Żałoba to niezła s*ka.
Nie zaczyna się zdania od a więc, także zacznę inaczej.
Kiedy przedstawiłam wam Louise, pewnie mieliście do niej mieszane uczucia. Kolejna dziewczyna, wręcz idealna, bez wad, ale cóż, każdy je ma, a także i ona. Mówiąc dokładniej, Louise miała być tą, z którą się utożsamiamy. Wcielamy się w jej rolę i mimo że nie mamy jej talentów, to czujemy się nią, w końcu to książka. Lepiej; fanfiction.
Louise zmarła, na skutek wykrwawienia. Pierwszego października roku dwutysięcznego piątego. To było jej przeznaczenie, umrzeć w ramionach przyjaciela. Ogłuszył ją wybuch, a zabił, pocisk, prosto w wątrobę. Jej śmierć jednak nie poszła na darmo, przecież powinna umrzeć już dawno.
(zmiana perspektywy)
Słyszałem pisk, jakbym stracił słuch. Zostałem powalony na ziemię, ledwo się podniosłem. Zobaczyłem krew, czerwoną gęstą krew i jakby świat nagle zawirował. Zobaczyłem blond włosy rozwiane na ziemi; Lousie. Tylko nie znowu, proszę. Zatykając sobie jedno ucho i totalnie ignorując krwawiące ramie, postawiłem pierwszy krok, potem drugi i padłem przy dziewczynie. Obróciłem ją w moją stronę, położyłem jej głowę na swoich kolanach i chwyciłem jej twarz w dłonie. Była taka blada, ubrudzona pyłem i gruzem, za to jej oczy świeciły zielenią, były takie martwe. Krzyk bezsilności wydostał się z moich ust. Szloch był niekontrolowany i nieunikniony. Była taka młoda. Całe życie przed sobą miała.
Kiedy ból ucha zaczynał ustępować, dopiero zauważyłem co się wokół mnie działo. Policjanci rozmawiali z moim rodzeństwem, za to zakładnicy byli przesłuchiwani przez medyków. Tyle się działo, a jednak nikt nie widział jej. Czułem się słaby, ale gdy usłyszałem ostatni oddech wydany przez Louise, odzyskałem siły. Resztką życia, wcisnęła mi list do ręki, a jej policzki stały się mokre od łez, tak też bezwładnie opadła na kafelki.
Zacisnąłem oczy, myśląc że to tylko zły sen, ale wtedy pojawił się sanitariusz. Wziął blondynkę na ręce, nawet na mnie nie patrząc. Czy ten dzień może być jeszcze gorszy? Wyszło na to że nie, bo oprócz nieprzespanej nocy i gapieniu się na list, którego tak bardzo nie chciałem otworzyć, ale zarazem chciałem, to nic zbytnio się nie wydarzyło.
Dzień później nie wiem jak było, teleportowałem się z domu przed świtem. Nie pamiętam nawet gdzie byłem, ale wróciłem po zmierzchu. Mimo wszystko dzień następny, dzień pogrzebu, był najtrudniejszy. Tego dnia nie obyłem się bez smutnych i współczujących spojrzeń mojego rodzeństwa. Na ceremonii pojawił się nawet mój ojciec. Mama Louise płakała najbardziej, a jej córka nawet nie wiedziała o kim mowa. Czy ból w końcu zniknie?
Na stypę to nawet mnie nie zaproszono, cóż się dziwić, jej rodzina nawet mnie nie znała. Przy akademii zobaczyłem tylko Andrew'a, tego ciemnowłosego chłopaka, z którym widziałem Louise późną zimą. Był przygnębiony i tylko skinął głową w moją stronę. W końcu znalazłem się na TYM dachu. Poczułem się, jakby ta chwila trwała znów, tylko że byłem sam. Wyciągnąłem list, wahając się nad jego otwarciem. Pękłem, rozerwałem kopertę, wyciągnąłem zżółkły papier i zacząłem czytać. Były momenty wściekłości, spokoju, smutku i radości. Czyżby moja przyjaciółka wiedziała co ją czeka? Chyba tego nie zaplanowała? Chciałbym ją zrozumieć, ale tak jak wspomniała w liście.
Nie byliśmy dla siebie.
Zmęczony smutkiem przeniosłem się do pokoju Louise. Miała rację, wszystko na swoim miejscu. Szkicownik na łóżku. Otwarty, na szkicu... mnie, wtedy na dachu. Zamknąłem go i wziąłem ze sobą do akademii, wściekły i zdruzgotany wpadłem do salonu. Rzuciłem się na kanapę, nie zauważyłem jednego; Vanya'i przeglądającej treści regału. Usłyszałem gwałtowny oddech, a po chwili chude ręce Vanya'i oplotły mnie w pasie. Czułem ciepło, pierwszy raz od dawna.
- Dlaczego to tak boli? - zapytałem jej.
- Jak boli, to znaczy że było prawdziwe - podniosła na mnie wzrok.
- Ale ja nie chcę - mruknąłem. Ta tylko jeszcze bardziej mnie ścisnęła. Wtedy wpadłem na najgorszy pomysł w moim życiu.
- Allison! - wpadłem do pokoju brązowookiej.
- Five? - dziewczyna spojrzała na mnie - wyglądasz fatalnie - skomentowała krzywiąc się.
- Dzięki - odpowiedziałem sarkastycznie - zrób coś dla mnie.
- Jeżeli poprawi Ci to humor to pewnie. Może gorąca kawa? Albo jakieś małe straszenie sąsiadów - nakręciła się brunetka.
- Nie nie Allison, wymaż mi Louise z pamięci - poczułem jak głos mi się załamał.
- Five nie. Nie zrobię tego - powiedziała zaciskając usta.
- Nie każ mi cierpieć Trzy. Proszę - dosłownie padłem na kolana twarzą do podłogi.
- Ja... Nie mogę.
- Proszę All... - dziewczyna według moich wskazówek chwyciła za szkicownik blondynki i włożyła do niego list.
- Usłyszałam plotkę...
__
I co? Łyso wam? Bum, jedziemy z tym tematem. Dzięki wam bardzo za bycie tu, a w następnym "rozdziale", podsumowanie i podziękowania. Buziole!
maraton 3/3
![](https://img.wattpad.com/cover/186467597-288-k456841.jpg)
CZYTASZ
Remember the Time? | Five Hargreeves |✔️zakończone
FanficPrzez wypadek na szkolnej sylwestrowej dyskotece Louise ratuje tajemniczy zamaskowany nastolatek, kiedy ta się przeprowadza marzy aby spotkać go ponownie. Czy to się stanie? Wiadomo. Proszę o dystans, to była jedna z pierwszych moich prac tutaj. Po...