Rozdział 12

120 7 11
                                    

Notka

Mam nadzieję że nie spisaliście tej książki już na stary i miłego czytania kolejnego rozdziału :)

*******

Pov. Kaspian

Otworzyłem powoli oczy czując lekki ból z tyłu głowy, rozejrzałem się po celi, była kamienna i dość w niej śmierdziało. Spojrzałem na Edmunda, jeszcze się nie ockną. Wstałem z ziemi i wyprostowałem się strzelać przy tym wszystkimi kościami jakimi się dało, chyba długo tak leżałem. Podszedłem do kraty i chwyciłem za nią ciągnąć i pchając na zmianę, na marne, krata ani drgnęła. Wyjrzałem przez nią, ale widziałem tylko ciemność. Odsunąłem się trochę od niej i z całej siły kopnąłem w nią. Ponowiłem tę czynność jeszcze kilka razy ale tak jak poprzednio drzwi ani drgnęły. Po paru minutach usłyszałem ciche mamrotanie z kąta celi. Brązowo włosy zaczął się powoli wybudzać. Gdy otworzył oczy podszedłem do niego i kucnąłem przy nim.

- Jesteś cały? - spytałem.

- Tak - zaczoł podnosić się z ziemi.

Pomogłem mu wstać, gdy chłopak był już na nogach i otrzepywał się z pyłu,  wróciłem do kopania tych przeklętych drzwi. Wiem że nic to nie da, ale trzeba próbować.

- To na nic, stąd nie da się uciec - usłyszeliśmy głos z głębi celi. Obaj spojrzeliśmy w tamtą stronę.

- Kim jesteś? - spytałem.

- Nikim, głosem w ciemności. - zgarbiona postać zaczęła wyłaniać się z pośród ciemności.

- Lord Berl - zdziwiłem się.

- Może kiedyś, ale straciłem już prawo do tego tytułu. - posmutniał odrobinę.

- Jeden z siedmiu lordów? - spytał Edek.

Kiwnąłem do niego na tak i powoli zacząłem podchodzić do starca,  kucnąłem przy mężczyźnie. Chwilę mi się przypatrywał.

- Twoja twarz, Przypominasz mi króla któremu niegdyś służyłem. - stwierdził.

- To był mój ojciec. - odpowiedizałem mu, przypatrując się jego twarzy.

Spojrzał na mnie wzdiwiony, ale po chwili potrząsnął głową i zaczął klękać, ale chwyciłem go pod ramę i poniosłem lekko żeby wstał. Wpatrywał się we mnie, lekko unosząc dłoń. Opuszkami palców dotkną skóry na moim policzku. Po chwili puściłem go i odsunąłem się na kilka kroków, już chciałem coś powiedzieć ale przerwał mi krzyk z zewnątrz celi. Edek podszedł do kraty w małym oknie przy suficie i wyjrzał, ja po chwili dołączyłem do niego. Wyjrzałem przez okno, było tam nie małe zamieszanie, Łowcy niewolników, nie mam pojęcia w jakim celu,  pakowali ludzi z wozu na łódź.

- Dokąd ich zabierają? - odwróciłem się do lorda.

- Zaraz się przekonacie.

Wypuścili łódź w morze, po chwili z wody wyłoniła się zielona mgła. Ludzie na łodzi zaczęli kręcić się i krzyczeć. Zielona płachta dymu okryła całą łódź i nie mogliśmy jej dostrzec. Gdy mgła opadła ludzi ani łodzi już nie było. Zniknęli jakby nigdy nic.

- Co to ma znaczyć? - spytałem.

Zeskakując na ziemię razem z Edmundem.

- To rodzaj ofiary. - przyznał starzec.

- Ale gdzie się podziali?

- Tego nikt nie wie, ta mgła nadeszła ze wschodu. Dochodziły nas słuchy o rybakach znikających na morzu. My lordowie przysięgliśmy że znajdziemy źródło tej mgły i zniszczymy je, wypływali kolejno, ale żaden nie wrócił. - przerwał i podszedł do ściany. - Widziecie jeśli Gampas nie sprzeda was Handlarzą niewolników, zapewne żuci was na pastwę mgle.

Potomkini NarniiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz