam falę wstydu oblewającą mnie od czubka głowy aż do stóp. Nie było teraz części mojego ciała, która nie chciałaby uciec i się schować. Błagałam, żeby ktoś wyrwał mnie z tego pomieszczenia. Nie mogłam spojrzeć mu w oczy.

            -Wiem, że obiecałam- krzyknęłam i odwróciłam się od niego tyłem- Wiem.

            Nie wytrzymałam. Zaczęłam płakać. Tak bardzo. Bez opamiętania. Zakryłam twarz dłońmi, by nikt nie mógł jej zobaczyć. Wczoraj robiłam dokładnie to samo. Wszystko mi się przypomniało. Bez żadnej litości dla siebie włożyłam palce we włosy i ciągnęłam je. Celowo sprawiałam sobie ból. Zasługiwałam na to. Nawet przez moment zapomniałam, że obok siedzi Adrian. Nie chciałam wyobrażać sobie jego miny, a tym bardziej na niego patrzeć. Co się ze mną stało?Skuliłam się i objęłam ramionami kolana. Wcisnęłam twarz między nogi tak, by nikt mnie nie widział. Najchętniej to bym zniknęła. Ale tak, bym już nigdy nie wróciła.

            -Jestem potworem- zaszlochałam- Trzeba mnie zamknąć. Szerzę zło. Wszystkich ranię. Nie zasługuję, by żyć. Nie zasługuję, by ktokolwiek na mnie patrzył- musiałam zrobić pauzę, by zaczerpnąć powietrza- Dlaczego jeszcze tu jesteś? Czekasz aż zabiję się na twoich oczach? Chciałabym zobaczyć jak umieram. Jak cierpię.

            Ostatnie słowa wypowiedziałam z takim przejęciem, że aż zaczęłam mysleć, że to nie ja. Patrzyłam się na Adriana, który siedział niewzruszony w takiej samej odległości, co przedtem. Widziałam rozmazany obraz jego twarzy. Łzy zamazały mi wszystko. Nawet dobre myśli. Szare kolory naokoło. Najwięcej czerni.

            Nagle chłopak podszedł i oparł swoje czoło o moje, wcześniej podnosząc mój podbródek dwoma palcami. Moje oczy widziały teraz jedynie jego błękitne tęczówki.

            -Nie mów tak więcej- powiedział stanowczo- Dla mnie jesteś wszystkim.

            Otarłam łzy. Wyrwałam się mu i wbiłam wzrok w ziemię. Niech on na mnie nie patrzy, pomyślałam. Zacisnęłam w pięści skrawek dywanu aż dłoń mi się zzaczerwiniła.

            -Mała, kiedy wreszcie przejrzysz na oczy?

            Wiedziałam, że przyszedł moment na to, że wyzna mi, co do mnie czuje. Ale ja tego nie chciałam. Był Anders. I ja chciałam jego. Kręciłam głową. Nie mógł tego teraz zrobić. Nie chciałam go ranić.

            -Nie mów tego, proszę – wyszeptałam- Jest Anders.

            Westchnął i pogłaskał mnie po głowie.

            -Wiem, rozumiem.

            Nastała cisza. Bardzo mi przeszkadzała, ale nie byłam w stanie nic powiedzieć. Nie mogłam zrobić niczego. Teraz juz wszystko zepsułam. Nie było powrotu.

            Zniszczyłam wszystko. Brawo.

            -Pójdę już- wstał i ostatni raz odwrócił się do mnie- Tylko mam pytanie: gdzie jest wtój Anders, kiedy siedzisz sama, płaczesz i próbujesz się zabić? Tak cię kocha?

            Trasnął drzwiami. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam. Nie mogłam. Nie.

Stockholm Syndrome⛅️/lh ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz