Dzień 9, w którym moim sylwestrowym gościem jest książę.

902 50 1
                                    

             Tylko trochę boli.

            Chyba, że rodzice mówią, że czas się pouczyć. Wtedy boli bardzo.

            I dzisiaj Sylwester. I jakie plany ma moja rodzina?

            Mój tata organizuje bankiet. I to taki duży bankiet. To znaczy motywem przewodnim jest przede wszystkim dobra zabawa. Od rana biegają po całym domu i krzyczą na siebie, po czym z uśmiechem na twarzy pytają jak im nawzajem idzie. Klasyk.

            Był jeden warunek. O osiemnastej przybywają wszyscy goście. Muszę być ubrana w wieczorową suknie, długie korale i wysokie szpilki. Przywitam się. Porozmawiam. Wzniosę toast za sukces mojego taty. Wtedy mogę się wymknąć.

            Prawda jest taka, że nie mam dokąd iść. A ponadto nie czuję się najlepiej w towarzystwie najbardziej znanych osób w świecie publicystyki. Wiem, że tata skrycie pragnie, aby w przyszłości przejęła „pałeczkę” i również pisała. Nie czuję za bardzo powołania, ale nie czuję też powołania, by unieszczęśliwiać tatę. Została mi jeszcze godzina, by myśleć gdzie mogę się wymknąć. A i tak nic nie wykombinuję. Więc została godzina, żeby się ubrać i trochę poleżeć.

           

            Punkt osiemnasta. Stary zegar dzwoni.

            Granatowa długa, rozkloszowana suknia do połowy łydek podkreśla moją bardzo wąską talię i zakrywa troszkę za duże biodra, za którymi nie przepadam. Nie ma ramiączek, więc przez cały wieczór będę dociskać łokcie do ciała, by nie pozwolić jej się zsunąć. Na szyi zawiesiłam drobny, złoty łańcuszek, który mama kupiła mi na pierwszą premierę książki. Malutkie serduszko usadowione pomiędzy dwoma wystającymi obojczykami, które podkreślały jedynie moją dziwną przypadłość do nienaturalnie wystających kości. Co do butów, to nie miałam zbytniego wyboru, ponieważ posiadam jedną parę. Czarne z czerwoną podeszwą. Jedyne ładne szpilki, jakie zostały zaprojektowane. Stanowczo za wysokie.

            Stanęliśmy w trójkę w holu. Po kolei ściskałam dłonie kolejnych osób, na które nawet nie chciało mi się patrzeć. Jakoś nie kręcił mnie świat podkopywania sobie nawzajem dołków, by wybić się na szczyt. A większość osób przybyłych na przyjęcie dokładnie taka była. Teraz potrząsała dłonie moich rodziców, by za plecami rozpuścić plotkę, że szantażuje swoją żonę czy coś podobnego. Śmieszyło mnie to. Ale bardziej niż śmieszyło, chyba żenowało.

            Gdy uścisnęłam dłoń chyba setnej osoby przekraczającej nasz prób i uśmiechnęłam się, słysząc jaka jestem już dużo i na pewno taka zdolna jak rodzice, postanowiłam się wyłączyć z tego świata. Widzę to, co chcę widzieć. Więc jeśli zapomnę o prawdziwych intencjach tej imprezy, to uda mi się dobrze bawić. W końcu mam szesnaście lat i powinnam się tylko śmiać. Co prawda, moja dusza zaczęła już przenikać nienawiścią do wszystkich, którzy nie potrafili dostrzec we mnie za grosz człowieczeństwa, ale nie dzisiaj. Dzisiaj się bawię.

            -Będzie Loko?- szepnęłam do rodziców- Ciocia? Wujek?

            -Wujek przed północą jak zdąży- odpowiedział tata, ściskając w tym samym czasie dłoń wysokiego mężczyzny w meloniku- A ciocia i Loko nie dadzą rady.

            Nagle w drzwiach stanęła kobieta w złotej sukni, która z przodu sięgała jej może do kolan, a za to z tyłu ciągnęła się na trzy metry. Miała blond włosy do ramion i delikatnie pomalowane usta na różowo. Oczy podkreślone złotym cieniem, który sprawiał, że mieniły się w blasku jej sukni. Musze powiedzieć, że była pierwszą osobą, na którą zwróciłam uwagę tego wieczoru. Gdyby zdjęła tę tonę złota, to musiałaby wyglądać o wiele lepiej. Szczególnie, że dało się dostrzec jej regularne rysy twarzy, które sprawiały, że była naprawdę ładną osobą.

Stockholm Syndrome⛅️/lh ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz