Section 5.3

1K 47 14
                                    

- Gdzie trzymacie lód? - zapytałam nastolatka próbując otworzyć lodówkę.

- A gdzie się trzyma lód? - zakpił wciąż trzymając się za brzuch.

- Myślałam że skoro masz „magiczne moce" to możesz się tam jakoś sam pozszywać - po chwilowym i opornym szukaniu w zamrażarce trzy szufladowej, w końcu udało mi się dorwać coś nadającego się na okład. Podałam mu zimną rzecz, a ten popatrzył na mnie jak na jakiegoś wariata i wziął ode mnie to coś, cokolwiek to było.

Oparłam się lewą ręką o stół, a prawą chwyciłam się za biodro obserwując poczynania Five. Ten nic sobie z tego nie robił, co mnie potwornie irytowało. Tu nie chodziło o mnie, a o nas i o tym, co ten człowiek (jeżeli to człowiek) w ogóle robi. Może nie znamy się zbyt długo, ale wiem, że jego rodzina nie jest taka jak moja. Taka jak moja, to znaczy "normalna". Ta kobieta na podwórku, na pewno nie jest normalna. A ten cały Sir Reginald czy jak mu tam, nie może być normalny, także i Five nie jest normalny, chociaż co ogólnie oznacza pojęcie normalności? Analizując moje doświadczenie, którego zbytnio nie mam gdyż jestem jeszcze młoda, czy normalność to te same zachowanie większości społeczeństwa, a może mniejszości uwzględniając rozwój grup społecznych*.

Nie wiem dokładnie kiedy zdążyliśmy wyjść na dwór, jednak podejrzewam, że stało się to za sprawą Five'a. Przez moje zamyślenie nie wiedziałam zbytnio co się wokół mnie dzieje, dlatego dopiero powróciłam na ziemię oblana, jak zimnym kubłem wody, surowym głosem nieco starszego mężczyzny, który zauważył mnie dopiero teraz.

- A to kto? Nie zostałem powiadomiony dziś o żadnym gościu. Grace, czy ta dziewczynka się zgubiła? - wystraszona chciałam stamtąd uciec, byłam kompletnie nieświadoma o co chodzi temu mężczyźnie. Zalewał pytaniami ów Grace na mój temat, jednak ta jakby zacięła się i nie umiała odpowiedzieć na jego pytania, wiedziałam że nie mogą być normalni. Wtedy właśnie stało się coś, co nie tylko dla mnie było nie do przewidzenia.

- Ona jest ze mną - odwróciłam się w stronę osoby, która stała za mną. Był to Five, ale zawał. Wystraszyłam się nie na żarty, bo ten cały Sir Reginald wyglądał na bardzo surowego, mam nadzieje że nie przysporzę Five kłopotów - Poza tym, Louise może odpowiadać za siebie, a Grace** nic o niej nie wie.

- Podejdź no tu, skoro umiesz mówić - podeszłam niepewnie do mężczyzny.

- Lousie Toheart proszę Pana - przedstawiłam się po czym wyciągnęłam rękę w jego stronę. Od razu się skarciłam, bo nie wiedziałam czy ją przyjmie. Ten tylko uniósł brew a następnie uścisnął moją dłoń.

- Miłego wieczoru - pożegnałam się z mężczyzną, natomiast rodzeństwu życzyłam „dobranoc" i rzuciłam „do zobaczenia!".

Przeszukałam swoje kieszenie w których natrafiłam na klucz z mieszkania, po chwili będąc już na piętrze zbliżyłam się do drzwi a następnie przekręciłam w nich klucz.

Wchodząc do małego holu przywitała mnie cisza. Nikogo nie było, szkoda, jakby moi rodzice byli pogralibyśmy w karty.

Weszłam do swojego pokoju ówcześnie zdejmując z siebie wyjściowe ubrania oraz buty, udałam się do kuchni i spojrzałam do lodówki. Pustka. To znaczy jedzenie jest, ale trzeba je przygotować, a z racji tego że jestem typem który jest zbyt leniwy aby sobie coś przygotować, sięgnęłam po czajnik i wlałam do niego wodę. W ten sposób przygotowałam sobie herbatę. Dodałam do niej cytryny oraz odrobinę cukru, dzięki czemu uzyskałam idealny smak (polecam).

Z nadal panującym kubkiem udałam się do swojego pokoju w którym miałam dość spory bałagan. Odstawiłam naczynie na biurko po czym zaczęłam się za zbieranie porozrzucanych kartek z podłogi. Były wszędzie, dziwne że niebyłam tego świadoma.

Wszystkie kartki wrzuciłam do szuflady w komodzie (tej przeznaczonej do rzeczy plastycznych i artystycznych), a następnie usiadłam przy biurku. Nic nie znajdowało się na swoim miejscu, jednak co dziwne, te rzeczy nigdy nie miały swojego miejsca, dlatego bardzo się zdziwiłam o co mi chodzi.

Wypiłam już trochę herbaty, ale nudziło mi się potwornie, dlatego wyjrzałam za okno które sąsiadowało z oknem pokoju Five. Miałam nadzieje że go zobaczę, ale było pusto, dlatego wzięłam kartkę i napisałam na niej aby jak będzie mógł to do mnie się teleportował. Przykleiłam ją do okna od wewnątrz i wróciłam do nudzenia się.

- Hej, coś się stało? - usłyszałam nad głową.

- Aa*** - podskoczyłam - Five nie strasz proszę - powiedziałam po czym zamknęłam książkę i odłożyłam ją na mały stolik nocny.

- No trudno, czemu mnie szukałaś? - podał mi kartkę która niedawno była przyklejona do mojego okna.

- Nudzi mi się - oparłam brodę na rękach.

- I ja mam Ci coś załatwić do robienia? Co ja jestem maszyna pomysłów? - prychnął po czym spojrzał na mnie - nie! Nie rób tej miny! Louise! - moja mina wyrażała jedno; „znajdź mi zajęcie, albo zniszczę wszystkie twoje mundurki".

- Dobra, może coś się znajdzie - przewrócił oczami, natomiast ja zadowolona z jego obecności, zrobiłam mu miejsce obok siebie.
--

*nie wiem teraz czy piszę fanfiction o Five, czy piszę pracę magisterską albo rozprawkę na maturę XD.
**ale wtopa, nie pamietam jak Five nazywał Grace, czy mama czy po prostu Grace, jak coś to mnie poprawcie.
***aaa stop, im gonna drop my croissant.

Moi drodzy, pisanie książki to bardzo pracochłonny proces. Szczególnie, kiedy nie jest to główna czynność jaką robi się na codzień. Myśle że zbliżamy się powoli do końca tego fanfiction. Pomimo tego, że nie jest ono długie, nie chce go przedłużać, myśle że jeżeli uda mi się je rozplanować, będzie się je nawet przyjemnie czytało. Zastanawiam się nad korektą, bo pierwsze rozdziały nie świecą zbyt kulturalnie czy zjawiskowo, w sumie te najnowsze też nie.

Dedykuję rozdział dominikowi, siema mordo, nie nudź się, przeżyjemy do Wielkanocy! Także enjoy.

Miłego dnia/nocy, zależy o której czytacie ;*

Remember the Time? | Five Hargreeves |✔️zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz