Ryan

84 13 1
                                    

Zwrócił się idąc w moją stronę gdy tylko mnie zobaczył. Szedł, a raczej kuśtykał lekko zagryzając wargi. Serce dosłownie prawie wyskakiwało mi z piersi. Czego on chciał? Co chciał zrobić? Chciał usiąść na tym miejscu? Rozpoznał, że ja mogłem wiedzieć o jego o telefonie? Rozpoznał mnie ze szkoły? Chciał zwyczajnie zapytać o godzinę?

Z trudem oddychałem. Nie wiedziałem co w tej chwili się ze mną dzieje. Wszystko mnie bolało, ale mimo to podniosłem się. Nie byłem gotowy na jakikolwiek kontakt z tym człowiekiem. Złapałem kulę jak trup przy ostatnim wydechu bo serce podniosło mi się do gardła. Zacząłem szybko zmierzać do drzwi. Próbowałem zgubić jego poważne spojrzenie, które w tej chwili zapalało czerwone światełko w mojej głowie.

- Zatrzymaj się- usłyszałem za sobą i drgnąłem przez co prawie zwaliłem się z nóg. Nie wykonałem nakazu.

Uciekałem przed nim. Po co? Dlaczego? Wtedy nie wiedziałem. Nawet w tej chwili nie zastanawiałem się nad tym. Liczył się jedynie przypływ adrenaliny w moich żyłach. Czułem ją dość często ale dalej nie kontrolowałem. Z resztą nawet nie próbowałem nad tym panować. Wiedziałem dlaczego.

Jack oczywiście dogonił mnie bez najmniejszego wysiłku prócz tego kolana, niestety w przeciwieństwie do mnie. Praktycznie zmęczyłem się tym małym odcinkiem, aż się zacząłem zastanawiać jak dotrę w tym stanie gdziekolwiek.

Poczułem ciężką dłoń na ramieniu i się strasznie spiąłem. Czułem jak się trzęsę, przekląłem w myślach i zacisnąłem zęby.

Chyba Jack zrozumiał moją reakcję i szybko cofnął dłoń. Przegryzłem wargę. Pewnie już ma wyrobione o mnie wspaniałe zdanie.

- Chciałem porozmawiać- zaczął dziwnym tonem. Podobnym w sumie do tonu Claudii gdy odsunąłem się gwałtownie po nagłym dotyku. Cholera jasna...

To było współczucie.

- Tak?- zapytałem podnosząc głowę wysoko. Szybko jednak tego pożałowałem zapominając z kim rozmawiam. Pod naporem głębokiego spojrzenia poczułem jak moje nogi zmiękły, a twarz poczerwieniała. Jednak dalej czułem na sobie ciężar jego tonu.

- Chciałem... Zapytać jak pan się czuje. Po to też przyjechałem. Wyszedł pan dość szybko- zauważył i drgnąłem. Naprawdę był przebiegły.

Nie odpowiedziałem. Nie wiedziałem co powiedzieć. Odwróciłem wzrok.

- Wypisał się pan- odkrył widząc kartę w mojej dłoni- Pomóc w czymś panu? Mam samochód. Mogę pana powieść do domu. Do tego nie wygląda pan na siłach, żeby gdziekolwiek...

Pokręciłem głową.

- Przepraszam, ale nie potrzebuję pomocy- odezwałem się twardo nieco zirytowany. Nie patrzyłem mu jednak w oczy.

- Nalegam. Widzę, że nikt po Pana nie przyjechał. Proszę pozwolić...

- Nie- miałem tego serdecznie dość. Szczególnie zdania, którego całe szczęście nie dokończył- Poradzę sobie. Dojadę autobusem.

- Najbliższy przystanek jest daleko- upierał się Jack. Dziwnie się czułem prowadząc z nim tą dyskusję. Szczególnie gdy czułem dalej rumieńce na twarzy mimo tego poirytowania.

- Poradzę sobie...

- Nie przeczę- teraz to on mi przerwał i urwał jakby chwilę się zastanawiał dodając za i przeciw jakby obliczając i analizując zadanie matematyczne i sprawdzając odpowiedzi- W takim razie Odprowadzę pana- wypalił ku mojemu zdziwieniu. Jego słowom nie można było zaprzeczyć, tak przynajmniej brzmiał. Jakby nie istniało coś innego niż odmowa tej propozycji. Nie wiedział jak bardzo się myli.

- Nie ma takiej potrzeby.

- Nie pomogę panu- podniósł ręce do góry w geście pokoju- Nie ruszę nawet ręką ale chcę wiedzieć, że dotarłeś bezpiecznie do przystanku.

Poczułem ciężar zwrotu jakiego użył. Tak szybko zmieniał znajomość na ,,ty" chodź nawet mnie nie znał. Słodka była jego troska, zawsze marzyłem o spacerowaniu z nim i o rozmowie. Chodź przez chwilę poczucia tego ciepła którym emanował.

Nie wiedziałem, że tak bardzo będę się stawiał temu marzeniu. Nie wiedziałem, że taki uparty będę, że ucieknę przed obiektem westchnień, że poczuje chęć ucieczki przy rozmowie z nim. Tak dużo razy wyobrażałem sobie leżenie w czyiś ramionach i ciepło a także ufność u kimś. Nie wiedziałem, że takie trudne będzie zaufać choćby takiej osobie jaką jest Jack. Nawet nie chciałem tego zrobić. Pragnąłem być za go jak najdalej niego. Jak najdalej wszystkich ludzi którzy mnie otaczali.

Nie wierzyłem mu. Nie wierzyłem, że przyszedł tu do mnie; to brzmiało jak sen. Nie wierzyłem, że dowiedział się o wypadku. W ogóle skąd wiedział, skąd mnie poznawał? To było niemożliwe chyba, że...

Uczestniczył jakoś w tej bójce, albo widział to wszystko.

Upokorzenie jakie poczułem było porównywalne do dostania obuchem w głowę i noża włożonego w serce. Moja duma ucierpiała na tyle, że miałem ochotę zakopać się pod ziemię.

Kątem oka zarejestrowałem jego ruch. Wyciągnął otwartą dłoń w jego stronę.

- Jack. Bardzo mi miło.

Wgapiałem się przez chwilę w jego wyciągniętą rękę ze zmarszczonymi brwiami.

Zacisnąłem pięści i obróciłem się na pięcie łapiąc za kulę.

- Niech pan mi da spokój- powiedziałem. Stwierdziłem, że warto było użyć uprzejmości, chodź do ust cisnęły mi się słowa odwrotne- I proszę za mną nie iść. Za mną też. Proszę zająć się sobą panie Jack, a wolontariatem proszę zająć się gdzieś gdzie przyjmą Pana wspaniałą pomoc i dla ludzi którzy naprawdę jej potrzebują.

- Myślę, że to ty potrzebujesz pomocy.

Zacisnąłem powieki poczułem pod nimi łzy. Przekląłem i odwróciłem się do niego pod raz ostatni.

- Wezwę policję jeśli pan nie przestanie- ostrzegłem przełykając ślinę- Niczego nie potrzebuję. Jeśli jednak tak będzie, będę wiedzieć.

- Nie sądzę. Wyglądasz na zagubionego.

Kolejne uderzenie. Poczułem ból w klatce piersiowej.

- Kiedyś się odnajdę- wymusiłem na twarzy uśmiech i odwróciłem się wychodząc. Wydawało mi się, że sobie odpuścił. Odetchnąłem z przy tym z ulgą lecz nie na długo.

Po kilku minutach, ten najwyraźniej zdążył wejść do auta i zajechać mi drogę.

- Podwiozę cię pod przystanek. Wsiadaj.

Nie miałem sił się spierać. Westchnąłem i w bólu wsiadłem do auta. Natychmiast poczułem kobiecy zapach różanych perfum, najwidoczniej tamtej studentki. Spojrzałem za okno by tylko nie spojrzeć w jego kierunku. On naprawdę nie wiedział kiedy odpuścić. Po co się tak męczy? Czemu tak bardzo chce mi pomóc. Było to na tyle podejrzane, że zacząłem czuć niepewność. Moje serce dalej nie przestało szybko bębnić. By zwiększyć między nami odległość praktycznie przylepiłem się do okna.

W głowie miałem mętlik. Nie wiedziałem co robić, jak się zachować, co powiedzieć. Szczęściem przystanek nie był daleko od szpitala.

Będziesz MójOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz