Rozdział 9

235 10 4
                                    

Otworzyłam leniwie oczy, dziwne jestem w moim pokoju a mogła bym przysiąc że jeszcze przed chwilą byłam gdzie indziej. Edek musiał mnie przenieść. Wstałam i przeciągnęłam się. Usłyszałam że ktoś idzie korytarzem w moim kierunku. Był to Piotr.

- Zbieraj się, zaraz zaczyna się pojedynek.
- Że co? To już, kurde. - zaczęłam biegać po kwaterze i ubierać się.

Chłopak zaśmiał się tylko i pomógł mi zakładać moją zbroje. Ja osobiście chciałam walczyć w mojej kamizelce, ale chłopaki się nie zgodzili, zwłaszcza Edek. Mówili że to nie jest zabawa, no co wy, nie wiedziałam. No ale juz dałam spokój i się zgodziłam na tą zbroje. Wiecie co jest najgorsze, że muszę walczyć mieczem. Nie mówię że jestem w tym zła, bo jestem całkiem dobra tylko po prostu wolę moje sztylety. Wygodniejsze są. No i oczywiście muszę walczyć z tarcza, nie na widzę ich! Krępują ruchy. Skończyłam zakładać zbroje i razem z Piotrem wyszliśmy z kwatery.

Wyszłam z kopuły po mojej prawej szedł Piotr a po lewej Edek. Za nami szedł Kaspian. Moja zbroja była pozłacana w niektórych miejscach, a na piersi widniał wizerunek lwa. Doszliśmy do ruin przed baza gdzie miał odbyć się pojedynek. Miraz już tu był ze swoimi ludźmi. Założyłam hełm, wzięłam tarcze od Piotra i odwróciłam się w stronę Edmunda.

- Uważaj i powodzenia - powiedział.
- Dobrze - wyjęłam miecz z pochwy i stanęłam na przeciwko Miraza. No to zaczynamy.

Pierwszy cios zadał on. Zasłoniłam się mieczem. Miraz walczył mocno i agresywnie przez co często robił błędy. Ja natomiast walczyłam dość spokojnie i nie szarżowałam jak on. Uderzyłam mieczem w jego tarcze. Popchnął mnie z dość duża siła, uderzyłam plecami o kamień za mną. Widziałem jak usta Edmunda wygiely się w grymas bólu.

Miraz zamierzał zadać kolejny cios ale szybko się odsunęłam. Upadłam na ziemię z tarcza w dłoni. Stanął na niej, poczułam ogromny ból w barku, a z moich ust wydobył się krzyk. Nie zwracając uwgi na ból, wyciągnęłam rękę z tarczy i przeturlałam się na bok.

- Życzysz sobie przerwy, moja królowo - wysyczał Miraz z cwanym usmieszkiem.
- 5 minut - zarządałam.

Poszliśmy na swoje połowy, usiadłam na krześle i powiedziałam do Piotra żeby nastawił mi rękę. On podszedł do mnie chwycił jedną ręką za barka a drugią za przedramię. Pociągną w górę a mnie przeszedł straszny ból. Wygięłam twarz w grymasie. Nagle z lasu wyjechala Zuza z Kaspianem. Wstałam z krzesła co po chwili zrobił Miraz. Nie chciałam już brać ani tarczy, ani hełmu.

Weszłam na pole, obserwowałam mojego przeciwnika. Na kolanach miał on wolne miejsca od zbroi, tam mogę uderzyć. Podbiegłam do niego zrobiłam ślizg między jego nogami. Uklękłam za nim i uderzyłam w jego kolano. Upadł na ziemię. Od wruciłam się w stronę moich ludzi, kiedy nagle Miraz wyrwał mi miecz i przewrócił na plecy. Przystawił klingę do mojego gardła. Spojrzałam w dół i z całej siły kopnelam go w ranne miejsce. Szybko wstałam i wyrwałam mu broń. Teraz on klęczał z ostrzem przy gardle.

- Źle cię oceniłem, no dalej zabij mnie. - mówił.
- To nie moja rola. - spojrzałam na Kaspiana i wyciągnęłam miecz w jego stronę - czyń honory. - podszedł do mnie i przeją miecz.
- Będziesz dobrym następcom tronu, jesteś prawdziwym Telmarem. - chłopaka spojrzał na niego, krzykną i wbił ostrze do ziemi.
- Nie takim jak ty! - wysyczał i odszedł.

Zdziwiłam się trochę ale i też wkurzyłam. No ale to była jego decyzja. Ruszyliśmy wszyscy do wejścia gdy nagle za nami rozległ się krzyk.

- Zdrada! Zabili króla Miraza! Telmarowie do broni!
- Co, to nieprawda! - krzyknęłam ale oni byli już daleko. - Narnijczycy przygotować się!

Podbiegłam do nich i stanęłam z Piotrem i Edmundem przed ludem. Kaspian na koniu wjechał do środka kopuły.

- Jesteście ze mną? - spytałam patrząc przed siebie.
- Do końca. - odpowiedział mi Edek.
- Za Narnie! - krzyknęłam i wyciągnęłam miecz.
- I za Aslana! - krzykną lud i wyciągnął swoje bronię.

Ruszyliśmy do ataku. Pod nasem liczyłam do dziesięciu zabijając Telmarów. Patrzyłam jak radzi sobie Edek. Całkiem dobrze. Nagle ziemia pod stopami Telmarów zapadła się a oni wpadli do dziury. Kaspian z resztą armii wyjechali z pod ziemi i zaczęli atakować od drugiej strony. Zmieniłam się w lwice i atakowałam przeciwników. Spojrzałam na Piotra.

- Łucja! - krzykną do mnie. Od razu rzuciłam się biegiem w stronę lasu.

Próbowałam ja usłyszeć. Udało się, była kilka metrów ode mnie. Ujrzałam ją i przebiegłam obok. Wybiegłam przed nią i zaryczałam. Jej koń staną dęba, a ona z niego spadła. Rzuciłam się na Telmara, który ja gonił. Postraszyłam go trochę i puściłam. Odwróciłam łeb w stronę Łucji. Dziewczyna podbiegła do mnie  i się wtulila.

- Dziękuję. - wyszeptała w mój bok.
- Myślę że trzeba obudzić naszych znajomych. - odsunęłam się od niej, stanęłam trochę dalej i głośno zaryczałam.

Drzewa wydały z siebie dźwięk i zaczęły się ruszać. Przykucnęłam przy Łucji, dając jej znak żeby wsiadła. Pobiegłam w stronę mostu.

- Nie idziemy im pomóc? - spytała.
- Musimy zrobić coś innego.

Dobiegłyśmy do mostu. Po drugiej stronie stali Telmarowie, a za nimi Narnijczycy. Ja i Łucja stanęłyśmy na drugim końcu. Wrogowie zaczęli biec w nasza stronę. Z mojego gardła wydobył się przerażający ryk. Stanęli w miejscach. Woda zaczęła się cofać i po chwili przybył władca mórz. Załatwił Telmarów i zniknął.

Wszyscy przeszli na drugą stronę rzeki, przegrani zaczęli oddawać broń. Podeszli do mnie Zuza, Piotr, Edmund i Kaspian. Byłam już pod ludzką postacią. Uśmiechnęłam się do nich, oni odwzajemnili uśmiech.

- Ryczypisk - krzyknęła Łucja. Kucnęła przy nim i wlała mu do pyszczka kilka kropel swojej leczniczej mikstury. Po chwili przebudził się.
- Coś się stało? - wstał i wtedy ujrzelismy ze nasz mały rycesz został pozbawiony ogona. - O pani ja... - zachwiał się i wtedy sposrzegł, że czegoś mu brakuje. - Przepraszam że jestem w takim stanie. Może jeszcze trochę? - spytał wskazując na buteleczkę.
- To chyba tak nie dzieła. - przyznała Łucja.
- Jeśli naszemu przywódcy odebrali coś cennego, my też na to nie zasługujemy. - powiedział jeden z załogi Ryczypiska. Myszki wyjeły szabelki i chwyciły swoje ogony.
- Za wasze oddanie i wierność. - powiedziałam. Po chwili u małego rycerza pojawił się ogon.
- O, bardzo dziękuję. - ukłonił się.

Ja tylko kiwnełam głową. Spojrzałam na władców i Kaspiana. Wszyscy zaczęli się zbierać. Zmierzaliśmy w kierunku zamku Telmarów. To już koniec. Trzeba będzie się pożegnać.

Potomkini NarniiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz